Rozdział 1 cz. 2 - Polowanie

516 266 206
                                    

Gdy dzwony wybiły godzinę oznaczającą koniec dnia, wyślizgnęłam się przez okno i dachami podążyłam do dzielnicy portowej. Nie dało się tak przebyć całej drogi, ale zdecydowanie przyspieszyło to moją podróż, a nie mogłam się już wprost doczekać spotkania. Brenna już czekała i stojąc w drzwiach, szerokim gestem zaprosiła mnie do środka.

− Witaj, złotko, mam coś dla ciebie − powiedziała uśmiechnięta na powitanie.

Sądząc po jej reakcji na mój widok podejrzewałam, że dzisiejszej nocy nie zmrużę oka i poczułam dziką ekscytację. Czekałam niecierpliwie, aż sama zacznie mówić, choć rozsadzało mnie od środka, żeby ją o wszystko wypytać. Usiadłam przy stole, a na plecach poczułam ciepło bijące od kominka.

− Nie było ro proste, ale szczęście nam sprzyjało. Miałaś rację, Lily − zaczęła. − Dwa dni temu, razem z załogą statku handlowego płynącego z północy, z księstwa Cadar, na ląd zszedł pewien chłopiec pasujący do twego opisu. Gdyby nie to, że był pasażerem na gapę i z tego powodu w porcie pojawiło się trochę zamieszania, to pewnie znikłby nie zauważony w tłumie. Masz szczęście, że jedna z moich przyjaciółek witała swojego brata, który przypłynął tym samym statkiem. − Na chwilę się zatrzymała, żeby zobaczyć moją reakcję i uśmiechnęła się z zadowoleniem, bo zapewne spijałam z jej ust każde słowo z otwartymi ustami.

Kontynuowała:

− Chłopak nazywa się Renny Hornan i jest jakiś rok starszy od ciebie. Nie wiem dlaczego wybrał akurat Ashen, ale póki co nic nie wskazuje na to, że miałby tutaj dłużej zabawić. Raczej małomówny, o chmurnym spojrzeniu. − Znów przerwała swoją wypowiedź. Wiedziałam, że teraz pora na moje pytania.

− Sądzisz, że pochodzi z gór Cadaryjskich? Wiesz, gdzie się zatrzymał? − zapytałam, a pod stołem przebierałam już nogami. Nie mogłam się doczekać, aż będę mogła stąd wybiec i go dopaść.

− Nie wygląda na Cadaryjczyka, choć nie mogę mieć pewności, co do jego rodzinnych stron. Ci ludzie są niscy i raczej krępej budowy, w przeciwieństwie do twojego złodziejaszka. Chłopak przypomina raczej naszego rodaka. Równie dobrze mógł zabrać się z nimi w którymś z odwiedzonych przez nich po drodze portów księstwa Elowyn. W tej chwili wiem tylko, że wynajmuje pokój gdzieś w okolicy doku zewnętrznego − odparła przepraszająco.

Nie stanowiło to dla mnie większego problemu, bo i tak zdecydowanie zawęziło to obszar moich poszukiwań. W głowie już układałam plan, gdzie zacząć.

− Jak nazywał się statek, którym przypłynął?

− Murena.

− Zna tu kogoś? Ktoś go tu skierował? Jakie ma plany? − Chciałam znać dosłownie każdy szczegół na temat tego parszywca.

− W porcie nikt na niego nie czekał − powiedziała bez zająknięcia, doskonale pewna swoich informacji.

− Dziękuję ci bardzo, Brenna. Jeśli coś jeszcze usłyszysz, daj mi proszę znać. − Pożegnałam się i prawie wybiegłam na zewnątrz.

Wyruszyłam zacząć zabawę.

*

Kiedy byłam małą dziewczynką, ojciec zabierał mnie z sobą na polowania. Nigdy nie został oficjalnym myśliwym hrabiego Jowana, ale sprzedawał ubitą przez siebie zwierzynę miejscowemu rzeźnikowi. Dzięki temu oraz pieniądzom matki zarobionym na ziołowych wywarach i nalewkach, jakoś udawało nam się wiązać koniec z końcem.

Teraz, kiedy miałam już piętnaście wiosen, ten sam dreszczyk emocji, co wycieczki do lasu,  dawały mi rabunki. Właściwie nie chodziło nawet o same kradzieże, co przygotowania do nich. Kochałam wprost planowanie każdego posunięcia, poznawanie swoich celów, wtargnięcie w ich codzienną rutynę bez wiedzy samych zainteresowanych. Potem znikałam, tak samo bezszelestnie i niezauważenie, jak się pojawiałam. To był mój żywioł, moje ukojenie i mój dom. Żaden głupi gnojek mi tego nie odbierze.

Miasto Złodziei (Część 1) - AshenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz