Rozdział 13 - Ostatni raz

463 301 160
                                    

Nawet dziewczyna, którą miałem obok siebie, nie potrafiła zneutralizować natrętnych myśli o złodziejce. Wiedziałem, że ona nie odwzajemnia moich uczuć, nie spodziewałem się nawet, że to zrobi. Mimo to nie potrafiłem się od niej uwolnić. Zdawałem sobie też sprawę z tego, że nasze ścieżki w końcu się rozejdą, ale to także nie gasiło płomyka w mojej klatce piersiowej. Uciekłem więc, jak ostatni kretyn i pogrążyłem się w ciszy poranka. Może w końcu zapomnę. Może jeśli uwolnię się od tych szmaragdowych oczu, przestaną mnie one prześladować.

Całe miasto spało po całonocnej zabawie. Wszędzie panował spokój, a dookoła widziałem ślady po zakończonym festiwalu. Przechadzałem się bez konkretnego celu, a moje myśli kręciły się wokół wczorajszej nocy.

Cztery, może pięć dni. To wszystko.

Może jednak niepotrzebnie wczoraj jej posłuchałem? Brunetka, którą ostatecznie zabrałem do łóżka i tak nie odwróciła mojej uwagi, nie wspominając już o zapełnieniu pustej przestrzeni wokół mnie, która wydawała mi się wręcz namacalna.

Biłem się z myślami jak skończony idiota.

Nie miałem pojęcia, czy lepiej będzie zostawić wszystko losowi, czy może wykonać jakiś krok. Przypomniałem sobie miękkość jej włosów, kiedy dotknąłem jej nowej błyskotki. Podobało mi się to i przez ułamek sekundy wydawało mi się, że ona także coś poczuła, ale równie dobrze mogła to być tylko moja wyobraźnia, podrzucająca mi obraz jaki chciałem zobaczyć, zamiast szarej rzeczywistości.

Rozum podpowiadał mi, żeby się nie wychylać. Mogło to zaważyć na losach akcji i nie tylko, ale wiedziałem już, że pragnąłem czegoś zupełnie innego. Tym bardziej, im bardziej zbliżało się zakończenie tego, wydawałoby się, szalonego planu. Jakby ktoś powiedział mi dwa, trzy miesiące temu, że będę współpracował z Lily, uznałbym go za wariata, a teraz proszę, sam byłem tym wariatem.

Usiadłem w cieniu drzewa z dala od ewentualnych podglądaczy i zamknąłem oczy, próbując uspokoić gonitwę myśli. Wczoraj nie zmrużyłem oka i w końcu dopadł mnie upragniony sen.

*

Należało zabrać się wreszcie do konkretnej roboty.

Według otrzymanych informacji, Jowan powinien dziś zostać w ratuszu i sprawdzać księgi rachunkowe. Znaczyło to tyle, że niewiele się o nim mogłem dowiedzieć, ale wiedziałem, kto mógłby mi pomóc. Udałem się więc wieczorem do Złotej Rybki w poszukiwaniu Farrena. Moje przewidywania się sprawdziły i natknąłem się na jego krótki występ. Śpiewał przygnębiającą pieśń o młodej zielarce i mrocznych czasach po ogłoszeniu pokoju między smokami oraz ludźmi. Gady wycofały się wtedy w cień, a my zamiast się cieszyć, jak zwykle szukaliśmy dziury w  całym. Rozpoczęły się prześladowania kobiet, które mogły mieć jakikolwiek związek ze smoczą rasą i ochrzczono je wiedźmami. Zgodnie z traktatem zakazano polowań na wielkie jaszczury, a lud musiał na kogoś zwalić winę za niepowodzenie w tej wojnie, dlatego palenie ich na stosach było wtedy na porządku dziennym. W związku z tym wcale nie zdziwiła mnie reakcja Lily na mój głupi żart o jej matce. 

Postanowiłem zaczekać na zakończenie popisu barda i złapałem go, kiedy wracał na górę do swojego pokoju.

− Miło cię widzieć, Renny. W zasadzie spodziewałem się ciebie już wcześniej. Co zajęło aż tyle czasu? − powiedział na powitanie i zaprosił mnie do środka.

− Drzemka. Jak całe miasto, ja też musiałem odespać festiwal. Skoro się mnie spodziewałeś, mniemam, że wiesz dlaczego przyszedłem? − zapytałem, sadowiąc się na wskazanym krześle i upijając łyk zaserwowanego mi wina.

− Domyślam się, że chodzi ci o hrabiego. Muszę cię zmartwić, ale nie znam go zbyt dobrze. Nie mam też pojęcia, gdzie może trzymać swoje złoto. − Wzruszył przepraszająco ramionami.

Miasto Złodziei (Część 1) - AshenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz