21.

84 5 5
                                    

Niepołomice

Przyglądała się nowemu ogierowi z zaciekawieniem. Chciała wyczytać z jego mowy ciała jak najwięcej, tak jak robił to zawsze ojciec. Była pewna, że już teraz wyrobił sobie pewną opinię o tym rumaku. Miał sześć lat i został sprowadzony z Węgier dla królewskiego syna. Był dosyć masywny z drobną głową, co wyglądało zabawnie. Nie ujmowało to jednak jego szlachetności i wdziękowi. Jego kara maść połyskiwała w promieniach słońca, które dostawało się na jego kwaterkę przez korony niepołomickich drzew. Został sprowadzony z niejakiego Kisbér. Jagna nigdy nie słyszała o tym mieście, ale podobno hodowano tam właśnie te konie.

Na następny dzień zaplanowano polowanie. Hodowca, którzy sprowadził tu ogiera, miał go dosiąść, by król i jego syn mogli go zobaczyć, a przede wszystkim Maciej. Jagnie zabroniono jechać. Miała zostać w dworku z królową. Westchnęła ciężko.

- I jak? - obok niej pojawił się koniuszy.

- Chyba już przywyknął.

- Nie ma wyjścia.

- Co o nim sądzisz?

- Zastanawia mnie wybór króla. Czemu akurat on. Spójrz - wyciągnął palec - Widzisz szyję? Chuda. A zad? Wielki jak beczka. Albo tak źle go chowali albo te konie tak mają.

- Wydaje się dobry.

- To prawda - zgodził się - Ale cóż po takim koniu na polu bitwy? Szyja mu pęknie przy ciasnych skrętach i zwrotach. A zad będzie go tylko obciążał. Koń wojenny musi być zwinny i silny. Ten jest nieproporcjonalny.

- Mówiłeś o tym królowi?

- Jeszcze nie. To za mało, żeby zdać raport. Nie widziałem go jeszcze pod siodłem ani w akcji. Trzeba go jeszcze sprawdzić.

- Przewidujesz kłopoty?

- Z nim nie. Człowiek jest zawsze gorszy od konia.

***

Następnego dnia

Król ze swoją świtą wyruszył po wschodzie słońca. Jagna została w dworku z królową i jej fraucymerem oraz kilkoma rycerzami, którzy mieli mieć je na oku. Rudowłosej nie strzeżono tak jak monarchini, zatem nikt nie zauważył, że osiodłała Karusię i pojechała w las. Poinformowała o tym tylko jednego ze sług, by przekazał reszcie.

Nie trudziła się ubiorem godnym kobiety. Znów założyła spodnie i koszulę. Jechała lasem, w kierunku pól, które mijali wczoraj. Karusia była wyjątkowo żywiołowa i galopy po rozległych łąkach były idealną opcją. Kłus miała sprężysty i żwawy, Jagna ledwo umiała wysiedzieć. Starała się hamować jej zapędy, ale się przy tym nie spinać. Klacz była bardzo wrażliwa na jakiekolwiek niewygody na grzbiecie i potrafiła ponieść lub zrzucić źródło dyskomfortu.

- Jagno! Jagno, poczekaj!

Wstrzymała konia i odwróciła się za siebie. Zyndram galopował w jej stronę. Zatrzymał się dopiero przy niej.

- Coś się stało? - spytała.

- Czemu nie mówiłaś, że jedziesz?

- A czemu miałabym? - poprosiła Karusię o stęp.

- Żeby nie stała ci się krzywda - rycerz ruszył za nią.

- Tak nagle się o mnie troszczycie? Jakoś nigdy was nie obchodziłam.

- Nie o to chodzi.

- A o co? Królowa kazała? Król?

- Samotne przejażdżki nie są bezpieczne. W szczególności dla niewiast.

Córka KoniuszegoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz