18. The real happiness

883 43 11
                                    

Długo wyczekiwany przez wszystkich dzień, nastał szybciej niż każdy by tego chciał.

Równo o ósmej, byłam już na równych nogach, połowicznie przygotowana na nadchodzący dzień, który zapowiadał się nie lada wyzwaniem.
Moja przyjaciółka przewracała się dopiero na drugi bok, po tym, jak przez większość nocy, chciała wiedzieć każdy najmniejszy szczegół tego co się stało zeszłego wieczora.

Clara była jedyną osobą na tym świecie, której mogłam powiedzieć absolutnie wszystko, a na wieść o tym że całowałam się z Pedro, o niemal nie wybuchła z podekscytowania i dawki nowych plotek.
Rodriquez nie zawsze uwielbiała Gonzáleza, nie omieszkam nawet stwierdzić, że czasami go nienawidziła, pamiętając o wszystkim, co kiedyś zrobił.
Jednakże, nie byłaby sobą, gdyby nie wypytała mnie o każdy najmniejszy szczegół tego co się między nami wydarzyło.

Ja nie pozostałam świętą, gdy przez połowę nocy, opowiadałam jej najdrobniejsze szczegóły naszego pocałunku, jego dotyków, słów czy gestów.

Clara była jaka była, ale cholernie mocno troszczyła się o to, żeby mi było dobrze.
Nie chciała bym znowu cierpiała przez Pedro, ani bym robiła sobie złudną nadzieję.
Była też druga strona Clary Rodriquez, która wręcz skakała z radości, że jej ukochana przyjaciółka, całowała się z Hiszpańskim piłkarzem, a zarazem... och, jej byłym chłopakiem.

I właśnie takim o to sposobem, nie przespałam połowę nocy, mimo moich zamierzeń, że nareszcie się wyśpię, a w dniu meczowym pokaże się z nieskazitelną energią oraz wielkimi chęciami do życia.

Coż. Prawda była taka, że wszystko szło nie po mojej myśli, już od samego ranka.
Byłam niewyspana, zła na samą siebię, dostałam miesiączki, a w dodatku na środku czoła pojawił mi się okropny pryszcz, na który mogły zdziałać tylko korektory Clary.
Będę szczera - zapowiadało się strasznie, jednakże mój poziom opltymizmu, dawał mi iskierkę nadziejii.

Nie budząc przyjaciółki, poszłam do łazienki i wziąwszy zimny prysznic, przebrałam się w świeże dresy, wymyłam twarz i nałożyłam na swoją cerę kilku etapową pielęgnację, niczym jedna z tych topowych influencerek.

Mój plan był prosty i następujący - przeżyć ten dzień, a przy tym nie zabić wszystkich wokół i nie powyrywać sobie włosów z felernego uczucia stresu.

Nie zrozumcie mnie źle, cieszyłam się ze szczęścia moich znajomych piłkarzy, którzy byli po prostu dumni z siebie, że zaszli tak daleko na mundialu, jednakże gdzieś z tyłu głowy, miałam tą myśl o ostatnim dniu.
Z drugiej strony, był Pedro.
Pedro, z którym wczoraj przeżyłam wieczór inny niż wszystkie.
Wieczór, w którym oby dwoje otworzyliśmy się na siebie mocno.
A może i zbyt mocno?

Całowaliśmy się.
Pierwszy raz od ponad trzech latach i to było coś czego nie da się ubrać w słowa.
Moja głowa eksplodowała na samą myśl o tym, jak spojrzę mu teraz w oczy albo jak zdołam normalnie funkcjonować w jego towarzystwie, po tym co zrobiłam?

Zabardzo bałam się tego, że zepsułam to, co przez ten miesiąc razem stworzyliśmy i że, wszystko zacznie się od nowa - unikanie, ignorowanie oraz uczucie dziwnej pustki.

Myślicie pewnie że to koniec moich życiowych problemów i żalów?
Och, a tuż nie.

Tylko wyszłam z łazienki, a do moich nozdrzy dotarł zapach dopiero co zrobionej kawy, który wręcz wielbiłam.
Mało tego.
Moja najlepsza przyjaciółka ubrana w różowy komplet dresowy, podśpiewująca sobie jedną z piosenek Shakiry, przy okazji tanecznym krokiem przemieszczając się po naszym niedużym apartamencie, była miła widokiem.
Gdy tylko mnie zobaczyła, uniosła kąciki swoich ust ku górze i nie przestając tańczyć, podeszła do mnie i uściskała mnie tak, jakby nie widziała mnie conajmniej tydzień.

do you still love me? || pedriOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz