54.

90 3 15
                                    

Wieś niedaleko Monachium

Nie miała pojęcia, ile przespała, ale obudziła się wypoczęta i z przynajmniej częściowo odzyskanymi siłami. Nadal strasznie bolało ją krocze, z resztą jak całe ciało, ale wiedziała, że to dobry ból. Na dworze musiało się rozpogodzić, bo słabe snopy światła wpadały do izby. Uśmiechnęła się. Musiała poprosić Sofię, by przeniesiono tu kołyskę. I żeby posłano po Wilhelma. Przecież musi wiedzieć, że ma córkę.

Drzwi do sypialni się otworzyły, a w progu stanął świeżo upieczony ojciec. Na widok żony twarz mu się rozpromieniła. Wszedł do środka, nie kłopocząc się zamykaniem drzwi. Podszedł do łoża i kucnął, by zrównać się z nią twarzą. Patrzyła na niego z uśmiechem, ale i widocznym wciąż zmęczeniem. Odgarnął opadające jej na czoło włosy, pogłaskał po policzku.

- Jesteś - szepnęła.

- Jestem. Przyjechałem od razu, gdy się dowiedziałem.

- Mamy córkę...

- Wiem - uniósł kąciki ust - Byłem u niej. Jest śliczna, Jagno.

- Nie gniewasz się, że...

- Zawsze chciałem mieć córkę - przerwał jej łagodnie, głaszcząc po skroni - Taką małą, dla której będę mógł być rycerzem. I bronić ją przed młokosami. Stawać z nimi w szrankach i pokonywać z zamkniętymi oczami.

Zaśmiała się słabo. Uniosła się odrobinę na poduchach. Wilhelm usiadł przy niej, poprawił pościel, by było jej wygodniej.

- Odpoczywaj - przykrył jej dłoń swoją - Należy ci się.

- Chcę ją zobaczyć.

- Zobaczysz, spokojnie. Zaraz każę zrobić ci coś do jedzenia.

- Nie jestem głodna - zaprotestowała.

- Musisz odzyskać siły.

Nie kłóciła się. Czuła, że z nim nie wygra. Tak naprawdę trochę już ściskało ją w brzuchu, ale osłabienie odbierało jej chęci.

- Zjesz ze mną? - zapytała nieśmiało, gdy był już przy drzwiach.

Przystanął, uśmiechając się ciepło do żony.

- Zaopiekuję się wami.

***

Wpatrywali się w nią jak zaczarowani. Mała spała spokojnie w ramionach matki, a tą z kolei obejmował Wilhelm.

- Jest prześliczna - zachwycał się.

- Pamiętasz jak mówiłeś o tym strachu, który znika po narodzinach dziecka? - popatrzyła na męża.

- Twój też zniknął?

Pokiwała głową, za co ucałował ją czule w skroń. Wrócili do podziwiania swojej córeczki.

- Muszę posłać wieści do Heleny. Obiecałam jej. I do Grety i Machny.

- Ja muszę powiadomić ojca - mruknął niechętnie - Poślemy jednego gońca i on powiadomi wszystkich.

- I ktoś musi pojechać do Pragi.

- Do Pragi?

- Do Piotra. Powiedział mi, że tam bedzie czekał na wieści. Ze swoją lubą - dodała z cwanym uśmieszkiem.

- Lubą? - rycerz zdziwił się jeszcze bardziej - Po twoich opowieściach nie posądzałbym go o coś takiego.

- Ja też nie. Ale gdy tu był, przyznał mi się, że być może się ożeni. Poznał na targu jakąś Czeszkę i go ujęła - poprawiła pieluszki dziecka.

Córka KoniuszegoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz