Rozdział 10 cz.1 - Plan

470 304 134
                                    

Nie mogłam spać. Od kilku dni chodziłam półprzytomna. Chciałam odciąć się od wszystkiego i podejść do tego na chłodno, co powodowało tylko tyle, że co chwilę miałam Gwen na karku. Leżąc w łóżku i gapiąc się w sufit przypomniałam sobie jedną z naszych rozmów.

− Lily, nie powtarzaj mi, że czujesz się dobrze i wszystko jest w porządku, skoro sama widzę, że nie jest.

− Jak mówię, że jest, to jest − odpowiedziałam, może nieco zbyt oschle.

− Bogowie, nie znam drugiej tak upartej osoby. Wiem, że to wszystko z powodu tej sytuacji z Renny'm i Edgarem, ale skoro nie zależy ci na żadnym z nich, to zupełnie nie rozumiem, co się dzieje.

− Rudzielcu, właśnie ci tłumaczę, że nic się nie dzieje. Poczułam się tylko przytłoczona nimi dwoma i muszę dojść do siebie. Odzyskać spokój, równowagę. − Próbowałam ją przekonać.

− Spokój i równowagę? Od tego czasu nie wykrzesałam z ciebie ani krzty uśmiechu, czy choćby drżenia ust. Nie podoba mi się taka równowaga. − Pokręciła głową.

− Uwierz, że to teraz dla mnie najlepsza opcja − przekonywałam.

− Dlaczego właśnie teraz? Coś kombinujesz i Renny jest w to zamieszany. Jestem tego pewna, ale nie chcesz mi nic powiedzieć − odparła ze smutkiem.

− Mogę ci powiedzieć tyle, że za jakiś czas zniknę z Ashen, ale nie martw się, wrócę ... przynajmniej taki mam plan − mruknęłam, bardziej do siebie niż do niej.

− Znikniesz? Kiedy? Dlaczego dopiero teraz się o tym dowiaduję? Renny wie? − Po mojej minie zorientowała się, że uderzyła w czuły punkt. Wzięła się pod boki i spojrzała na mnie triumfująco. − Czułam, że to ma z nim jakiś związek!

− Gwen, będzie lepiej dla ciebie i dla mnie, jeżeli nie będziesz o niczym wiedziała.

− Przysięgam, jeśli on zrobi ci jakąś krzywdę, to ukręcę mu łeb − zagroziła. − Będziesz się do mnie odzywać jak wyjedziesz? − zapytała błagalnie.

− Nie pozwolę ci ani na chwilę o mnie zapomnieć. − Kąciki moich ust nieznacznie uniosły się do góry.

− No, wreszcie zasłużyłam na choć namiastkę uśmiechu. − Wyszczerzyła się do mnie.

Z jej roześmianą twarzą przed oczami udało mi się wreszcie zasnąć, choć wcale nie czułam tego spokoju i równowagi, o których mówiłam.

*

Rankiem, po spotkaniu z Hornanem, z ciężką głową udałam się do jego mieszkania. Strasznie chciałam mieć to już za sobą i nareszcie pozbyć się go na zawsze. Niestety, żeby to osiągnąć, najpierw musiałam pomóc mu wykonać tę robotę. Miałam tylko nadzieję, że Brenna ma dla nas sporą garść użytecznych informacji.

Tym razem czekał na mnie gotowy na dole. Zaskoczyło mnie to, ale nie dałam tego po sobie poznać. Skinęłam mu tylko głową i skierowaliśmy się w stronę domu przywódczyni Sieci. Kiedy tylko zjawiliśmy się pod jej drzwiami, od razu wpuściła nas do środka.

− Witajcie, moje złotka. − Mimowolnie skrzywiłam się na to przywitanie, wcześniej zarezerwowane tylko dla mnie. Co się zmieniło? Widząc moje niezadowolenie, złodziej przejął inicjatywę:

− Witaj, o najmądrzejsza. − Skłonił się lekko z przyobleczonym, sztucznym uśmiechem na ustach.

− Siadajcie. Jesteście głodni? − Spojrzała na nas badawczo i jednocześnie skinęliśmy głowami.

Prychnęła tylko, jakby doskonale wszystko wiedziała i zabrała się do przygotowywania posiłku. Przez cały ten czas nie padło ani jedno słowo. Hornan tylko zerkał na mnie badawczo kątem oka. Po chwili Brenna postawiła przed nami parujące półmiski gęstej owsianki i kubki z jakimś ziołowym naparem.

Miasto Złodziei (Część 1) - AshenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz