Tego dnia Karthago wstała wcześniej. Umyśliła sobie, że to dziś uda się ponownie do Culanna. Jak zawsze po przebudzeniu sprawdziła komórkę, gdzie zobaczyła nową wiadomość od Tyra. A brzmiała ona: „Do wszystkich członków watahy, od dziś obowiązuje bezwzględny zakaz opuszczania terenu watahy do odwołania".
- Cholera - zaklęła cicho pod nosem. Komenda policji znajdowała się na neutralnym terytorium. Najwyraźniej spotkanie z Cú będzie musiało zostać przełożone.
Zastanawiała się co mogło spowodować zakaz. Zwykle w takich sytuacjach dzwoniła do Cú. Zawsze był dobrze poinformowany w sprawach watahy. W końcu był Deltą, do jego obowiązków należało bycie poinformowanym. Z oczywistych względów tym razem nie mogła tego zrobić. Zastanawiała się kto jeszcze jej został. Nie miała szczególnie wielu przyjaciół w watasze. Jeśli chodzi o Tyra, wolała nie zawracać mu głowy. Z pewnością miał wiele do roboty, skoro zarządził taki zaraz. Musiało stać się coś złego. Podobnie sprawa miała się z McLughami. Aaroses najpewniej jeszcze spali.
Ostatecznie zdecydowała się po prostu przejść i samej zobaczyć co skłoniło Alfę do takiej decyzji. Tę noc spędziła w rodzinnym domu na obrzeżach terytorium. Zauważyła, że przy przejściu granicznym kręci się kilka zakamuflowanych wilków, jej braci z watahy. Zatrzymali ją zanim jeszcze dobrze podeszła do granicy.
- Dzisiaj nie pójdziesz na zakupy, przykro nam, Jackson - powiedział najstarszy z nich rangą, Kappa. Pozostała dwójka pachniała jak Lambdy albo nawet Ny.
- Co się stało, Thompson? - spytała. - Czemu Alfa tak nagle nakazał zamknąć granicę?
- Nie mam pojęcia, ja tylko wykonuję rozkaz Tyra - sprostował Kappa Thompson - Musiało coś nieźle jebnąć - stwierdził tylko.
- Ale chyba wojny nie będzie, co? - spytała Karthago - Może chociaż wiesz skąd niebezpieczeństwo? Czy od wampirów czy od Volk...
- Nie, nie. O to się nie martw - wpadł jej w słowo Thompson - To coś wewnątrz watahy. Nie znam szczegółów.
- Rozumiem - przytaknęła Karthago - Pojadę do Alfy. Tam na pewno będą wiedzieli co się dzieje.
- Też chętnie byśmy to zrobili - powiedział Kappa - Daj znać, gdy już się czegoś dowiesz.
Karthago pożegnała się z Thompsonem i jego Lambdami. Szybkim krokiem wróciła do siebie i wskoczyła za kierownicę. Paręnaście minut później była już przy domu Tyra. Ledwo zdołała znaleźć miejsce do zaparkowania, tak wiele wilkołaków zgromadziło się u Alfy. Zdawało się, że cała wataha się zjechała. Karthago spróbowała wyszukać wzrokiem kogoś znajomego. W końcu podbiegła do Christósa pokrzykującego na swoje siostry wyrocznie. Cassie zamerdała ogonkiem na sam widok Karthago. Delphie i Debbie nieomal nie przewaliły swojego brata.
- Witamy ponownie - powiedziała melodyjnie Delphie. Brzmiała na podekscytowaną, niemal szczęśliwą.
- Witaj, Karthago! - zawtórowała jej Debbie, równie uradowana co pierwsza siostra. Cassie także zaszczekała z większą werwą. Gdy wszędzie wokół panował smutek, siostrom niewiele brakowało by zacząć skakać z radości.
Karthago pomyślała sobie, że wyrocznie byłby absolutnie najgorszą obroną przeciw wampirom. Wpuściłyby do domu każdego tylko z tej racji, że każda powtarza po pierwszej.
- Ja też... - Karthago zrobiła lekką przerwę, gdy Cassie zaczęła ocierać się jak kot o jej nogi. Posłała jej pytające spojrzenie, a gdy nie dostała odpowiedzi zaczęła mówić z powrotem - Cieszę się, że was widzę.
- Skłamałaś - stwierdziła Delphie - Nie zdziwiłam ci się. Nas nikt nie rozumiał. Nas nikt nie chciał widzieć.
- Kłamstwo, kłamstwo, kłamstwo przyrasta do ładnej twarzy. Już nieodłączne od prawdy. Kto by zdołał poznać imię...? - zabełkotała Debbie, a Cassie zaszczekała.
CZYTASZ
Greg
Siêu nhiênNiemal wszystkie historie o wilkołakach opowiadają o wpojeniu, więzi bardziej świętej i nienaruszalnej niż małżeństwo, a często tragicznej gdy wpojeni nie przypadali sobie do gustu. Mało jednak lub nawet wcale nie mówiło się o tym jak żyć bez drugie...