37.

87 6 11
                                    

Monachium

Pierwsze chłody dały już o sobie znać. Jagna wyrobiła sobie pewnego rodzaju rutynę, która całkowicie różniła się od tej z Krakowa. W żadnej części dnia nie uwzględniła nawet wyjścia do stajni. Dodatkowo Maria jeszcze parę razy przyprowadziła matrony do domu, by Jagna mogła się obyć z przebywaniem w towarzystwie. Nienawidziła tych dni. Również przez ten krótki okres nie zdarzyło się, by Wilhelm wrócił wcześniej do domu. Czekała na niego, ale po wizytacjach padała z nóg, co rycerz musiał rozumieć, bo następnego dnia rano nawet się nie budziła - tak cicho starał się zachować. Albo ona miała taki twardy sen, jeno stawiała Wilhelma w świetle męża idealnego, by zakryć wszelkie dotychczasowe wady ich małżeństwa.

Wyślizgnęła się z drzwi domu na zewnątrz, gdzie po ulicach panoszyła się jeszcze poranna mgła. Nasunęła kaptur na głowę i ruszyła w kierunku pobliskiej stajni, gdzie mieszkała Karusia. Znajdowała się dwie ulice dalej, toteż szybko się tam pojawiło. Jej wejście dostrzegło kilka koni, jeden nawet nieśmiało zarżał na jej widok.

- Witaj, kochany - pogłaskała jednego kasztanka po chrapach.

Coraz więcej zwierząt wystawiało łby ponad drzwiami boksów, w tym Karusia. To do niej podeszła Jagna.

- Witaj, kochana - pogładziła ją po nosie - Jak się miewasz? Trochę nudno, prawda? - przesunęła dłoń na ganasze - Zaraz jakoś temu zaradzimy.

Zdjęła pelerynę, ukazując swój jeździecki strój. Przy boksie, na przymocowanym do ścianki stojaku wisiał cały osprzęt. Schyliła się do skrzynki ze szczotkami, wyjęła jedną i weszła do klaczy, by móc ją wyczyścić. Karusia od razu się ożywiła, doskonale pamiętając, co oznacza czyszczenie. Zaczęła grzebać kopytem w słomie.

- Cierpliwości - Jagna dziubnęła ją palcem w łopatkę, by przestała.

Klacz machnęła głową, przestępując z nogi na nogę. Rudowłosa wywróciła oczami i zajęła się oporządzaniem. Sierść była praktycznie czysta, wystarczyło ją jeno oczyścić z kurzu i pyłu. Zajęła się kopytami, potem sprawnie nałożyła siodło i ogłowie. Karusia była coraz bardziej niecierpliwa, ale Jagna musiała zachować zimną krew. Wypuszczanie się w nieznane gęstwiny z narwanym koniem nie było najlepszym pomysłem, ale nie miała gdzie spuścić z niej nadmiaru energii. Musiała zaufać swoim umiejętnościom.

Wyprowadziła ją z boksu na korytarz. Reszta koni od razu zainteresowała się tym zajściem, kilka nawet zarżało, gdy Karusia szła w stronę wyjścia. Machnęła agresywnie głową na jedną klacz, prawie wyrywając się Jagnie. Ta szarpnęła za wodze, doprowadzając klacz do porządku. Wyprowadziła ją na zewnątrz i zatrzymała.

- Tylko mnie nie zabij - poprosiła szeptem.

Zebrała wodze, chwytając się przedniego łęku, wsunęła stopę w strzemię, prawą złapała za tylny łęk, odbiła się od ziemi i wskoczyła na siodło. Karusia od razu ruszyła do przodu, ale została przyszarpnięta.

- Pozwoliłam ci?

Rudowłosa poprawiła się w siodle, sprawdziła popręg, złapała wodze w obie dłonie i odetchnęła. Dopiero wtedy pozwoliła klaczy na stęp. Krok miała żwawy, mięśnie wyraźnie napięte, była pobudzona i czekała na najdrobniejszy sygnał. Strzygła uszami, rozglądając się po pustym mieście. Stukot kopyt roznosił się echem po brukowanych uliczkach. Jagna czuła jak Karusia wręcz podskakuje, byleby już wystrzelić do przodu. Z jednej strony chciała wyjechać poza mury miasta, ale z drugiej bała się, że sobie nie poradzi.

- Uspokój myśli - mawiał jej ojciec - Mimo wszystko koń nie jest głupi. Skup się na tym, co chcesz zrobić. Wyrzuć wszystkie czarne myśli. Liczy się tylko to, co chcesz zrobić. Koń to zrozumie. To mądre zwierzę.

Córka KoniuszegoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz