Rozdział 5. Nędznicy. Część II

326 36 1
                                    

Severus Snape aportował się tuż przed magiczną barierą otaczającą Hogwart. Zataczając się, niepewnym krokiem ruszył w stronę zamku, mając ochotę zamknąć się w swoich komnatach i upić do nieprzytomności. Skulić się na zimnej posadzce i zatopić zęby we własnej dłoni. Krzyczeć godzinami, aż do utraty głosu. Zdemolować całe pomieszczenie wybuchami niekontrolowanej magii. Rzucić na siebie Cruciatusa. Bogowie, wszystko, byle tylko nie myśleć.
Nie myśleć…
Tak, zdecydowanie musiał zatopić te myśli, myśli powodujące nieznany mu uścisk w klatce piersiowej, ból gorszy od tego promieniującego z uaktywnionego Mrocznego Znaku. Ból pochodzący z wnętrza, tak silny, że aż fizyczny, nie pozwalające zaczerpnąć tchu, zasnuwający oczy krwawą mgłą.
Nie zauważył nawet, gdy prostą linią przeciął błonie i wpadł do zamku zataczając się na ściany. Chłód lochów uderzył nagle w jego ciało, dając mu złudne poczucie bezpieczeństwa. Zachwiało je to, iż nagle jego ramię zostało zaciśnięte w silnym uścisku. Szarpnął się do przodu, po czym spojrzał za siebie i dostrzegł utkwione w sobie zbyt przenikliwe, jasne tęczówki. Zmusił się do przełknięcia przekleństwa i zamykając oczy, zaczął z bolesną wręcz precyzją skrywać za zasłoną oklumencji panujący się w jego umyśle chaos.
– Severusie? – usłyszał zaniepokojony głos dyrektora. – Czy coś się stało?
Ogarnęła go panika. Zbyt późno zaczął się oklumować?
Po chwili doszedł jednak do wniosku, że nie dziwi go, iż Dumledore niepokoi się widząc go w takim stanie. Zmusił się więc do wyprostowania sylwetki i przywołania na twarz cynicznego wyrazu. Przełknął ślinę, chcąc zdławić drżenie głosu. Nie potrafił jednak zdobyć się na spojrzenie w te czyste oczy. Miał wrażenie, że nie zasługuje na to, że ta biel wypali jego mroczną duszę, zabije go.
– Postanowiłem, za pańską radą, odpocząć od laboratorium, dyrektorze – odparł pustym głosem usilnie pragnąc, by brzmiał wiarygodnie. – Musiałem nieco przesadzić z winem.
– Chłopcze… Masz wyjątkowo mocną głowę. Chcesz porozmawiać?
Snape wiedział już, że Dumbledore mu nie uwierzył. Mimo to, postanowił ciągnąć swoją grę dalej i jak najszybciej uciec do swoich komnat. I wyć, wyć tak długo, aż wykrzyczy z siebie cały ten chaos.
Zmusił się, by spojrzeć w te jasne oczy, jakoby na poparcie swojej wersji. Zacisnął dłonie w pięści.
– Wypiłem zbyt dużo, dyrektorze – wyszeptał. – Wybaczy mi pan, ale poczekam we własnym łóżku, aż mój umysł wróci do swojego naturalnego stanu i…
– Byłeś w domu państwa Evans? – przerwało mu pytanie. Niebieskie oczy patrzyły an niego badawczo. – Spotkałeś rodzinę małego Harry’ego?
Boże… Wiedział… Wiedział!
Severus szarpnął głowę w górę i spojrzał z niemą wściekłością na Dumbledore.
– Nie chcę wiedzieć, w co ty grasz, Albusie – wysyczał przez zaciśnięte szczęki. – Nie ważne jak silna byłaby ochronna tarcza domu Dursley’ów, jej cena jest zbyt wysoka dla jakiegokolwiek człowieka! Zbyt wysoka dla dziecka!
Dumbledore puścił jego ramię i westchnął cicho. Błękit jego oczu przygasł, zaszedł mgłą. Starszy mężczyzna spojrzał na Severusa z nieskrywanym bólem i oparł się plecami o kamienną ścianę całym swoim ciężarem.
– Wiem o tym, Severusie – głos dyrektora był nadzwyczaj cichy. – Wiem o tym doskonale, mój kochany chłopcze, jednak nie mogę na to nic poradzić. Nie mam do tego dziecka żadnych praw. Odkąd został oddany do domu Dursley’ów, są jego opiekunami. Poza tym, bariera nałożona na ich dom chroni Harry’ego lepiej, niż umiałaby to uczynić zwykła, magiczna rodzina.
– Jednakowoż, dyrektorze… Chłopiec nie jest w tym domu chroniony przed swoim wujostwem.
Oczy Severusa hardo wpatrywały się w Dumbledore’a.
– Jest pan potężnym czarodziejem, dyrektorze – po chwili milczenia ciszę przerwał głos Snape’a. – Niech pan się zajmie chłopcem, będzie pan potrafił zapewnić mu odpowiednią ochronę.
– Gdybym zajął się chłopcem, zostałby praktycznie sam… Wiesz, jak często jestem zmuszony opuszczać zamek. Nawet w nim przebywając, mój czas zajmują głównie obowiązki dyrektora szkoły. Nie mogę tego zrobić, Severusie. Mały Harry potrzebuje czasu, uwagi. Stałego opiekuna, który będzie przy nim przez większość dnia. A tego ja nie jestem w stanie mu zapewnić.
Zapadła cisza. Severusowi zdało się, że nagle Dumbledore wygląda na o wiele starszego i słabszego, niż jest w rzeczywistości. Snape nawet nie zauważył, gdy ślepą złość w jego wnętrzu zastąpiło uczucie beznadziei.
– Musi być ktoś inny, dyrektorze. Może…
Lucas.
Nie, nie chciał tego proponować dyrektorowi. Lucas na pewno już zapomniał, ma swoje życie i swoje sprawy.
Dumbledore spojrzał na Snape’a zza okularów. Westchnął cicho i położył dłoń na ramieniu mistrza eliksirów. Ten skrzywił się nieznacznie, zaś przed oczami przemknęła mu scena, w której drobne dziecko, zupełnie bezwładne w brutalnym uścisku Dursley’a, bało się choćby unieść rękę w obronnym geście. Severus miał ochotę krzyczeć, lecz mimo to jedynie bezwolnie spiął się gdzieś w sobie.
Odruch śmierciożercy….
– Rozumiem – cichy, pusty szept mistrza eliksirów przeciął powietrze.
– Wiem o tym, Severusie – odparł dyrektor. – Przykro mi, ale tak będzie najlepiej. Chłopiec musi to przeżyć, to uczyni go silniejszym…
Severus nie chciał już dłużej tego słuchać. Strząsnął z siebie przyjazną dłoń i okręcając się na pięcie, ruszył w stronę swoich kwater. Długa, czarna peleryna powiewała za nim złowieszczo, gdy mimo nieco chwiejnego kroku, w szybkim tempie przecinał korytarz, by już po chwili zniknąć za rogiem. Nawet, gdy był już poza zasięgiem dyrektorskich oczu, nie pozwolił sobie na odpoczynek. Zatrzymał się dopiero wtedy, gdy zatrzasnęły się za nim drzwi jego komnat.
Zaklęcia wyciszające i wszystkie magiczne bariery uruchomiły się automatycznie, gdy tylko wyczuły obecność jego krwi, zaś on sam, nie myśląc nawet o tym, bezwładnie oparł się o drewniane drzwi . Długa, smukła różdżka wysunęła się z jego nagle otępiałych palców, zaś wąskie ramiona skryte pod peleryną, mimo swego drżenia, bezwolnie opadły wzdłuż ciała. Nawet nie zauważył, gdy ugięły się pod nim kolana, kiedy skrajnie wyczerpany gonitwą myśli zaciskał oczy. Skulił się w embrionalnej pozycji, byle tylko poczuć ciepło ciała, co czasem pozwalało mu się uspokoić, zasnąć. Lecz to nadal było jego ciepło. Tylko jego. Nikłe i porażająco puste.
Ciepło nie dające ciepła.

Bezdomni - severitusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz