6. I will always be there when you need me

938 39 9
                                    

- Wygraliśmy, Valerie! Wygraliśmy! - krzyczał uradowany Gavi, oplatając swoje ręce wokół mojego ciała i podnosząc mnie do góry. - Siedem do zera, rozumiesz?! Tak jak obstawiałaś! - darł się, podekscytowany jak nigdy.
- Tak, tak, rozumiem, Gavi! - odkrzyczałam równie głośno. - I strzeliłeś gola. - uśmiechnęłam się.
- Nie wiem jak to się stało. - zaśmiał się, stawiając mnie na ziemię.

Gdy mecz się zakończył, piłkarze z ławki rezerwowych odrazu wskoczyli na murawę, by zacząć świętować wraz z swoimi przyjaciółmi odniesione zwycięstwo.
Pogratulowali sobie nawzajem z drużyną przeciwną, po czym wykonali na środku boiska, wielki drużynowy uścisk.
Zauważyłam że, Gavira miał już w zwyczaju wskakiwanie na barki kolegów, a to zapewne z powodu nadmiernej euforii, jaką odczuwał.

Alejandro, zobaczywszy mnie stojącą samotnie w oddali, podbiegł do mnie prędko i rzucił mi się w ramiona, podnosząc mnie do góry, tak jak jego przyjaciel chwilę wcześniej.

Sposób, w jaki Espańscy piłkarze świętowali zwycięstwo był cudowny.
Umieli się cieszyć wygraną jak nikt inny.
Byłam dumna, z tego że jestem częścią tej drużyny.

Po całej celebracji zwycięstwa na murawie, piłkarze zaczeli schodzić się do szatni.
Stałam przed wejściem do pomieszczenia, i pogratulowałam każdemu z nich, udanego starcia.

Dopiero w szatni, dowiedziałam się co to znaczy prawdziwe świętowanie zwycięstwa, według Hiszpanów.
Wchodząc tam, o niemal nie zakrztusiłam się własną śliną, widząc połowę piłkarzy bez koszulek, tańczących, skaczących.
Po prostu celebrujących zwycięstwo.
Było to nieco niezręczne, być jedną z niewielu a może nawet jedyną kobietą pośród tylu mężczyzn, lecz na szczęście mało kto zwracał tam na mnie uwagę.
Co było dla mnie jak najbardziej na ręke.

W pewnym monencie, drzwi od szatni się otworzyły, a moim oczom ukazała się Clara i Sira.
Tej pierwszej, oczy niemal nie wyskoczyły z orbit na widok pół nagich piłkarzy.
Za to Sira, była już przyzwyczajona do takich widoków.
Była już w związku z Torresem od ponad roku, a jej ojciec był sławnym na całym świecie trenerem, więc nie była to dla niej żadna niespodzianka.
Była w świecie piłkarskim, tak naprawdę od dziecka.
I z naszych rozmów wynikało, że odpowiadał jej taki tryb życia.

Szczerze mówiąc, mi też zaczął odpowiadać taki chwilowy tryb życia.

Szczególnie, zastanawiał mnie fakt, czy gdybym nie rozstała się z Gonzálezem, te trzy lata temu, i ja żyłabym taką codziennością.
Byłabym dziewczyną młodej gwiazdy Hiszpańskiego footballu.
Chodziłabym na jego mecze, na rożne gale i na światowe rywalizacje.
Wspierałabym go, z całego serca.
Ale zerwał ze mną i tak się nie stało.
Nie jest przykro, to że straciłam szansę na sławę czy życie w luksusie.
A to że, straciłam osobę którą kochałam najbardziej na świecie.

Ferran, widząc swoją dziewczynę, pierwszy raz od zakończenia meczu, strasznie ucieszył się na jej widok.
Podbiegł do niej, przywarł do jej ciała i złożył na jej ustach szybki pocałunek.
Byli tak bardzo w sobie zakochani.

- Mam zajebisty pomysł! - krzyknął euforycznie Ansu.
- Aż się boje tego twojego zajebistego pomysłu. - westchnął głośno Asensio, na co większość parskneła głośnym śmiechem.
Cóż, pomysły Fatiego nieraz naprawdę były imponujące i kreatywne, jednak bywały też takie niezbyt mądre.
- E tam. - machnął ręką Ansu. - Że nikt na to nie wpadł. - parsknął.
- Do sedna, Ansu! - krzyknął na przyjaciela Alejandro, który akurat przybywał blisko mnie.
- No więc, idźmy do jakiegoś fajnego klubu, świętować zwycięstwo. - poinformował o swoim pomyśle, zadowolony z siebie Fati.
- Wow Ansu, ale z ciebie geniusz! - wykrzyczał z lekkim sarkazmem Gavira. - Planowaliśmy to już wczoraj!
- Pierwsze słyszę! - oburzył się ciemnoskóry. - To dlaczego wciąż tu siedzimy?!
- No tak jakoś wyszło. - wtrącił Pedro.

do you still love me? || pedriOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz