Monachium
Następnego dnia czuła się już o niebo lepiej. Nie tylko daleko, że ból głowy, nudności i ogólne zmęczenie ustąpiły. Wilhelm spędził z nią cały dzień, opiekując się nią i dotrzymując towarzystwa. Po ich szczerej rozmowie i postanowieniu pracy nad sobą kamień spadł jej z serca i zaczęła trochę lepiej patrzeć na otaczający ją świat. Jakby właśnie tego potrzebowała przez cały ten czas. Tego dnia Wilhelm również odpuścił sobie pracę w kancelarii i przyniósł żonie śniadanie do łóżka. Zjedli je wspólnie, śmiejąc się i opowiadając sobie różne historie.
- I wtedy, kiedy ojciec wrócił, zabrał mnie przed dom, gdzie czekał taki wielki, włochaty pies - pokazała dłonią jego wysokość - Wziął mnie na ręce i posadził na nim - zakończyła ze śmiechem.
Wilhelm jej zawtórował, patrząc na nią z oczarowaniem. Właśnie za taką Jagną tęsknił i zdał sobie sprawę jak dawno nie spędzał z nią czasu. Jak dawno ją widział. Taką w pełni i uśmiechniętą. Jeszcze te usta, tak błyszczące od miodu... Chwycił tacę z jedzeniem i odłożył na stolik. Jagna urwała zdanie, patrząc ze zdziwieniem na męża. On zaraz znalazł się przy niej, a raczej nad nią, gdy dopadł do niej, przez co padła na plecy, tonąc w poduszkach. Nie czekając na reakcję z jej strony, posmakował resztek miodu i konfitur z jej ust. Jego dłoń od razu utonęła pod koszulą, łaskocząc ją i wywołując chichot. Wierciła się, błagając by przestał, ale on nie słuchał. Całował teraz szyję, potem dekolt, wędrował coraz niżej.
- Wilhelmie, błagam... - ledwo potrafiła złapać głębszy oddech.
- Naprawdę chcesz, żebym przestał? - uniósł głowę znad jej brzucha i patrzył na nią wyzywająco.
Wykorzystała ten moment i podciągnęła się odrobinę, żeby nie leżeć całkowicie na plecach. Koszulę miała podciągniętą pod same biodra. Jego dłoń spoczywała teraz na udzie. Oboje dyszeli ciężko, ale nie przerywali kontaktu wzrokowego.
- Mam łaskotki. I nie podoba mi się sposób, w jaki to wykorzystujesz.
- Nic nie wykorzystuję, Boże broń - obruszył się - Pytam tylko, czy mam przestać.
Zagryzła dolną wargę, a fala przyjemności spłynęła mu po plecach. Patrzyli na siebie jeszcze przez moment w napiętym milczeniu, dopóki Wilhelm sam nie odpowiedział sobie na pytanie i ponownie wpił w słodkie usta żony.
***
Po miłym poranku Wilhelm oznajmił, że wybierają się na przejażdżkę. Być może nazbyt jej pobłażał po jej występku, ale nie mógł odmówić, gdy zagościła w niej wręcz dziecięca radość. Oczy jej błyszczały jak u pacholęcia, które dostało upragnioną zabawkę. Być może tak właśnie było - Jagna dostała upragnioną chwilę uwagi. I być może była jeszcze dzieckiem, które wrzucono w świat ponurych i nudnych dorosłych.
Wyprowadzili swoje konie ze stajni, żeby tam móc ich w spokoju dosiąść. Jagna założyła swój tradycyjny strój jeździecki, z czego Maria zapewne byłaby niezadowolona, ale ciotka znów gdzieś zniknęła i nie miała prawa głosu. Włosy związała w dwa warkocze, a pod kaftanem wisiał naszyjnik od męża. Dzień był dosyć chłodny, pochmurny, ale nie zapowiadało się na deszcz. Nie założyła rękawiczek od Jana. Ubrała swoje, które były w najlepszym stanie spośród wszystkich. Stare i mocno zużyte sprzedała tamtemu krawcowi. Jechali przez miasto, tą samą trasą, którą Jagna wybierała się na feralną przejażdżkę. Tym razem jednak nie musiała się bać, bo była razem z mężem, a jak się okazało, nie tylko.
- W końcu! - zawołał na ich widok Fryderyk, gdy wyjechali za bramę - Już chcieliśmy jechać bez was.
Rudowłosa rzuciła mężowi zdziwione spojrzenie.
CZYTASZ
Córka Koniuszego
Historical Fiction🐴 I tom przygód Jagny Maciejówny 🐴 - Puść ją - powiedział, widząc jak jego małżonka się męczy - Przecież w stajni jest grzeczna. - Ale to nie dom. Jeszcze, nie daj Bóg, gdzieś mi ucieknie albo wstydu narobi. - Nie narobi - zapewnił, wyciągając d...