50.

70 3 10
                                    

Kraków

Wyruszyli po ustaniu pierwszych roztopów. Pogoda od kilku dni była dosyć słoneczna, więc nie chcieli tracić czasu. Jagna była podekscytowana przez całą podróż i nie umiała się doczekać, aż przekroczą granicą, a potem w końcu zobaczy na horyzoncie krakowskie zabudowania. Dlatego jak mała dziewczynka cieszyła się, gdy zaczęli mijać znajome jej wioski, a wkrótce później w oddali dojrzała zabudowania Wawelu. Karusia wyczuła jej podekscytowanie, bo przyspieszyła kroku, nawet wyrywając się do kłusa. Jagna popatrzyła błagalnie na męża, który skinął głową.

Maleństwo puściło się galopem w stronę miasta, pozostawiając jadącą powozem Machnę i pilnującego jej Finna w tyle. Klacz rudowłosej musiała wyczuć, że są w domu, bo stawiała długie kroki i parskała nerwowo. Nie wstrzymywała jej, pozwalała Karusi biec przed siebie. Wilhelm ledwo za nią nadążał. Dogonił żonę dopiero przy bramie. Z daleka było widać że siedzi w siodle jak na szpilkach i tylko czeka, aż będzie mogła wjechać do miasta. Do domu. Nie miał serca dłużej trzymać jej w takim napięciu.

- Jedź! - krzyknął do niej - Ja poczekam na resztę i potem dołączę!

Uśmiechnęła się do niego szeroko i z wdzięcznością, po czym popędziła Karusię i obie zniknęły wśród zabudowań Krakowa. Gdy tylko przekroczyła próg, wzięła głęboki wdech, czując te wszystkie znajome zapachy, które towarzyszyły jej przez tyle lat, a które zamieniła na monachijskie aromaty. Rozglądała się, jakby była tu pierwszy raz. Rozpoznawała wszystko od razu - kamienice, ulice, sklepy, nawet niektórych przechodniów. Ci, którzy również ją zauważyli, oglądali się za nią z zaskoczeniem. Wieść o jej ślubie zdążyła już dawno rozejść się po mieście, nie wszyscy jednak w to uwierzyli. Pamiętali Jagnę, jako córkę koniuszego, choć dorosłą, to wciąż dziecinną. Teraz była już prawdziwie dojrzała. Została żoną bawarskiego rycerza. Stała się damą.

Sprawnie pokonywała kolejne uliczki, by w końcu znaleźć się przed wjazdem na Wawel. Zatrzymała się na moment, by nasycić oczy zamkiem. Westchnęła z nostalgią, ale i uśmiechem. Ruszyła stępem w stronę bramy, ale została zatrzymana przez strażnika. Był młody, nie kojarzyła go.

- Czego? - spytał nieprzyjaźnie.

- Ja na zamek - odparła.

- W jakiej sprawie?

- Głupi jesteś? - dołączył do niego drugi wartownik, którego rudowłosa już doskonale znała - To córka koniuszego Macieja. Wpuśćże ją.

Podziękowała mu serdecznym uśmiechem i skinieniem głową. Wjechała na dziedziniec, obdarowana spojrzeniami dworzan. Niektórzy aż otworzyli usta ze zdumienia, gdy ją rozpoznali. Rozejrzała się po krużgankach, po czym skierowała w stronę stajni. Kilka koni zarżało, Karusia odpowiedziała im z podekscytowaniem. Zrozumiała, że jest w domu. Jagna poklepała ją po ciemnej szyi.

- Wiem, kochana. Zaraz się z nimi zobaczysz - powiedziała do niej i zsunęła się z grzbietu.

Złapała wodze i od razu skierowała się do stajni. Miała nadzieję, że ojciec tam będzie. Żołądek trochę kurczył jej się z nerwów, ale i podekscytowania. Zwolniła kroku, poprawiła odzienie i odetchnęła. Stanęła w progu i od razu go zobaczyła. Akurat czyścił jednego z koni. Na drzwiach boksu wisiało siodło. Zapewne zaraz będzie wsiadał. Postąpiła krok do przodu.

- Ojcze - zwróciła jego uwagę.

Zastygł. Odwrócił się powoli i wbił zaskoczony wzrok w córkę. Uśmiechnęła się szerzej.

- Jaguś?

Pokiwała głową. Nie zważając na Karusię i zasady, puściła wodze i podbiegła do ojca, rzucając mu się na szyję. Nadal był zaskoczony, więc dopiero po chwili odwzajemnił uścisk, mocno tuląc do siebie latorośl.

Córka KoniuszegoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz