Dzień przed zaślubinami Sevi, Gwen zaciągnęła mnie do pomocy. Chciała udekorować cały plac za warsztatem Ronana. Mnie wydawało się to śmieszne i bezsensowne. W każdym razie, sądząc po ilości ław, gości miało być sporo. Właśnie ustawialiśmy i dekorowaliśmy suknem małą scenę, przed którą zostawiono miejsce do tańców. Podobno Sevi nawet uprosiła Farrena o nadzór nad całą uroczystością.
− Zatańczysz ze mną jutro, Lily? − zapytał Edgar, wbijając gwoździe w estradę.
− Kiepska ze mnie tancerka. Na pewno będzie wiele bardziej odpowiednich panien − odpowiedziałam z uśmiechem.
Faktycznie, z jakiegoś powodu z tańcami nie szło mi najlepiej. Prawdopodobnie miało to coś wspólnego z tym, że po prostu za tym nie przepadałam. Poza tym, zamierzałam dotrzymać obietnicy złożonej jego ojcu.
− Nie daj się prosić. Jeden taniec, to wszystko – nalegał, patrząc na mnie oczami wielkimi jak u szczeniaka.
− Dobrze, już dobrze, ale tylko jeden − zaśmiałam się, widząc jego błagającą minę i błyszczącą od potu skórę. Nie mogłam mu się oprzeć.
Podeszła do nas rozradowana Gwen. Widziałam, że to jej żywioł.
− Lily, musimy jeszcze pójść na targowisko po suknię dla ciebie − rzuciła, niby od niechcenia. Doskonale wiedziała, że nie chcę nigdzie iść.
− Co? Chyba żartujesz! Dobrze wiesz, że w życiu nie założę czegoś, co tak krępuje ruchy! − odparłam oburzona, krzywiąc się na samą myśl.
− To może kompromis? Znajdziemy coś odpowiedniego. Nie możesz na taką okazję ubrać tych twoich skór – odparowała, marszcząc nos i wskazując równocześnie na to, co miałam na sobie.
− Ty, jak mniemam, masz już suknię? − Chciałam szybko zmienić temat, choć wiedziałam, że sprawa już jest stracona.
− Oczywiście. Nie zostawiam takich rzeczy na ostatni moment. Chodźmy. − Złapała mnie za rękę i zaczęła ciągnąć za sobą.
− A przygotowania? − Próbowałam uczepić się czegokolwiek, byle nie musieć iść z nią po te sprawunki.
− Edgar świetnie sobie radzi, prawda? − Zatrzepotała rzęsami w jego stronę.
− Jasne, bawcie się dobrze! − rzucił za nami wesoło.
− Zdrajca! − Zdążyłam jeszcze krzyknąć, oglądając się na niego, zanim zniknęłyśmy za rogiem i skierowałyśmy się w stronę dzielnicy kupieckiej.
− Zobaczysz, spodoba ci się. − Gwen uśmiechała się od ucha do ucha.
− Jakoś wątpię, ale chyba nie mam wyboru – mruknęłam.
*
W dniu zaślubin przygotowywałyśmy się razem z Gwen w jej izbie w Złotej Rybce. Rudowłosa wyglądała pięknie w swojej długiej, granatowej sukni z szerokimi rękawami. Włosy upięła u góry, aby odsłonić smukłą szyję, a między piersiami pysznił się duży wisior w kształcie smoka z niebieskim agatem, przyciągając uwagę w te rejony. Nieco mnie to zaskoczyło. Smoki w tej chwili stały się bajką, mrzonką opowiadaną dzieciom na dobranoc lub w celu ich straszenia, jeśli źle się zachowywały. Kiedyś za tak jawne obnoszenie się z takim symbolem fanatycy mogliby zrobić jej coś złego. Na szczęście dziś takie przypadki się raczej nie zdarzały, mimo to w sercach prostych ludzi pozostała obawa. Poza świątyniami trudno było znaleźć cokolwiek związanego z tymi bestiami. Gwen tylko machnięciem ręki zbyła moje rozważania w tej sprawie i skupiła się na mnie.
Ja żadne skarby świata nie założyłabym sukni, więc pozostałam przy luźnej tunice z długimi rękawami w kolorze starego złota i pasującymi do tego spodniami w ciemniejszym odcieniu. Nie chciałam zostawiać swoich ostrzy, ale Gwen nie pozwoliła zabrać mi nawet noża, który mogłabym ukryć w cholewie wysokiego buta. Przynajmniej z nimi wolałabym się nie rozstawać, ale nie chciałam narażać się na gniew przyjaciółki. W końcu w razie czego zawsze można zdobyć jakąś broń.
CZYTASZ
Miasto Złodziei (Część 1) - Ashen
FantasyCzy znajdzie się ktoś, kogo nie zdenerwowałaby kradzież jego własności? No właśnie. Nikt. Dlatego Lily White, całkiem zdolna i ambitna złodziejka, niemal wyszła z siebie, kiedy inny łotrzyk zwinął jej sprzed nosa łup, na który miała chrapkę. Postano...