22. Eyes never lies

827 26 2
                                    

Kiedy w połowie listopada, wylądowałam na lotnisku w Doszy, miałam jasny oraz klarowny cel - przeżyć niezapomnianą przygodę, być spełnioną oraz szczęśliwą i spisać się jak najlepiej w swojej nowej pracy.

Moje postanowienia, w żadnej z opcji nie zakładały tego, że w Katarze spotkam Pedro Gonzáleza - moją dawną miłość i osobę, która była wszystkim.

Jednak, stało się jak się stało, a gdy już go zobaczyłam, w głębi duszy obiecałam sobie, że on niczego nie może zmienić, a ja nie zapomnę o tym, co stało się przed trzema latami.

Od tego momentu minął prawie miesiąc i prawda była taka, że wszystko się zmieniło - Pedri i ja znowu się do siebie zbliżyliśmy, w połowie tak, jakbyśmy nigdy nie byli parą, przez co zmieniłam się także ja - poznałam nowych, niesamowitych ludzi, którzy stali się dla mnie kimś na prawdę istotnym.
A Hiszpania była w finale mundialu. Dlatego za trzy dni mieliśmy wracać do domów, a nasza przygoda w Katarze miała stać się tylko cudownym wspomnieniem.

Ale zanim to, wszystko miało przebiec zgodnie z zamierzonym planem - nie miałam spieprzyć wszystkiego poprzez swoje uczucie, a Gavira oraz inni Hiszpanie, nie mieli się o tym dowiedzieć.

Po mojej rozmowie z Pablo, zrobiło się lekko niezręcznie, gdyż ja postanowiłam nie dawać mu więcej powodów do węszenia i po prostu ucichłam, przez co wróciliśmy do jego zwichniętego palca.

Nie minął nawet kwadrans, a piłkarz wrócił na murawę z zamierzeniem do kończenia swojego treningu, a ja przyjęłam do siebie kolejnego Hiszpana i wrzuciłam siebie w wir obowiązków.

Reszta sesji przebiegła zgodnie z moją, jak i wszystkich myślą - było w miarę spokojnie, a od kiedy Gavi wrócił na boisko, ponownie się rozweseliło, tak jakby był ich słońcem i największym powodem radości.

Cóż, jednak gdy trening się skończył, nadszedł czas powrotu do domu, co wiązało się wraz z jazdą autem z dwojką czarujących i chwilami wnerwiających Hiszpanów, co nie szczególnie mnie cieszyło, a tym bardziej po rozmowie z Gavim.

Była około siedemnasta, gdy czekali na mnie tuż obok mojego samochodu - Dosza dopiero w tamtej godzinie zaczęła na prawdę tętnić życiem, temperatura sięgała zenitu, a pośród tego wszystkiego był on.
Pedro González.

Nigdy nie chciałam zachowywać się jak obsesyjna, napalona i niezbyt mądra laska, która szalała na widok chłopaka, ale cholera, co jeśli tym nie przeciętnym chłopakiem, był Pedri? Co wtedy?

Kiedy stał oparty o maskę mojego czarnego BMW-u, rozmawiając ze swoim przyjacielem i kiedy jego włosy, układały się w delikatne, dziecięce loczki, a policzki wciąż były lekko zarumienione.
Jego twarz, jak zwykle, wyrażała wiele emocji, ale tą główną była minimalna radość, gdy tylko dostrzegł mnie idącą w ich kierunku.
Gavi natomiast, nie pawał taką samą radością, choć to jego buzia zwykle wyrażała wiele, w tamtym momencie, czułam się tak, jakby chciał przeprowadzić ze mną niemą rozmowę.

- Prosto do hotelu? - zapytałam ich, gdy wsiadaliśmy już do auta. - Czy czegoś potrzebujecie?
- Do hotelu. - odparł krótko Pablo, zajmując swoje niezmienne miejsce na tyłach pośrodku.
- Ta, trzeba w końcu się przygotować na wypad na plażę, czy nie? - westchnął głośno Pedri, patrząc na mnie.
- Och, no tak. - przypomniałam sobie, odpalając silnik. - Już dosyć późno. Zanim dojedziemy, ogarniemy się, będzie dziewiętnasta... - mamrotałam, na co González cicho parsknął.
- Nie przesadzaj. - uśmiechnął się. - Będzie fajnie.

W to akurat nie wątpiłam ani trochę.
Z Hiszpanami zawsze, mimo wszystko, było fajnie, przyjemnie i dobrze.
Nie bez powodu, ludzie mówili, że był to radosny i imprezowy naród.

do you still love me? || pedriOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz