Trzydziesty pierwszy października był dla Peggy Meadows dziwnym dniem. Wstała wcześniej niż zwykle i właściwie nie wiedziała czemu. Poszła na wykłady, ale zupełnie nie umiała się na nich skupić. Wszystkie jej myśli prędzej czy później odpływały w stronę przyszłej nocy. Już wszystko wydawało się jej magiczne. Neck i Mikołaj wpadli w podobne podekscytowanie. Cały dzień nie potrafili mówić o niczym innym.
Toñii było nieco przykro, że nie będzie mogła pójść z nimi, bo bal zapowiadał się na niezłą imprezę. Na szczęście nie należała ona do osób, które rozpaczają zbyt długo. Doskonale rozumiała, że nie ma opcji wproszenia się na bal, więc postanowiła wziąć swoją siostrę i wybrać się na imprezę halloweenową.
Joy znów była smutna w związku z Vasile'em, który nie tylko zupełnie nie domyślił się co do niego czuje, ale zupełnie zerwał z nią kontakt.
- Chyba sobie porozmawiam z tym Vasile'em jak już go spotkam na balu - stwierdziła Peggy.
- Nie trzeba - odparła od razu i z lekką nerwowością Joy.
- To nie w porządku, że tak nagle urwał z tobą kontakt, przecież nikomu byś nie powiedziała - mówiła Peggy - Co on sobie myślał?
- Jak na moje - wtrącił się całkiem niepytany Mikołaj - to postąpił słusznie. To w miarę odpowiedzialne. Głupie było tylko to, że założył, że Joy nie będzie będzie szukać innych nadnaturalnych stworzeń. Myślę, że on chciał ją tylko bronić przed swoją watahą.
- Nigdy nie spodziewałem się, że nazwiesz odpowiedzialnym kogoś kto zadaje się z wampirami - powiedział Neck poprawiając sobie włosy.
- To wspaniale, że będę musiała spędzić z jednym całą noc - stwierdziła Peggy.
- Może nie będzie źle - pocieszał ją Mikołaj - Będziesz w końcu miała prywatną armię gawronów.
- Przepraszam bardzo, co? - zdumiała się Toñia - Bycie królową balu to oficjalnie najlepsza fucha na świecie. Czemu mama musiała nazwać mnie Antoñia? - marudziła.
Chłopcy wyglądali tego wieczora na prawdę zjawiskowo. Obaj mieli nowe garnitury, każdy w innym kolorze, Mikołaj nawet poszedł do fryzjera. Ani Toñia, ani Peggy nie spodziewały się, że ci dwaj mogą wyglądać aż tak dobrze. Zwykle zupełnie nie przykładali się do tego jak wyglądają. Po tym jak już się im pokazali, przebrali się jednak z powrotem, bo do północy było jeszcze parę godzin.
- Taki mamy zwyczaj, że kupujemy nowe ubrania na bal i ubieramy się na kolorowo - wyjaśnił Neck, gdy tylko się pokazali.
- Dlaczego nikt mi nie powiedział wcześniej? - oburzała się Peggy stojąc w dresie i swetrze.
- Nie przejmuj się - Mikołaj machnął ręką - Mistrz załatwi ci nową suknię i biżuterię.
W tej chwili Toñia znów zaczęła sarkać na to jak dobrą robotę udało się znaleźć jej koleżance. Ona sama także się przebierała, tyle że za wiedźmę. Miała kapelusz z szerokim rondem i wisiorek z plastikowym pająkiem. Jej suknia była czarna, ale miała też pomarańczowe motywy, do tego założyła uroczo wyglądające zakolanówki, także w pająki, bo Toñia kochała te stawonogi. Nie dało się jej pomylić z prawdziwą wiedźmą, była zbyt przerysowana. Malowała sobie właśnie powieki.
Joy także dała się wcisnąć w kostium, z tym że ona zdecydowała się na zostanie tej nocy muszkieterką. Miała odpowiedni kapelusz, strój i nawet udawaną szpadę. Zajadała się zupą z dyni, jaka im jeszcze została po wyrzeźbieniu dyń przed domem.
- Czy ja nie powinnam gdzieś iść...? - zastanawiała się Peggy. - Jak niby ten wampir ma mnie tu znaleźć?
- Gawrony mają swoje sposoby - zapewnił Mikołaj.
CZYTASZ
Greg
ParanormalNiemal wszystkie historie o wilkołakach opowiadają o wpojeniu, więzi bardziej świętej i nienaruszalnej niż małżeństwo, a często tragicznej gdy wpojeni nie przypadali sobie do gustu. Mało jednak lub nawet wcale nie mówiło się o tym jak żyć bez drugie...