Epilog

11 2 0
                                    

Bal zakończył się nad ranem. Wampiry oraz królowa jechali tak długo, że promienie słoneczne zaczęły stanowić problem. Jechali tak długo, póki słońce nie stało się rażąco nieznośne. Zatrzymali się na dzień w jakimś hotelu na obrzeżu stanu. Nie przyciągał on ani swoją nazwą, ani swoim stanem, a mimo to tam właśnie się zatrzymali. Oczywiście wampiry nie potrzebowały łóżek, jednak dla zachowania pozorów wzięli dwa pokoje. Dziwnie wyglądałoby, gdyby cztery osoby miały się zmieścić w pokoju z jednym łóżkiem, nieważne jak wielkie by ono nie było.

Po tej dziwnej nocy jedyną rzeczą o jakiej marzyła Peggy było ciepłe łóżko i długi sen. Zaraz po wejściu do pokoju zakluczyła się w nim. Prawdopodobnie i tak niewiele jej to da, skoro trójka pozostałych lokatorów jest wampirami, jednak dawały choć trochę bezpieczeństwa. Roma, Peter i Bea tym czasem myśląc, że Peggy już śpi, wszczęli dyskusję co robić dalej. I choć powieki Peggy same z siebie opadały już do snu, przystawiła ucho do drzwi i zaczęła nasłuchiwać.

- Mam nadzieję, że masz jakiś dobry powód, żeby nas w to wszystko wciągać - usłyszała zirytowany głos Petera.

- To zależy co masz na myśli przez dobry powód - stwierdził Roma.

- Właśnie staliśmy się najbardziej poszukiwanymi ludźmi na świecie, oby to było tego warte - mówił Peter.

- Czy to ma coś wspólnego z tą karierą polityczną, którą zamierzałeś zacząć? - spytała Bea i rozsiadła się wygodnie na kanapie.

- O czym wy mówicie...? Roma...? - zdziwił się Peter. Dziwnie było wymawiać to imię. Peter sądził, że zupełnie nie pasuje do nosiciela. Przyzwyczaił się już, że mówi mu Arie, Addie, Adrien czy Adrian. Roma kojarzyło mu się wyłącznie z miastem.

- Ostatnio uznałem, że przydałaby się mała zmiana w naszym wampirzym świecie - powiedział Roma - Ty chyba też, skoro go opuściłeś.

- Nie opuściłem - zdenerwował się Peter - Tylko nieco odsunąłem na bok. Oglądanie samych zdechlaków przez ponad półtora stulecia potrafi być męczące.

- Całkowicie się z tobą zgadzam - powiedział Roma.

- To czemu ciągle z nimi siedzisz? - spytał Peter - Moglibyśmy uciec, zwiedzić razem świat.

- To piękna wizja i z pewnością ją zrealizujemy, kiedy tylko znajdziemy czas podczas wieczności. - odparł Roma.

- W twoim przypadku znaczy to nigdy - wymarkotał Peter.

- A może właśnie twoje życzenie spełni się szybciej niż przypuszczasz? - powiedział Roma - I tak planuję wrócić z tą wodą na Stary Kontynent. Ty, ja i Bea, całkiem jak za dawnych lat.

- I Peggy - dodało rodzeństwo Prendwicków - Nie zapominaj o Peggy.

- Dalej nie wiemy po co ci słoik z wodą dającą nieśmiertelność, przecież i tak już to mamy - powiedziała Bea.

- Ma chérie, zapominasz o jeszcze jednym. Woda, która ma Peggy, może wskrzeszać - zauważył Roma.

- Kogo chcesz wskrzesić? - spytał Peter. Choć uważał, że zna Romę dość dobrze, nie miał bladego pojęcia kim mógłby być potencjalny Łazarz. Nie wydawało mu się, żeby w przeszłości jego przyjaciela, byli jacykolwiek gregowie czy bee.

- Czy na prawdę nie mogłaby to być niespodzianka? - mówił Roma.

- Nie! - krzyknęli natychmiast Peter i Bea. - Twoje niespodzianki są o kant dupy rozbić!

- No wiecie wy co? Wcale nie są takie straszne - Roma przewrócił oczyma i choć starał się tego uniknąć, nachylił się do Prendwicków i wyjawił im tożsamość przyszłego ożywieńca.

GregOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz