12. Lie, true and gift

655 32 2
                                    

Jej ton głosu był zimny i oskarżycielski.
Clara nie brzmiała jak Clara.
Ale przecież musiałam ją zrozumieć.
Okłamałam ją i Alejandro.
Dwie osoby, które były dla mnie wszystkim.

Zbliżyłam się o dwa kroki do niej, nie wiedząc od czego zacząć.

Miałam już za dużo wrażeń na dziś.
Definitywnie za dużo.

- Posłuchaj, ja... - próbowałam zacząć, biorąc głęboki oddech.
- Nie to ty posłuchaj. - przerwała mi stanowczo. - Kocham cię, kurwa, strasznie. Jesteś dla mnie jak siostra i w ogóle. Ale obecnie, w cholerę ciebie nie rozumiem. - stwierdziła, a każde słowo wypowiadała głośno, stanowczo i z emocjami. - Niby miałaś mówić wszystko Alejandro, a mówisz nam że idziesz sobie pospać zamiast z nami wyjść, a tak naprawdę idziesz spotkać się z nim. - niemal wypluła z siebie.

Zastanawiało mnie dużo.
Na przykład skąd Clara była pewna, że spotkałam się z Pedro.
Ale czy w tym momencie to było ważne?
Nie.
Najważniejsze było, a zarazem to najgorsze, że mogłam stracić zaufajnie jej i chłopaka, który stał się moją bratnią duszą.

- Dlaczego, Valerie? Dlaczego nie powiesz nam prawdy? - ciągneła, nie dając mi dojść do głosu. - Nie możesz po prostu normalnie powiedzieć że twoje uczucie do Gonzáleza wróciło?!
- Clara, tu nie chodzi o żadne uczucie! - prychnełam głośno. - Zresztą, nie wiem co do niego czuję i nie jest to temat na dziś, okej?!
- Mhm. To niby dlaczego wolisz spędzić ten czas z nim, a nie z przyjaciółką i... przyjacielem? - ostatnie zdanie wypowiedziała jakby od niechcenia, z odrazą.

Zabolało. Tak cholernie zabolało.

- Bo... - zaczęłam, biorąc kolejny oddech. - Bo to może być nasz ostatni dzień i chciałam go spędzić z Pedro. Porozmawiać, i tyle.

Clara, nie skomentowała moich słów.
Po prostu, przegryzła wargę, a w jej oczach widziałam jedynie pustkę.

- Przepraszam. Naprawdę, kurwa, przepraszam! Przepraszam, bo chciałam spędzić ten czas z Pedro i przepraszam bo kłamałam. - syknełam. - Mam już dzisiaj dość. - westchnełam ciężko.

Na tym się skończyła nasza konwersacja.

Sprawnie ominęłam Clarę i poszłam do łazienki.
Zmyłam z siebie już rozmazany makijaż i wzięłam orzeźwiający prysznic, który pomógł może ciut.

Po przebraniu się w piżamę, wróciłam do pokoju i ignorując Clarę, wskoczyłam do łóżka.
Nie odpaliłam nawet telefonu, zgasiłam lampkę nocną i zamknełam oczy.

Wtorek był dniem, którego w tym roku nie wyczekiwałam ani trochę.

6 grudnia
Dzień, który za dzieciaka kochałam.
Bo kto nie kochał mikołajek?
Jednak, 6 grudnia 2022 roku, był inny niż zawsze.

Nie obchodziło mnie to że dziś są mikołajki.
Tutaj, w Katarze, nawet nie odczuwałam klimatu zbliżających się świąt.
Obchodził mnie jedynie, zbliżający się mecz, który miał zadecydować czy wspierana przeze mnie reprezentacja, przejdzie do ćwierćfinału misztrzostw świata.

Kiedy otworzyłam oczy, Clary nigdzie nie było. Choć była dopiero dziewiąta, godzina w której ona jeszcze smacznie spała.

To wszystko było moją winą.

Poczucie winy nie dawało mi normalnie funkcjonować.
Clara Rodriquez była częścią mojego życia i nie mogłam pozwolić żeby wszystko zaczęło się walić.
I to przeze mnie.

Więc, szybko odszukałam jej numer i zadzwoniłam.

Brak odpowiedzi.

Dalej nie odpuszczałam.

do you still love me? || pedriOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz