19. The last party with the Spanish

707 32 3
                                    

Życie nauczyło mnie naprawdę wiele - na przykład tego że nie warto się starać dla kogoś kto nie stara się dla ciebie, że to jednak nadzieja umiera ostatnia albo że lepiej nie mieszać wina z wódką.
Nauczyło mnie też tego, że zawsze warto wierzyć do końca. 

Nauczyła mnie tego, ta jedna grudniowa noc i chłopak o czekoladowych oczach, który po prostu uwierzył w siebie oraz swoją drużynę, zamieniając ten wieczór w wspomnienie, które za dziesięć lat będzie czymś cholernie magicznym.

W tamtym momencie, oby dwoje mieliśmy głęboko gdzieś cały świat i otoczenie, co jak się spodziewacie, nie było ani trochę mądre, ale nareszcie po wielu sprzecznościach, byliśmy tylko my. 

Nie będę was oszukiwać, chciałam by ta chwila nie kończyła się nigdy i żebyśmy już zawsze byli tak samo szczęśliwi oraz zapatrzeni w siebie.                                                                    Czemu?
Bo nareszcie było w pełni dobrze - Hiszpania była o krok od mistrzostwa świata, a Pedro, cóż on po prostu był dla mnie.
I to wystarczyło. 

Ten pocałunek był inny w każdym głębszym znaczeniu tego słowa. Mogłabym rozpisywać się na ten temat godzinami, ale po co, skoro każdy wie, a bynajmniej powinien wiedzieć, że tamtego dnia, gdy księżyc był już na niebie, wszystko obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni.                             
I tu was zaskoczę.
Bo na dobre i lepsze.

Cóż, ten pocałunek wcale nie był szczególnie delikatny, a wręcz nasza zachłanność i pożądanie z każdą chwilą wzrastało coraz to bardziej, jednak już zawsze będę zdania, że miało to w sobie coś z nutą wielkiego romantyzmu i wyjątkowości. 

No sami zrozumcie - krzyki, gwizdy, mnóstwo ludzi na murawie, łzy szczęścia, ale i smutku, a obok tego wszystkiego, całego tego chaosu, dwójka prawie dorosłych ludzi, którzy nie widzieli nic poza sobą.

A najbardziej wyjątkowe było właśnie to, że choć ci wszyscy dziennikarze, fotografowie, kibice czy chociażby trenerzy lub koledzy, chcieli być w tym momencie z Pedro i z nim świętować zwycięstwo, bo przecież to jego bramka nas wszystkich uratowała, to on pragnął tylko mnie.         
To do mnie pobiegł tuż po końcowym gwizdku, to mnie pocałował, przytulił i to ze mną po prostu był, choć wcale nie musiał. 

Prawda jest taka, że byłam po prostu głupia i nierozsądna, a może po prostu zbyt zapatrzona w chłopaka o cudownych oczach.     

Jednak, w którymś momencie, do mojej głowy naszła w końcu ta mądra myśl, ta rozsądniejsza, która dała mi do zrozumienia, iż choć serce bardzo nie chce, to muszę to przerwać, dla dobra nas obojga, a główniej Gonzáleza, który miałby o wiele więcej do stracenia.

- Pedri - zaczęłam cicho między pocałunkami, a po chwili odsunęłam się o jeden, duży krok. - musimy przestać, wiesz o tym. Nie możemy, za dużo tutaj ludzi. - westchnęłam.   
- Och, masz rację - uznał, poprawiając swoją lekko przy długą grzywkę. - ale obiecaj mi, że jeszcze to dokończymy. - powiedział nonszalancko, uśmiechając się z zabijającą pewnością.

Parsknęłam, a pokiwawszy z politowaniem głową, chciałam odpowiedzieć mu jakąś dosadną ripostą.                                                                          
I tak by się pewnie stało, gdyby nie znaczący fakt, że oby dwoje w dokładnie tym samym momencie, usłyszeliśmy jedyny w swoim rodzaju pisk mojej przyjaciółki, a sekundę później, odczuliśmy jej szczęście na własnych ciałach, kiedy tylko w mgnieniu oka podbiegła do nas i splotła swoje dłonie na karku Pedro i moim, tak że za jednym pociągnięciem włączyła całą naszą trójkę w grupowy uścisk.  

do you still love me? || pedriOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz