Severus otwarł usta, próbując wydobyć z siebie jakiekolwiek sensowne zdanie. Po sekundzie ponownie je zamknął. I znów otworzył i…
Cholera. Żywe uosobienie cholery…
Pierwszy raz od bardzo dawna zwyczajnie nie wiedział, co ma powiedzieć. Vivienne, ta chodząca Cholera na dwóch nogach, bezczelnie przed nim stała i bezczelnie spoglądała w jego oczy bez najmniejszego skrępowania. Odezwała się w nim dawna chęć ukręcenia jej karku.
Tak się cieszył, gdy ukończyła swój siódmy rok nauki i opuszczała Hogwart. Miał tak wielką nadzieję, że już nigdy więcej jej nie zobaczy. Tymczasem ona, skrzyżowawszy ramiona na piersi, stała tuż przed nim, najzwyczajniej w świecie wgapiając się w niego z nieskrywaną złością. On jednak, nie zwracając na to uwagi, patrzył jedynie na przemoczone do suchej nitki dziecko, które podciągając nosem, ściskało w dłoniach topiącą się tabliczkę czekolady.
W pierwszej chwili, Severus poczuł wszechogarniającą ulgę. Harry się znalazł. Był tu, cały i zdrowy. W zasięgu jego ramion. Chciał go chwycić, pocieszyć, zetrzeć z jego twarzy wyżłobione w brudzie i kurzu ślady łez. Wiedział jednak, że nie może tego uczynić. Nie chciał, by chłopiec znów widział go w tym przedagonalnym stanie, który równał się złamaniu wieczystej przysięgi.
Stał więc jedynie nieruchomo, utrzymując wokół siebie zasłonę oklumencji i starając się nie szarpnąć się do przodu w daremnej próbie zamknięcia Harry’ego w swych ramionach. Do poczucia ulgi dołączyła beznadzieja. Doskonale wiedział, że nie może zrobić niczego. Los dziecka spoczywał w dłoniach Dumbledore’a i choć w środku Severus krzyczał, jego twarz nie wyrażała żadnych emocji.
– Lucas, zajmij się Harrym – wyrzucił z siebie po chwili głosem zbyt cichym, by dało się w nim usłyszeć drżenie.
Te słowa, choć ciche, przerwały ciężką kurtynę zawieszenia. Nagle wiele rzeczy zdarzyło się jednocześnie. Vivienne wymierzyła Severusowi celny cios w policzek, nazywając go dupkiem, a Harry rzucił się w jego stronę, jednak nim dotarł do celu, został chwycony przez Lucasa i zamknięty w jego ramionach. Podczas gdy Norweg pocieszająco tulił chłopca i pobieżnie sprawdzał jego stan, dyrektor podniósł się ze swojego fotela i bezskutecznie próbował uciszyć złorzeczącą dziewczynę. Severus wciąż się nie poruszył, nie zareagował nawet na kolejny cios, który wylądował na jego żuchwie. Wpatrywał się w Harry’ego gorejącymi oczyma, próbując przetrawić w sobie to, że malec tu jest i że tak właściwie w ogóle nie zmienia to stanu rzeczy.
Dumbledore potarł nasadę nosa, wzdychając ciężko.
– Panno Loutre, proszę. Wiem, że nie darzy pani profesora Snape’a sympatią, jednak to nie jest odpowiednia chwila na tego rodzaju ekscesy. Straszy pani dziecko.
Vivienne opuściła pięści, patrząc wściekle na swojego dawnego profesora. Jej spojrzenie złagodniało, gdy zwróciła się w stronę dyrektora.
– Wybacz. – Dziewczyna uśmiechnęła się promiennie. – Po prostu nie wyobrażam sobie, jakim trzeba być dupkiem, żeby podrzucać dziecko rodzinie, której ono się wyraźnie boi. Snape jest zwyczajnym, pospolitym bucem i nie zamierzam tego…
– Trzeba być nie tylko dupkiem, ale i ślepym palantem bez serca – przerwał jej Severus, również zawieszając spojrzenie na dyrektorze.
Dyrektor tymczasem ponownie usiadł w swoim fotelu, przywołał herbatę, pięć filiżanek i zdobiony talerzyk pełen ciastek. Spokojnym głosem poprosił wszystkich, by zajęli miejsca w wygodnych, pasiastych fotelach. Z zaproszenia skorzystała jedynie Vivienne, natychmiast częstując się biszkoptem. Severus zaś nie ruszył się z miejsca, był bowiem pewny, że gdyby zmusił swe mięśnie do ruchu, te poniosłyby go w stronę wystraszonego chłopca. Czując gdzieś w potylicy pytającą myśl Lucasa, wskazał mu podbródkiem sofę stojącą we wnęce w przeciwległym końcu gabinetu. Harry patrzył na niego wyczekująco, z przerażeniem dobrze widocznym na twarzy, więc Severus zmusił się, by posłać w stronę chłopca blady uśmiech. Dziecko w końcu powlokło się za Norwegiem, przytulając się niepewnie do jego nogawki.--
– W domu Evansów. Schował się między śmietnikami. Błagał, żeby nie zabierać go do rodziny. Twierdził, że zna tego dupka – Vivienne spojrzała pogardliwie na Snape’a. – Właśnie dlatego zabrałam go do ciebie, Albusie.
– Słusznie pani postąpiła, panno Loutre. – Dumbledore przez chwilę patrzył, jak kolejna kostka cukru z gracją Tytanica tonie w jego filiżance. – Nie chciałbym, aby Ministerstwo dowiedziało się, że Harry Potter był widziany w naszym świecie. To byłoby dla niego zbyt niebezpieczne.
Vivienne posłusznie skinęła głową.
– Nie martw się tym, w raporcie napiszę, że niczego nie znalazłam i najwyraźniej musiał nastąpić błąd w pomiarze magii – dziewczyna nagle zamilkła, spoglądając na dyrektora spod przymrużonych powiek. – Więc to dziecko naprawdę jest słynnym Harrym Potterem… Co zamierzasz z nim zrobić? Nie odeślesz go do tamtej rodziny, prawda?
Dyrektor uśmiechnął się smutno.
– Nie możemy pozbawiać Harry’ego jego jedynej rodziny. Spędził z Dursley’ami cztery lata, zna ich. Może nie są zbyt przyjemni w obyciu, ale chłopak zdążył nauczyć się z nimi żyć. Czy mamy prawo wyrywać go z tego życia? Zabierać mu możliwość przebywania z siostrą jego matki?
– Wziąłeś na siebie ochronę chłopca, więc wyrwanie go z tamtego życia to twój pierdolony obowiązek! – wysyczał milczący do tej pory Severus. – Miałeś zapewnić mu bezpieczeństwo, tymczasem Harry mieszka z ludźmi, którzy się nad nim znęcają!
Spokojny oddech gdzieś z tyłu powiedział Snape’owi, że Harry najprawdopodobniej zasnął na miękkiej sofie, znużony stresem i wyczerpaniem. Po chwili mężczyzna poczuł na swoim ramieniu dłoń Lucasa.
– Nie widział pan Harry’ego, dyrektorze, gdy mój brat zabrał go od Dursley’ów – wtrącił Norweg. Vivienne zakrztusiła się na wzmiankę o więzach rodzinnych.
– Chłopiec był wyczerpany, lękliwy. Nie potrafił się bawić, śmiać. Do tej pory boi się płakać i hałasować. Boi się zadawać pytania. Obawiam się, że rozumie pan o wiele mniej, niż się panu wydaje.
Kolejna kostka została wrzucona do herbaty. Kostka zatonęła, drobiny cukru umarły.
Dyrektor zgarbił się, wyglądał, jakby nagle ubyło mu pół metra wzrostu. Zmęczenie odrysowało na jego twarzy kolejne zmarszczki. Mieszając łyżeczką słodki napój, popatrzył najpierw na Norwega, a później swój wzrok utkwił w Severusie. Mistrz eliksirów mimowolnie uciekł spojrzeniem.
– Więc co, waszym zdaniem, powinienem zrobić? – zapytał Dumbledore, lecz nim ktokolwiek zdążył otworzyć usta, pociągnął dalej swoją wypowiedź. – Nie mam do tego dziecka żadnych praw. Mają je państwo Dursley. Harry może nie kocha tej rodziny, ale jest w niej bezpieczny. Nie rozumiecie tego, ale bezpieczeństwo chłopca jest tu priorytetem.
– Mógłbym zająć się Harrym – zaczął Severus, czując na karku intensywne spojrzenie Lucasa. – Zapewniłbym mu bezpieczeństwo, wie pan o tym, dyrektorze. Co się tyczy Dursley’ów, jestem pewien, że pozbędą się chłopca bardziej niż chętnie.
Spojrzenie Dumbledore’a nagle stało się współczujące.
– Chłopcze… Rozumiem, że czujesz się winny, że czujesz obowiązek względem Lily i Jamesa, jednak Harry potrzebuje rodziny. Nie kogoś, kto zajmie się nim z powodu długu względem jego rodziców.
Severus poczuł, jak jego szczęki zaciskają się bez udziału woli.
– Jesteś młody – ciągnął dyrektor. – Powinieneś zapomnieć o Potterach, zapomnieć o Harrym. Zacząć układać swoje życie i wreszcie poszukać szczęścia. Znaleźć kogoś, na kim będzie ci zależało i postarać się o własne dziecko, które pokochasz. Żyjesz przeszłością, mój drogi chłopcze, a to nigdy nie jest zdrowe. Musisz mi uwierzyć, że zapomnienie będzie najlepszym wyjściem i dla ciebie, i dla Harry’ego.
Severus jednak nie chciał już dłużej słuchać dyrektora. Zerwał się z miejsca, zrzucając z ramienia dłoń Lucasa. Skrzyżował ręce na piersi, by skryć zaciśnięte pięści przed ciekawskim spojrzeniem Cholery. Gotowało się w nim, jednak nie chciał krzyczeć w obecności śpiącego dziecka. Dał sobie parę sekund na uspokojenie oddechu.
– Nie pozwolę ci zniszczyć temu dziecku życia – wyrzucił z siebie w końcu. – Harry zasługuje na normalną rodzinę…
– Której ty nie jesteś w stanie mu zapewnić – zauważył Dumbledore, bawiąc się kciukami.
I wtedy Severus nie wytrzymał.
– Więc mam się postarać o własną rodzinę i własne dziecko, które pokocham?! A jak, do cholery jasnej, mam zaprzeczyć miłości do dziecka, które już jest?! – Zamilkł uświadomiwszy sobie, co właśnie powiedział.
Ciężka cisza wypełniła dyrektorski gabinet. Kunsztownie wykonane urządzenia zamilkły, wstrzymując swą pracę. Feniks przeleciał nad ich głowami, siadając na ramieniu mistrza eliksirów, jakby chciał go uspokoić swą obecnością.
– Och, Fawkes… – Dumbledore zapadł się w fotelu, ukrywając twarz w dłoniach. – Nie zdawałem sobie sprawy…
CZYTASZ
Bezdomni - severitus
FanficLily umiera, a jakaś część Severusa umiera wraz z nią. Harry trafia pod opiekę Dursley'ów. Dwa światy się łamią, a dom pozostaje tylko pustym pojęciem. Książka, którą być może kiedyś dokończę. Fabuła jest, tylko czasu i chęci brak.