„Książkę pożyczył. Wielka mi panika."

5 2 0
                                    

Peggy czuła się chora po ostatnim incydencie z Mikołajem. Z tego powodu uznała, że to dobry pomysł przenocować u Toñii. Dziewczyna miała to szczęście, że nie musiała mieszkać w akademiku. Zamiast tego żyła wraz z tylko lekko świrniętą matką oraz siostrą Joy, która chodziła do liceum. Studentki siedziały opatulone kocami i z kubkami w rękach. Wspólnie grały w planszówki, śmiały się do rozpuku i po raz tysięczny oglądały "Wichrowe wzgórza".

- Jak ci idzie książka? - spytała nagle Toñia.

Peggy podniosła na nią wzrok zaskoczona. Zupełnie zapomniała, że powiedziała komuś o swoim projekcie.

- Skończyła się na pomyśle - odpowiedziała Peggy. Było to zresztą zgodne z prawdą.

- Szkoda, chciałam zobaczyć jak taka zagorzała przeciwniczka science-fiction podejdzie do tematu - powiedziała Toñia i napiła się herbaty.

- To nie jest tak, że nie lubię science-fiction, połowę da się nawet czytać. - stwierdziła Peggy - Nie lubię tylko tych science-fiction, w których po wejściu na statek kosmiczny, autor skupia się nie na bohaterach, ale na dokładnym opisie działania silnika. To po prostu nudne.

- Z tym się zgodzę - powiedziała Toñia.

- Myślałam bardziej nad tym, żeby napisać wiktoriański romans w kosmosie - mówiła dalej Peggy - Wiesz, coś jak to - wskazała niedbałym gestem na telewizor - Albo jak "Duma i uprzedzenie". Ziemię spotkał jakiś kataklizm, ocalało zaledwie paręset ludzi. Wszyscy zorganizowali się w rody. Żyją jako flota, a jako że nie mają nic do roboty to żyją tylko tym co dzieje się w towarzystwie i kto żeni się z kim, a kto z kim romansuje.

- Myślę, że powinna być jakaś klasa którą można wyzyskiwać - podsunęła Toñia.

- To niech piloci i inżynierzy rządzą całą flotą i wmawiają wszystkim innym, że tylko oni mogą się tym zajmować, ponieważ ich krew jest taka wyjątkowa i właśnie dlatego cała reszta społeczeństwa musi na nich harować - powiedziała Peggy.

- Super pomysł - przytaknęła Toñia. - Tylko te statki totalnie powinny być nazywane arkami, a główny ich szef powinien nazywać się Noe. Bo czaisz, oni są ocalałymi z kataklizmu. Mogą mieć takiego drona białego, który będzie spełniał rolę gołębicy.

- I na końcu książki przyjdzie i powie, że znalazł miejsce zdatne do życia - dopowiedziała Peggy. - Będzie się nazywał gołąb, ale po łacinie.

- W sensie Columba? - spytała Toñia.

- To nawet brzmi jak imię - zdziwiła się Peggy.

- Mam nadzieję, że w twoim układzie gwiezdnym będą dwa księżyce. Z jakiegoś powodu wszędzie muszą być te dwa księżyce - mówiła dalej Toñia.

- Tak? To chuj, ja zrobię dwa słońca - stwierdziła Peggy - To będzie flota nad którą nigdy nie zachodzi słońce.

- Czyli wszystko się zgadza, w końcu piszesz romans wiktoriański, ale w kosmosie - powiedziała Toñia.

- Jesteśmy genialne - zgodziła się Peggy - Główna bohaterka musi mieć jakieś cztery albo dwanaście sióstr i ich rodzice będą się męczyć ze znalezieniem kawalerów. Pierwsza wyjdzie za jakiegoś inżyniera, jakaś następna ucieknie z jakimś parweniuszem, a główna bohaterka stwierdzi, że nigdy nie wyjdzie za mąż. Będzie miała jakąś pasję typu pisarstwo albo malarstwo, ponieważ ma duszę artystki. Chyba malarstwo jest lepsze, gdyby była pisarką musiałabym wymyślać historie które pisze, a te mogłyby się okazać ciekawszymi od mojej własnej książki. I wtedy spotka j e g o. Tego J E G O pisanego albo z wielkich liter, albo kursywą albo chociaż ze spacją między każdą literą. Będzie wysoki, przystojny, z mroczną przeszłością, zimnym spojrzeniem i nie wiem.

GregOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz