„W twej duszy,
Wygrzebali miliony dziur,
Ale ty nigdy tego nie pokażesz.”
Devotchka „How it ends”Severus już przed otwarciem oczu wiedział, gdzie się znajduje. Być może teraz powietrze pachniało bardziej Norwegią, może biała pościel była lżejsza niż ta, pod którą sypiał w Hogwarcie. A może uświadomiło go drobne ciało wtulone w niego ufnie. Poczuł, jak na jego usta wpływa mimowolny uśmiech.
Z ociąganiem uchylił powieki. Za oknem było jeszcze ciemno. Wskazówki zegara wskazywały parę minut po czwartej. Miał jeszcze czas. Zanotował w myślach, że bycie budzonym przez dziecięce włosy łaskoczące jego policzek jest zadziwiająco dobre. Nieporównywalnie lepsze od tego, gdy spać nie pozwalały mu koszmary.
Spojrzał na chłopca. Spał wtulony w jego klatkę piersiową. Dziecięca głowa spoczywała na granatowej poduszce w gwiazdy tuż pod brodą Severusa. To było dobre.
On nie pyta o pozwolenie, po prostu ufa.
Severus okrył kołdrą chłodne stopy dziecka. Harry poruszył się przylegając do niego jeszcze bardziej.
Przez tyle lat musiał spać sam. To tylko dziecko. Ma do tego prawo.
Z wahaniem objął chłopca ramieniem. Schował jego głowę w swojej szyi i zamknął oczy. Nie wiedział, czy on sam również posiada to prawo, lecz był zbyt senny, by się tym przejmować. Zasnął.--
Zbudził go szelest pościeli i jakiś ruch tuż obok niego. Podejrzliwie uchylił jedno oko i ujrzał przed sobą zielone tęczówki wpatrującego się w niego z cierpliwym wyczekiwaniem i nagle już pamiętał, dlaczego nie jest sam w swoim zimnym i zbyt dużym łóżku.
– Wiesz, że możesz mnie obudzić, gdy już wstaniesz? – zapytał chłopca, gdy podawał mu sztruksowe i nieco już sprane spodnie. – Nie mam nic przeciwko temu.
Chłopiec spojrzał na niego spod ukosa, po czym, postanawiając wybadać teren, zadał niepewne pytanie:
– Nie będzie pan o to zły? Dorosłych nie powinno się budzić i tak w ogóle nie wolno im przeszkadzać.
– Tamte zasady już cię nie dotyczą, pamiętasz? – Severus upomniał chłopca najdelikatniej, jak tylko był w stanie to zrobić.
– Tak, tutaj wszystko jest inaczej…
Malec wyglądał na strapionego. Westchnął cicho i ponowił walkę z koszulką, w której się zamotał. Severus zagryzł wargi by nie parsknąć śmiechem i pomógł Harry’emu wydostać głowę przez właściwy otwór.
– Dziękuję – wysapał chłopiec.
– Nie ma za co, Harry. To źle, że tutaj wszystko jest inaczej?
Harry spojrzał na niego zlękniony. Severus uważnie obserwował jego reakcję. Chłopiec napiął wszystkie mięśnie i opuściwszy głowę, uparcie wpatrywał się w podłogę.
– Nie! – zaprzeczył nieco zbyt dobitnie. – Tutaj podoba mi się o wiele bardziej niż… „Tam”. Tu jest dobrze. Te zasady też są dobre. Tamte były głupie, a te są….
– Sensowne – podpowiedział mężczyzna nie spuszczając z chłopca badawczego spojrzenia. – Sensowne, czyli służące czemuś, mające jakiś cel.
Harry gorliwie pokiwał głową, lecz wyglądało to raczej na nerwowy odruch, niż potwierdzenie racji.
– Tak, sensowne to chyba dobre słowo. „Tam” wuj często zamykał mnie w komórce, gdy niechcący zrobiłem magię. I to zamykanie nie miało celu, bo wtedy się bałem i robiłem jeszcze więcej magii. Te zasady są bardzo dobre. Powinienem znać jeszcze jakieś inne? Nie chciałbym „Tam” wrócić. Nigdy. Chciałbym… No… Ja chciałbym zostać. Tutaj, nie „Tam”.
Severus przełknął ślinę nawilżając nią gardło. Cichy głos w jego głowie piszczał z uciechy.
I co teraz mu powiesz, bydlaku? Znów skłamiesz?
Mężczyzna odetchnął głęboko oczyszczając myśli i powoli ukląkł przed chłopcem. Położył dłonie na jego ramionach i wiedział już, że to nie będzie łatwe. Zdecydowanie nie będzie łatwe. Nienawidził kłamać. Westchnął cicho.
– Harry, spójrz na mnie – naprawdę nie wiedział, skąd czerpał ten łagodny ton głosu. Myślał, że zatracił go wraz z śmiercią Lily, zaś wszystkie lata nauczania tylko utwierdzały go w tym myśleniu. – Harry. Spójrz na mnie. Boisz się mnie?
Dopiero wtedy chłopiec uniósł głowę i utkwił w nim zlęknione spojrzenie.
– Nie, pan nie jest zły – zaprzeczył chłopiec roztrzęsionym głosem.
Mały, nie wiesz, o kim mówisz…
– Więc dlaczego się boisz? – zapytał, choć doskonale znał odpowiedz na to pytanie.
– Nie boję się pana – wyszeptał chłopiec, zaś jego zaciśnięte dłonie drżały coraz mocniej. – Wiem, że jestem okropny, ale postaram się zachowywać jak najlepiej. Obiecuję i… No i… Będę grzeczny i…
Severus wahał się dokładnie przez sekundę. Rozważył wszystkie za i przeciw i doszedł do wniosku, że skoro nie ma niczego prócz zszargania własnego sumienia do stracenia, może się poświęcić. Tym bardziej, że po drugiej stronie szali stał mały, roztrzęsiony chłopiec, który przez większość swojego życia nie zaznał ani krzty należnego mu ciepła. Malec zasługiwał na wszystko dobre, co tylko mógł dostać.
Mężczyzna doszedł do wniosku, że sumieniem zajmie się później. Niepewnie przyciągnął do siebie chłopca i ostrożnie zamknął go w ramionach niepewny, czy robi wszystko tak, jak powinien. Był obejmowany prawie nigdy, zaś sam obejmował jeszcze rzadziej. Mimo lęku, wszystko to zdawało mu się być naturalne. Kierowany odruchem, przycisnął do siebie chude ciało i pozwolił dziecięcej głowie opaść na swoje ramię. Napłynęła do niego myśl, że Harry jest równie „zielony” w temacie co on, więc delikatnie pogładził jego plecy, starając się zapewnić mu otuchę.
– Harry dla mnie nie ma większego znaczenia to, jaki będziesz – wyszeptał po chwili milczenia. – Naturalnie, chciałbym, żebyś był dobrze ułożony, ale tego wymagają podstawy kultury osobistej.
Malec drżał lekko w jego objęciach i Severus, choć wszystko wydawało mu się w tej chwili dziwnie nierealne i jakby odległe, ciągnął dalej:
– Nawet jeśli popełnisz całą masę błędów, nawet jeśli niektóre naumyślnie, nie odeślę cię z powrotem do twojego wujostwa.
– Dlaczego? – Ciche pytanie przecięło ciszę, która zapadła gdzieś między nimi niczym ciężki woal.
Severus milczał dłuższą chwilę. Nawet jeśli prędzej przez myśl przepłynęło mu to pytanie, nie czuł się na nie ani trochę przygotowany.
– Na to pytanie nie ma prostej odpowiedzi. Może dlatego, że nie byli dla ciebie dobrzy, a nikt nie zasługuje na takie traktowanie – odparł po chwili wymijająco, lecz Harry nadal milczał, więc, rad nierad, zmuszony był kontynuować powolne i bolesne obdzieranie się ze swojego pancerza. – Harry, powiedziałeś wczoraj, że nie jestem złym człowiekiem. Prawda jest taka, że dobry również nie jestem, ale na pewno potrafię zająć się tobą lepiej, niż twoje wujostwo.
Harry przez chwilę milczał w jego objęciach. Szukał w sobie odwagi, której nigdy nie miał.
– Bo mnie pan lubi? – zapytał w końcu tak cicho, że Severus zrozumiał go tylko dzięki wyjątkowo wyostrzonemu słuchowi i natychmiast zamarł zaskoczony.
– Tak, Harry, lubię cię – wykrztusił po chwili milczenia przez dziwnie suche gardło i nerwowo przełknął ślinę, bezskutecznie próbując je nawilżyć.
Przed Czarnym Panem tak się nie denerwowałeś, Severusie…
Zamknij się! Pieprzony sadysta…
Chłopiec podciągnął nosem, zaś coś mokrego spadło na ramię mężczyzny. Severus wstrzymał oddech i pierwszy raz od dawna poczuł się tak, jakby znów miał niespełna pięć lat i stał przed swoim ojcem.
Co ja zrobiłem nie tak?
– A jeśli oni po mnie przyjdą? – zapytał chłopiec głosem, który balansował na krawędzi załamania. – Albo ktoś będzie chciał mnie do nich ukraść tak jak wtedy, gdy byłem jeszcze bardzo mały? Wtedy mogli mnie zanieść panu, skoro był pan przyjacielem mojej mamy, ale mimo to oni dali mnie wujowi i ciotce…
– Nie pozwolę nikomu cię „tam” zabrać, Harry – Severus był pewien, ze kłamie, ale gdy wypowiedział te słowa ze zdziwieniem stwierdził, że są prawdą. – Rozumiesz? Nikomu nie pozwolę cię tam zabrać.
Chłopiec mocniej naparł na jego klatkę piersiową. Severus czuł jego oddech nawet przez materiał koszuli.
– Więc chciałby pan, żebym został z panem? – zapytał Harry.
Severus poczuł w sobie jednocześnie ciepło i lód. Nie potrafił już kłamać przed samym sobą, pragnął tego chłopca tak samo, jak w tym dniu, gdy po śmierci Lily wykrzyczał to Albusowi w twarz. Z drugiej jednak strony napierała na niego bolesna świadomość, że prędzej czy później malec dowie się, kim jest Severus Snape, śmierciożerca. Jeśli nie on mu to powie, z pewnością chętnie zrobi to pierwszy lepszy przedstawiciel magicznego świata, którego napotkają na swojej drodze.
– Chciałbym tego, Harry – wyszeptał w końcu mężczyzna łamiącym się głosem. To nie była obietnica i chłopiec to wiedział.
– Też bym tego chciał – głos Harry’ego był cichy, lecz wyraźnie przebrzmiewał w nim smutek.
– Nie martw się, wielu ludzi może dać ci sensowne zasady, bezpieczeństwo, własny pokój – Severus nieporadnie spróbował pocieszyć chłopca.
Harry odsunął się od niego na tyle, by dalej był schowany w jego ramionach, ale by mógł spojrzeć mężczyźnie w oczy.
– Ale tam nie będzie pana, prawda?--
Severus spojrzał znad książki na chłopca. W ciągu tych paru tygodni wyrobił w sobie nawyk ciągłego kontrolowania malca i sam nie wiedział, czy powinno do to denerwować, czy też może napawać chorą dumą. Harry tymczasem położył się na brzuchu na parkiecie, a przed sobą rozłożył cały swój zestaw malarski i w całkowitym skupieniu tępił kredki na arkuszu prawie tak dużym, jak on sam. Mężczyzna potarł w zamyśleniu zmęczone oczy i wrócił do lektury.
– To dziwne, że jeszcze nie oślepłeś w swoich lochach – zagadnął go Lucas, stawiając przed nim kubek z herbatą i niedbale rozciągając się na dywanie przed kominkiem. – Byłem pewien, że czytanie po nocach kiedyś w końcu się na tobie zemści i ukrzyżuje twoje gałki oczne.
Severus spojrzał na niego z góry z dobrze skrywanym oburzeniem, pozornie lekceważąco.
– Jestem Mistrzem Eliksirów, wzrok i węch są mi potrzebne w profesji. Nie jestem na tyle głupi, żeby pozwolić im na jakiekolwiek niedociągnięcia.
– Wiem – głos Lucasa stał się podejrzliwie radosny. – Mimo wszystko, ciągłe przebywanie w lochach nie jest zbyt zdrowe. Zblakłeś niczym panna przed periodem…
Severus zacisnął wargi i zdusił w sobie chęć rzucenia klątwy na brata.
Rodzonego brata! Podsępnego…
Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, ile zrobił dla niego Lucas. Jego brat.
parszywego Snape’a!
Westchnął ciężko.
Lucas był jedyną osoba, która żywiła do niego pozytywne uczucia. Przez myśl przemknął mu obraz Eileen. Matka również go kochała. Matka go kochała… Prawda?
Nie, to było zbyt bolesne, by to roztrząsać… Natychmiast zawrócił swoje myśli na jakiś neutralny grunt. Powoli sięgnął po herbatę i zamyślony wpatrywał się w jej drżącą powierzchnię. Z tego stanu wyrwało go dopiero burczenie dobiegające z brzucha chłopca.
– Jesteś głodny? – zapytał rozciągniętego na podłodze malca.
Harry cierpliwie poskładał kredki z powrotem do pudełka i dokładnie je zamknął. Arkusz, na którym rysował odwrócił na drugą stronę i koślawym pismem nakreślił na nim swoje imię. Dopiero kiedy skończył po sobie sprzątać, podniósł się z podłogi, otrzepał spodnie i spojrzał na Severusa.
– Może trochę – przyznał cicho, unikając patrzenia mężczyźnie w oczy, po czym jego spojrzenie powędrowało w stronę rozłożonego pod kominkiem psa. – Myślę, że Sam jest głodny.
– W takim razie idź i umyj ręce przed kolacją – odparł Severus.
Chłopiec ruszył w stronę łazienki, zaś za nim, niczym pies pasterski pilnujący owcy, pogalopował Sam. Severus nieśpiesznie uniósł się z wygodnej kanapy i, choć zwykł nie czynić tego publicznie, rozciągnął skurczone od siedzenia mięśnie. Czytaną przez siebie książkę rzucił w stronę przysypiającego już w ciepłej poświacie płonącego paleniska Lucasa. Norweg poderwał się do siadu, gdy kant twardej okładki ugodził go w łydkę.
– Hej, za co to? – wymamrotał, wpatrując się w Severusa z oburzeniem.
Na usta mężczyzny wpłynął złośliwy uśmiech.
– Mówi się, że na naukę nigdy nie jest za późno. Choć może w twoim beznadziejnym przypadku…
Zanim Norweg zdążył pojąć sens jego słów i wycelować książką w jego głowę, Severus pochylił się nad arkuszem chłopca. Krzywe, fioletowe litery oznajmiały, że autorem dzieła jest „HARRY POTEER”. Mężczyzna przesunął palcem po koślawym piśmie, które zostało odciśnięte na papierze tak mocno, że prawie przebiło kartkę na wylot. Z uśmiechem obiecał sobie, że kiedyś udzieli malcowi lekcji kaligrafii.
Nie będzie żadnego „kiedyś”.
Przygryzł policzek od środka, po czym obrócił arkusz na drugą stronę. Zamarł z kartą w dłoni. Ze wstrzymanym oddechem wpatrywał się autorskie dzieło Harry’ego i nie zauważył nawet, że nad jego ramieniem zawisł Lucas i również lustruje obrazek. Mimowolnie przypomniał sobie dzisiejszą rozmowę z malcem. „Ale tam nie będzie pana, prawda?”. Tak, w tym tkwiło meritum dziecięcej filozofii Harry’ego. Severus już wcześniej rozumiał te słowa, jednak dopiero teraz przyjął je do siebie z całą emocjonalną głębią i rozpaczą, którą musiał czuć dzieciak.
Na obrazku szalała burza. Błyskawice rozcinały granatowe kreski nieba, zaś deszcz padał kroplami wielkości pięści, ale mały Harry czuł się tam wyjątkowo dobrze. Wielki, czerwony uśmiech zdobił jego twarz. Nie było wątpliwości, że chłopiec jest szczęśliwy, bo stał pod ogromnym parasolem, który trzymała postać w całości narysowana za pomocą czarnej kredki. Severus nie musiał zgadywać, że to on jest mężczyzną z obrazka. Zwieńczeniem dzieła były koślawe litery u samej góry, które układały się w napis: „DOMHARREGO I PROSFORA”.
– To na pewno nie jest abstrakcja – zauważył Lucas z czymś na kształt zbyt miękkiej i ciepłej ironii w głosie. – Raczej niezwykle wymowne odzwierciedlenie marzeń pewnego małego chłopca.
Severus nie wiedział, co ma powiedzieć. Więc milczał. I choć jego twarz pozostawała bez wyrazu, gdzieś w głębi serca czuł niebezpiecznie rozprzestrzeniające się ciepło, nadzieję, potrzebę i jednocześnie winę, że pozwala sobie na tak nierealne pragnienia, jak posiadanie pewnego małego chłopca. I ten właśnie mały chłopiec po paru minutach wbiegł do kuchni z wilgotnymi jeszcze dłońmi, zaś za nim przyczłapał pies, którego przednie łapy pozostawiały za sobą podejrzanie mokre ślady. Na ten widok mężczyzna nie mógł powstrzymać smutnego uśmiechu.
CZYTASZ
Bezdomni - severitus
Fiksi PenggemarLily umiera, a jakaś część Severusa umiera wraz z nią. Harry trafia pod opiekę Dursley'ów. Dwa światy się łamią, a dom pozostaje tylko pustym pojęciem. Książka, którą być może kiedyś dokończę. Fabuła jest, tylko czasu i chęci brak.