Gdy komórka Culanna rozbrzmiała, był środek nocy. Chłopak przysiągł sobie, że jeśli nie okaże się to telefon od jego Simone, zabije tego kto śmie zakłócać jego sen. Tym bardziej, że zaledwie wczoraj była pełnia. Całą noc spędził hasając po lesie w swojej wilczej postaci. Teraz umierał ze zmęczenia, mimo to sen jak zawsze przyszedł mu z wielką trudnością. Nie pomogło nawet to, że cieszył się całkowitą ciszą w domu.
Niechętnie podniósł telefon i mrużąc oczy spojrzał od kogo pochodzi połączenie. Westchnął ciężko widząc imię Tyra. Korciło go by je odrzucić, narzucić sobie kołdrę na głowę i cieszyć się snem póki ktoś go nie zbudzi. Culann zdawał sobie jednak sprawę, że to niemożliwe. Nie po tym jak urządził Simone. Ignorowanie Alfy byłoby igraniem z ogniem. Nie obawiał się rzecz jasna wydalenia ze stada, na to był zdecydowanie zbyt dobrze urodzony. Tyr mógł mu jednak utrudnić znajomość z Simone albo zdegradować w hierarchii watahy co łączyłoby się z wielką hańbą. Culann nie był pewny która z tych opcji jest gorsza.
Odebrał telefon.
- Cooo? - rzucił w stronę komórki takim tonem jakby był dzieckiem, które rodzice budzą do szkoły.
- Nie "Co", tylko "Słucham, Alfo" - naprostował go Tyr doskonale wpasowując się w rolę rodzica budzącego dziecko do szkoły - Masz się u mnie stawić za trzydzieści minut.
- Cokolwiek dla mnie masz, na pewno może zaczekać do jutra - odparł Culann - Mój brat wróci tuż nad ranem.
- Nie, Culannie - zaprzeczył hardo Tyr - To nie była prośba, tylko rozkaz. Powiedziałem ci, że masz się stawić u mnie za pół godziny i masz tu być. Drugi raz powtarzać nie będę, zrozumiałeś?
- Boże, dobra. Idę już, Alfo. - odpowiedział, a tak właściwie wycharczał Culann. - Pieprzony, skundlony parweniusz - rzucił równo z dźwiękiem zakończenia połączenia.
Culann nie był pewny czy Tyr na pewno go nie usłyszał. Jednak nawet jeśli w istocie tak było, Alfa nie mógł przecież ukarać go za mówienie prawdy. Z wielkim trudem podniósł się z łóżka. Próbował się pocieszać, że nawet jeśli z powrotem by się położył i tak nie mógłby zasnąć. Ze zdumieniem zorientował się, że od czasu pełni jeszcze się nie ubrał. Jego ubrania wciąż leżały postrzępione na podłodze, tak jak zostawił je wychodząc. Szybko coś na siebie założył nie przykładając żadnej wagi co ubiera. W efekcie wyglądał jak menel albo ofiara kradzieży.
Miał na sobie dwie różne skarpetki, omyłkowo ubrał buty brata. Nie czyniło mu to jednak wielkiej różnicy, prócz tego że były na niego nieco za duże. Oprócz tego wdział na prędce jeansowe spodnie i dresową bluzę. Dodając do tego kilkudniowy zarost, rudawe włosy pogrążone w nieładzie, wielkie wory pod oczami, nienaturalnie mocno rozwinięte kły i fakt, że całą poprzednią noc, a także część dnia, polował na sarny w lesie, Culann tworzył naprawdę potworne wrażenie.
Na domiar złego, zaczęło padać. Z początku były to pojedyncze krople, które spadały Culannowi ma twarz. Z każdą chwilą jednak deszcz przybierał na sile jakby chciał zmyć cały świat z powierzchni ziemi. Culann celowo wybrał, by przebyć drogę do Alfy na pieszo. Po pierwsze, czuł się na tyle senny, że za kółkiem z pewnością by zasnął. Tym bardziej, że stukanie kropek deszczu o beton wydawało mu się zaskakująco uspokajające. Ulewa była dla niego jak zimny przysznic, orzeźwiała umysł.
Spóźnił się z dobre dziesięć minut, ale to także nie stanowiło dla Culanna problemu. Alfa i tak nie ukazałby go za tak małe przewinienie. Było to bardzo dziecinne ze strony Culanna, ale odczuwał satysfakcję, wiedząc że Tyr irytuje się takimi drobiazgami. Nie mógł jeszcze wystąpić przeciw swojemu Alfie otwarcie, więc zadowalał się prostymi rzeczami. Wyobraził sobie jak od dziesięciu minut Tyr łazi po pokoju wte i wewte ze wzburzoną miną przeklinając Culanna, że nawet nie odbierze od niego telefonu.
CZYTASZ
Greg
ParanormalNiemal wszystkie historie o wilkołakach opowiadają o wpojeniu, więzi bardziej świętej i nienaruszalnej niż małżeństwo, a często tragicznej gdy wpojeni nie przypadali sobie do gustu. Mało jednak lub nawet wcale nie mówiło się o tym jak żyć bez drugie...