Rozdział 12 cz.1 - Petarda

471 300 172
                                    

Petarda miała być gotowa do odbioru dopiero jutro, ale założyłam, że Larsowi udało się już skompletować potrzebne mi zioła. Żeby sporządzić tę listę, musiałam odkurzyć stary dziennik matki i odnaleźć w nim przepisy na wywary, które chciałam wykorzystać. Wybrałam się więc raźnym krokiem do dzielnicy rzemieślniczej.

Dzień był piękny, poza tym wydawało się, że wczoraj w końcu wyjaśniłam wszystko Hornanowi. Miałam nadzieję, że wreszcie do niego dotarło, iż łączyła nas tylko praca i wraz z jej wykonaniem zakończy się też nasza znajomość. Po raz pierwszy miałam dobre przeczucie w stosunku do całego tego planu. Póki co, wszystko szło nieźle i według wcześniejszych założeń. Wiedziałam, że ostatecznie i tak wszystko będzie w rękach Renny'ego i jego zdolności do improwizacji, ale czułam, że sobie poradzi. Musiałam przyznać, że nigdy wcześniej nie widziałam u niego takiego zaangażowania. Widocznie wysokość nagrody mobilizowała go do działania.

Dotarłam do celu i bez ociągania się popchnęłam drzwi do środka. Lars akurat kogoś obsługiwał, więc postanowiłam się jednak wycofać. Osobiście wolałabym, żeby nikt mi nie przeszkadzał w interesach z nim i zamierzałam podarować ten przywilej zastanemu tam mężczyźnie. Zdążyłam tylko zauważyć, że był ubrany w długi, podróżny płaszcz i kapelusz z szerokim rondem. Dziwne odzienie jak na tę porę roku, ale u Larsa działy się już dziwniejsze rzeczy.

Czekałam cierpliwie na zewnątrz, aż przybysz opuści sklep. W międzyczasie, żeby zabić czas, wyobrażałam sobie kim mógł być. Zdecydowanie nie pochodził stąd. Biorąc pod uwagę jego strój, stawiałam na północ kraju, może nawet same góry Cadaryjskie?  Oczywiście mogłam się mylić, ale kiedy wyszedł, utwierdziłam się w przekonaniu, że przywykł do chłodniejszego klimatu.

Odprowadzałam go wzrokiem. Coś jeszcze mi nie pasowało. Był bardzo wysoki i szczupły, jego twarz skrywał cień, a na rękach miał założone cienkie rękawiczki. Poza tym poruszał się swobodnie i lekko, ale niezbyt pewnie, często przystawał na rozstajach dróg. Po chwili uświadomiłam sobie, co było nie tak. Zmylił mnie jego strój, ale te ruchy były zbyt płynne, zbyt... kobiece. Z rozmyślań wyrwał mnie właściciel sklepu, stukając w szybę i gestem zapraszając mnie do środka.

− Witaj! Widzę, że zła sława twojego sklepu sięga również poza granice ziem Jowana. − Zaryzykowałam pociągnięcie go za język. Chyba zadziałało, bo założył kciuki za pasek spodni i napuszył się jak paw.

− Nawet nie wiesz jak daleko, nie? Co cię do mnie sprowadza? Umówiliśmy się dopiero na jutro, nie? − Niby potwierdził moje przypuszczenia, ale we właściwy dla siebie sposób zmienił temat. Szanowałam jego dyskrecję. Miałam nadzieję, że postąpiłby tak samo w stosunku do moich interesów.

− Na jutro, ale pomyślałam, że może masz już dla mnie któreś zioła. Trochę gonią mnie terminy dostaw, a napary muszą swoje odstać. Może już dzisiaj mogłabym zacząć? − Idealne kłamstwo jest zawsze po części prawdą. Zawsze to powtarzałam.

− Część już mam, ale na resztę będziesz musiała poczekać do jutra, nie? Ciekawe te twoje składniki. Co prawda czasy, kiedy byle zielarka uchodziła za władczynię nieistniejącej od dawna magii mamy już za sobą, ale mimo to powinnaś uważać, nie? Na twoje szczęście Lars o nic nie pyta i o niczym nie wie, nie? − Przeszedł przez zasłonę z kolorowych koralików na zaplecze sklepu i wrócił po chwili z podłużnym pakunkiem.

− Proszę, jutro uregulujesz całość, nie? − Podał mi zawiniątko. To chyba nie było pytanie, ale odruchowo odpowiedziałam:

− Przecież wiesz, że tak. − Uśmiechnęłam się do niego na pożegnanie i wyszłam ze zdobyczą w rękach. Sądząc po rozmiarze, nie było tego dużo, ale miałam nadzieję, że wystarczy choć na jeden z wywarów, które zamierzałam przygotować.

Miasto Złodziei (Część 1) - AshenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz