Rozdział 8 - Układ

573 303 187
                                    

Idąc przez uliczki dzielnicy rzemieślniczej dalej nie mogłam uwierzyć w to, co się stało. Sam fakt, że Hornan przyznał, iż potrzebował pomocy, już był nad wyraz niespotykany, a to, że chciał tej pomocy ode mnie, to przerastało wszelkie pojęcie.

Mimo dziwności całej sytuacji, to ten układ wydawał się dla mnie korzystny. Wprawdzie nie zarobię na nim specjalnie dużo, ale też niezbyt wiele musiałam zrobić. Złodziejowi chodziło o informacje i zamierzałam mu je dostarczyć. Co prawda, jeśli zginie po drodze również się go pozbędę, ale wtedy nic nie skapnie dla mnie.

Ciągnęłam go za sobą w stronę mojej izby. Oczywiście, dodatkowy spacer sprawi również, że ten łotr choć trochę wytrzeźwieje.

− Mogę wiedzieć, gdzie mnie tak ciągniesz? − zapytał w pewnej chwili.

− Możesz − odpowiedziałam z ironicznym uśmieszkiem na ustach.

− O matko, musisz się tak droczyć? Nie możesz mi po prostu odpowiedzieć? − jęczał.

− Mogę, ale rozmowa z tobą w taki sposób sprawia mi więcej frajdy − spojrzałam na niego przez ramię. Widziałam, że alkohol powoli wyparowuje mu z głowy i robi się coraz bardziej senny, ale też marudny.

− Cieszę się, że cię bawię − burknął. − To gdzie idziemy?

− Do mnie. Muszę się trochę ogarnąć, a później odwiedzimy moją znajomą.

− Do ciebie? Świetnie, choć na chwilę położę głowę na czymś miękkim. − Rozmarzył się, jak mniemam na temat mojego łóżka, a przynajmniej miałam nadzieję, że właśnie to miał na myśli.

− Niedoczekanie twoje. Z własnej woli nigdy cię tam nie wpuszczę − warknęłam. − Poza tym, muszę się umyć. − Bynajmniej nie zamierzałam go zabrać ze sobą na darmowy występ ze mną w roli głównej.

− I co z tego? Sądzisz, że czymś mnie zaskoczysz? − zapytał, udając niewiniątko.

− Jeszcze słowo, a nici z umowy − zagroziłam. − Już zaczynam żałować, że się zgodziłam. Jak to się w ogóle stało?

− Widocznie mam genialny dar przekonywania − odparł, zadowolony z siebie. Spojrzałam na niego spode łba. − Dobrze już, dobrze, zamykam się. − Zasznurował usta i wreszcie mogłam nacieszyć się ciszą.

Po jakimś czasie dotarliśmy do składu płatnerza i zostawiłam go na dole. Na wszelki wypadek zaryglowałam drzwi od środka, gdyby jednak coś głupiego przyszło mu do głowy.

Szybko ściągnęłam bluzkę przez głowę, obmyłam się w miednicy i założyłam moją ulubioną, szarą koszulę oraz cienką, skórzaną kurtkę. Od razu poczułam się lepiej. Zeszłam na dół w samą porę, bo wyglądało na to, że Renny zaraz uśnie na stojąco, ale czekał tam, gdzie go zostawiłam.

Grzeczny piesek − pomyślałam żartobliwie i znów pociągnęłam go za sobą.

Zmierzałam oczywiście w stronę dzielnicy portowej. Nie wiem, czy Brenna ucieszy się z naszej wizyty, ale nie miałam wyboru. Potrzebowałam Sieci jak nigdy dotąd. Po drodze ujrzałam beczkę z deszczówką i wpadłam na pewien pomysł. Poza tym, że miał on solidne podstawy praktyczne, to bardzo mi się spodobał i uśmiechnęłam się do siebie.

Złodziej zaczynał mi coraz bardziej ciążyć. Nie wiem, ile wypił, ale nauczona poprzednim doświadczeniem, nie mogłam dopuścić, żeby teraz zasnął. Podeszłam więc do beczki i uderzeniem w brzuch sprawiłam, żeby się zgiął w pół, po czym szybkim ruchem wsadziłam mu głowę do środka. Szamotał się jak opętany, ale starałam się go tam utrzymać jak najdłużej. Gdy wreszcie puściłam, prychając i plując wodą usiadł
z impetem na ziemi.

Miasto Złodziei (Część 1) - AshenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz