Kolorowych snów

16 1 1
                                    

Gdy Peter zaczepił Peggy Meadows, ta nie była pewna na co właściwie przystała. Późniejsza wycieczka do Meksyku jeszcze bardziej wypruła jej pamięć. Podróż powrotna ciągnęła się jej w nieskończoność. W pewnym momencie miała wrażenie, że już nigdy nie zobaczą uniwersytetu. Do Meksyku wyruszyła wraz z trójką swoich przyjaciół, Toñią, Mikołajem i Neckiem. O ile jednak wyjechać ze Stanów było łatwo, tak powrót był prawdziwą Odyseją.

Wszystko dzięki Antoñii, która zapomniała, że nie ma amerykańskiego obywatelstwa. Przekonywanie strażników granicznych potrwało bardzo długo. Sytuacja była tym bardziej trudna, że karnacja Toñity była taka, że ta mogła równie dobrze być dość ciemną Latynoską, jasną Afroamerykanką, co Hinduską albo islamską terrorystką.

- Było trzeba się pomodlić do tego całego Juana Soldada, to pogardziłaś - powiedział jej na końcu Mikołaj. Toñia odburknęła mu coś niezadowolona.

[Przypis: Juan Soldado to nieoficjalny patron nielegalnego przekraczania meksykańsko-amerykańskiej granicy]

Na szczęście od tamtej pory podróż była już znośna. Peggy i tak przespała jej większą część. W czasie jazdy obudziła się pięć razy i co dziwne za każdym razem śnił jej się ten sam sen. Zaczynało się od tego, że jakaś biała dłoń zrywała z zielonego drzewka gałąź i ciskała ją w ogień. Gałązka szybko obracała się w popiół. Wtedy jednak popioły podlewała woda i cyprysowa gałąź wracała do swojej pierwotnej formy. Z największym trudem jedynie udawało się przytwierdzić ją z powrotem do drzewa.

Gdy tylko znudziło jej się spanie, od razu opowiedziała o wszystkim Toñii.

- To na pewno ma jakieś symboliczne znaczenie - stwierdziła.

- Dla ciebie wszystko ma symboliczne znaczenie - zauważyła Peggy - Gdyby przyśnił mi się żółw jeżdżący na monocyklu i tak upierałabyś się, że ma to swój głęboki, podskórny sens.

- No oczywiście, że tak! Takie sny są najlepsze do interpretowania - mówiła - To jakie drzewo ci się przyśniło?

- Sama nie wiem, to był w sumie bardziej krzew - powiedziała - Takie iglaste, zielone, strzeliste... No, wiesz o co mi chodzi?

- Chybaaa - zawahała się Toñita i na chwilę umilkła. Zaczęła stukać paznokciami o ekran telefonu. Peggy wyprostowała się, żeby lepiej widzieć co jej przyjaciółka tam wypisuje. - Coś takiego? - spytała i obróciła komórkę w stronę Peg. Na ekranie znajdowało się zdjęcie jałowca pospolitego.

- Czy ty po prostu wpisałaś w Google „zielony, iglasty, strzelisty krzew”? - spytała Peggy.

- Dokładnie tak zrobiłam - przyznała Toñia - A teraz powiedz czy to ten krzew ci się przyśnił.

- Nie, to nie ten. Tamten był taki bardziej... No... - Peggy wykonała zaokrąglający ruch ręką - Przypominał nieco grot - stwierdziła w końcu.

- Hmmm - zastanawiała się Toñia po czym po raz kolejny zaczęła czegoś szukać - O, wiem już! - zawołała triumfalnie - Śnił ci się zapewne cyprys wiecznie zielony?

To mówiąc pokazała Peggy kolejne zdjęcie, tym razem już prawidłowe. Toñia ucieszona ze swojego sukcesu zaczęła szukać symboliki krzewu.

- Cyprys symbolizuje Matkę Bożą, żałobę, rozpacz, cierpienie i nieśmiertelność, a przynajmniej tak piszą na Wikipedii - powiedziała po chwili Antoñita. - Podobno sadzi się je na cmentarzach.

- Świetnie - stwierdziła Peggy - Śni mi się krzew symbolizujący rozpacz i cierpienie. Co za pomyślna wróżba na nowy rok akademicki!

- Ale przecież cyprys spłonął - zauważyła Toñia - To znaczy, że nie będzie tak źle.

GregOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz