Często wmawiano mi, że najgorszym uczuciem jakiego człowiek może doznać jest zerwanie z drugą połówką lub strata kogoś bardzo ważnego.
Kiedy tego jednego czwartkowego wieczoru, w połowie grudnia, stałam jak wryta, patrząc na dwójkę moich przyjaciół, świat walił mi się pod nogami i wtedy, pełno prawnie, mogłam przyznać, że sama myśl o stracie kogoś cholernie ważnego podlegała pod najgorsze uczucie.
Mój świat walił się w wielu znaczeniach tego słowa, ponieważ jedna z najważniejszych osób w moim życiu, prawdopodobnie, mogła teraz walczyć o swoje życie.
Doskonale pamiętam to, jak w tamtym momencie, wszystko wydawało mi się być rozmazane - widziałam tylko łzy i bladość Clary, oraz to jak ciężko ślinę przełykał Alejandro, patrząc się na mnie.
Ja natomiast po prostu stałam, biorąc delikatne wdechy oraz wydechy i próbując przyswoić to co chwilę wcześniej, wydostało się z ust mojej przyjaciółki.
Podobno są w stanie krytycznym.
Wypadek.
Pedri.
Szpital.To nie mogła być prawda.
Bo przecież jeszcze godzinę temu widziałam na ich twarzach uśmiechy, które tak bardzo uwielbiałam.
To nie mogło się tak skończyć.Wydaję mi się, że dostałam chwilowego paraliżu - nie mogłam nawet się poruszyć, chociaż miałam ochotę biec do Pedro.
Nie mogłam mówić, chociaż miałam tyle pytań.
Chciałam krzyczeć oraz płakać, ale nawet oddechy sprawiały mi trudność.- Valerie, musimy jechać do szpitala... - nagle odezwała się Clara, a jej głos był złamany i cichy. - Chodźmy. Musimy być tam z nimi. - szeptała, a ja zaczęłam kręcić głową.
- To nie może być prawda. - wymamrotałam, rozszerzając powieki. - Pedri zaraz tu będzie. Szczęśliwy i uśmiechnięty, jak zawsze. - wmawiałam sobie.
- Val, słońce - zwróciła się do mnie cicho Clara, podchodząc i mocno mnie do siebie przytulając. - musimy być teraz silne, oni nas potrzebują. - mówiła, a jej głos był roztrzęsiony.Ona również była przerażona równie mocno, choć w naszej przyjaźni, ona pełniła funkcję tej odważnej i nie bojącej się niczego.
Jednak, w tamtej chwili Clara w swojej głowie miała wizję, gdzie tak jak ja, mogła tracić ważną dla siebie osobę.
Błędem było to, gdy spojrzałam w jej oczy, w których dostrzegłam coś więcej niż strach i lęk.
Jej niebieskie oczy, na ogół wesołe, zakochane i pełne życia, teraz były jak śmierć.
- Dasz radę pojechać ze mną do szpitala? - zapytała, gładząc mnie po włosach. - Ktoś musi jechać, a ich bliscy... jeszcze chyba nie wiedzą. - oznajmiła, a ja po chwili skinęłam głową.
Przecież musiałam tam być - musiałam na własne oczy zobaczyć że to było pieprzone nieporozumienie, a Pedro González wciąż był cały i zdrowy.
Rodriquez wzięła moją dłonią i zaczęła szybkim krokiem kierować się w stronę drzwi - wtedy też, mój wzrok spotkał się ze wzrokiem Alejandro.
Myślicie pewnie, że jego to nie ruszyło, bo przecież on i Pedro, byli jak dwa inne światy.
Ale otuż nie.On bał się równie mocno.
Bał się, ponieważ on również mógł stracić swoich kumpli z drużyny oraz ważne części układanki w jego zespole.
W jego ciemnych oczach dostrzegłam przerażenie i niemoc zrobienia czegokolwiek.- Jedziesz czy zostajesz? - zapytała go Rodriquez, ale kiedy ten przez chwilę nie odpowiadał, musiała coś dodać. - Obudź się, do cholery. - warknęła. - Może lepiej tu zostań i poinformuj kogo trzeba. - rozkazała, na co jej kuzyn po prostu skinął głową.
CZYTASZ
do you still love me? || pedri
Teen FictionValerie była dziewczyną o wielkim sercu, które zostało złamane już kilkukrotnie - pierwszym ciosem była śmierć ojca, a drugim, zostawienie przez chłopaka, który był jej drugą połówką, przyjacielem, a jednocześnie całym światem. Kilka lat później od...