„Śledzę teraz gwiazdy przez większość czasu,
Śledzę gwiazdy.
Zbieram fragmenty wczorajszego życia.”
Ben Howard „Spirit of Akasha”Noc minęła im niespokojnie. Harry budził się kilkakrotnie, dręczony koszmarami. Severus uspokajał go w swoich ramionach, pozwalając mu odnaleźć poczucie bezpieczeństwa i na powrót osunąć się w krainę snu. Trzymając w objęciach drżące dziecko, mężczyzna wyraźnie czuł, że pewne granice zostały przekroczone.
Ranek nadszedł zdecydowanie zbyt szybko. Chłód lochów przedarł się przez puchową pościel i zmusił mężczyznę do wyplątania się z ramion Harry’ego. Wysuwając się z łóżka, Severus instynktownie wsunął dłoń pod poduszkę i dopiero wtedy zauważył, że przez całą noc ściskał różdżkę w ręce. Skrzywił się.
A więc stare nawyki powracają.
Westchnął ciężko, podsycając dogorywające w kominku płomienie. Gdy zapinał kolejne guziki koszuli, ciepło z wolna wypełniało sypialnię. Harry wczoraj przemarzł, a Severus nie chciał, by chłopiec się rozchorował.
Gdy miał już na sobie pelerynę i czwarty raz upewnił się, że tkwiąca w rękawie różdżka swobodnie się z wysuwa, dotarło do niego, że tak właściwie nie jest pewien, co powinien zrobić. Spojrzał na śpiące dziecko. Nie chciał zostawiać Harry’ego samego, chłopiec był już wystarczająco przerażony perspektywą samotności, a poza tym on sam… Chciał się tym nacieszyć. Tym, że dziecko w jakiś pokręcony sposób należy do niego.
Zacisnął usta. Bez namysłu zbliżył się do regału i przesunął palcami po grzbietach książek. Zamierzał uciszyć egoistyczne pragnienia lekturą, jednak zrezygnował po przeczytaniu paru losowych słów. Nerwowo cisnął wolumin na swoje miejsce. Jego spojrzenie padło na wiszący nad drzwiami zegar. Poczuł dreszcz na karku.
Dochodziła siódma. Zacisnął palce na nasadzie nosa, w ustach mnąc przekleństwo. Nieubłaganie zbliżała się godzina, w której powinien stawić się w gabinecie dyrektora. Perspektywa tego spotkania sprawiła, że poczuł ciężką gulę gdzieś między przełykiem a żołądkiem. Konwulsyjnie przełknął ślinę. Machinalnie wręcz pochylił się nad Harrym i okrył kocem jego nagie ramiona. Dziecko, jakby wyczuwając jego podły nastój, poruszyło się niespokojnie.
Zdecydowawszy, że nie chce męczyć chłopca swoim nastrojem, cicho wysunął się z sypialni.--
Severus skrzywił się na widok Lucasa krzątającego się po kuchni. Na blacie rósł stos kanapek, stanowczo zbyt duży dla jednej osoby.
– Nie jestem głodny.
– Myślisz, że mnie to obchodzi? – Lucas spojrzał z uśmiechem na niego znad chybotliwej sterty.
Severus nie odpowiedział. Usiadł przy stole i sięgnął po kubek Norwega. Pociągnął spory łyk kawy. Dopiero w tej chwili poczuł zmęczenie spowodowane nieprzespaniem nocy. Przyssał się do naczynia. Musiał oczyścić umysł przed tą cholerną rozmową.
Lucas przyglądał się przez chwilę bratu, po czym najwidoczniej doszedł do wniosku, że dzisiejszy dzień nie jest odpowiednim do prowadzenia bitew. Porzucił nadzieję na cywilizowane śniadanie i przypił się do dzbanka z kawą. Mistrz eliksirów westchnął ciężko, jednak słowa cisnące mu się na język zachował dla siebie.
W pomieszczeniu zapadła cisza. Przebijające się przez nią tykanie zegara przywodziło Severusowi na myśl odgłos kroków skazańca zmierzającego w stronę szubienicy. Zdenerwowany, przycisnął palce do skroni.
– Wszystko jest na dobrej drodze. – Usłyszał głos Lucasa.
Severus parsknął pod nosem, choć nie było w tym ani krzty wesołości.
– Wiem. Harry trafi do jakiejś obcej rodziny, której nie zna, a ja zobaczę go za sześć lat. Pewnie nawet mnie nie pozna.--
W gabinecie czekali już Dumbledore i Loutre. Severus skrzywił się na jej widok. Nie chciał, by roztrząsano jego uczucia i życie prywatne w towarzystwie tej dziewczyny.
– Co ona tu robi? – wypluł z siebie.
Dyrektor skarcił go spojrzeniem, po czym wskazał na fotele stojące przed biurkiem.
– Severusie, panie Snape, usiądźcie. Nie będziemy przecież rozmawiać na stojąco. Harry, może poczęstujesz się ciastkami? Leżą na stoliku obok tamtej sofy. Znajdziesz tam również mleko i kilka interesujących książek o magicznych stworzeniach. Ilustracje są ruchome, na pewno ci się spodobają.
Harry skrył się za nogami Severusa, niechętnie spoglądając to na dyrektora, to na wskazaną sofę. Nie chciał puszczać swojego profesora. Straszny pan znów mógł próbować gdzieś go zabrać. A jeśli to profesor gdzieś sobie pójdzie i zostawi go tutaj samego? Nie, nie chciał oddalać się od profesora i Lucasa. Mogą na niego krzyczeć, ale on się stąd nie ruszy.
Severus spojrzał wrogo na Dumbledore’a. Miał dość tej rozmowy, choć jeszcze się nie zaczęła. Chciał mieć to już za sobą. Niemrawo pchnął chłopca w stronę sofy. Nie chciał go zostawiać w lochach, ale zdawał też sobie sprawę z tego, że dziecko nie powinno być świadkiem takich dyskusji.
– Harry, idź pooglądać książki – szepnął niechętnie w stronę chłopca..
Nienawidził się za te słowa, gdy zaś zobaczył oczy chłopca, błagalnie w nim utkwione, znienawidził się jeszcze bardziej. Przeklinając w myślach wpatrującą się w niego Cholerę, ukląkł przed dzieckiem, kładąc dłonie na jego barkach. Wymusił na sobie uśmiech.
– Porozmawiam przez chwilę z dyrektorem i panną Loutre, a później opowiesz mi, co widziałeś w książkach, dobrze?
Harry nawet nie drgnął, uczepiony krańca jego szaty.
– Dlaczego chcesz porozmawiać z Vi? – zapytał, wyraźnie próbując zmienić temat. – Jesteś na nią zły? Przecież nie zrobiła niczego złego.
– Dlaczego tak sądzisz?
– No bo nie lubisz Vi.
Severus zdążył ugryźć się w język, zanim wyrwało mu się, że tak tępych idiotek nie można lubić. Zastanawiał się przez dłuższą chwilę, zanim udało mu się znaleźć odpowiednie słowa.
– Ja i panna Loutre nie jesteśmy w zbyt ciepłych stosunkach, Harry, jednak nie powinieneś się tym martwić. Nie zamierzam z nikim walczyć. Czy teraz pójdziesz pooglądać książki dyrektora?
– Nie możesz pooglądać ze mną tych książek, profesorze? – wydukał niepewnie chłopiec.
– Muszę porozmawiać z dyrektorem. Przez cały czas będziesz mnie widział ze swojego miejsca. Jeśli chcesz, Lucas może iść z tobą.
Chłopiec pokręcił przecząco głową, po czym podciągnął nosem. Widząc wilgoć w kącikach jego oczu, Severus posłał dyrektorowi zawistne spojrzenie. Próbując zignorować obecność Cholery, objął roztrzęsione dziecko. Trzymał je przez chwilę, po czym wysunął z rękawa różdżkę. Zrugał się w myślach za to, co właśnie postanowił zrobić.
– Możesz przypilnować dla mnie moją różdżkę? – uśmiechnął się krzywo do Harry’ego, wyciągając w jego stronę swoją jedyną broń. – Później mi ją oddasz, dobrze?
Chłopiec skinął, patrząc na niego okrągłymi ze zdziwienia oczami. Już dawno zauważył, że jego profesor nigdzie nie rusza się bez swojej różdżki.
– Musisz mi jednak obiecać, że nie będziesz próbował jej użyć. – Severus przyjrzał się uważnie dziecku. – Położysz ją na stole i nie będziesz się nią bawił, rozumiesz?
– Obiecuję – wymamrotał Harry.
Wreszcie, ze stosowną dozą nieśmiałości, dziecko ulokowało się na sofie, na której wczoraj spało. Skrywając się za kolorową okładką książki, co chwilę rzucało Severusowi czujne spojrzenia. Mężczyzna podniósł się z kolan i unikając wzroku dyrektora i Cholery, niechętnie usiadł na skraju fotela. Brak różdżki sprawiał, że czuł się bezbronny, nagi. Zupełnie, jakby niespodziewanie znalazł się na linii strzału.
Wyczuwając milczące pytanie Lucasa, uśmiechnął się do niego na pozór cynicznie. Norweg zrozumiał. Dumbledore odchrząknął znacząco.
– Napijecie się czegoś? – Prócz uprzejmego spojrzenia, które znad swojej filiżanki posłała mu Vivienne, odpowiedziała mu wymowna cisza. – Rozumiem, że powinienem przejść do konkretów. Prócz wiadomej kwestii, są może jakieś inne, które chcieliście zawczasu poruszyć?
– Co ona tu robi? – ponowił pytanie Severus, rzucając Vivienne pogardliwe spojrzenie.
– Ona ma imię! – głos dziewczyny ociekał jadem.
Ponowne chrząknięcie zamknęło usta Severusa. Przełknął gotowy zestaw obelg, pozwalając sobie jedynie na sarkastyczny uśmiech rzucony w stronę Cholery. Dziewczyna miażdżyła go wzrokiem.
– Bezpieczniej będzie, jeśli przejdę do konkretów – zauważył dyrektor, ganiąc ich spojrzeniem roziskrzonych oczu. – Severusie, czy nadal chcesz się zająć Harrym Potterem?
– Na pewno zajmę się nim lepiej od Dursley’ów!
– Nie sądzę, by państwo Dursley nadawali się na opiekunów jakiekolwiek dziecka – dodał Lucas, włączając się do rozmowy. – Nie byli w stanie zapewnić Harry’emu niezbędnej opieki. Sądzę, że powinien pan dokładniej przyjrzeć się warunkom, w których żył chłopiec.
Dumbledore w zamyśleniu pogładził się po brodzie.
– Jestem świadomy, jak wyglądało życie Harry’ego. Zainstalowałem Arabellę Figg w jego sąsiedztwie. Czuwała nad bezpieczeństwem chłopca. Wymieniliśmy wiele sów na temat warunków życiowych tego szczególnego dziecka.
Tylko badawcze spojrzenie skulonego na sofie dziecka powstrzymało Severusa przed zerwaniem się z fotela. Oddychając ciężko, sztyletował dyrektora wzrokiem. Nie odważył się odezwać, nie chciał straszyć Harry’ego krzykiem.
– Dlaczego nie zareagowałeś? – Vivienne spoglądała na dyrektora z niedowierzaniem w oczach.
– Ponieważ początkowo sytuacja wyglądała z goła inaczej – odparł Dumbledore. – Przez pierwszy rok pan i pani Dursley zajmowali się dzieckiem w sposób należyty. Dopiero po tym czasie coś zaczęło się psuć. Nie zrozumcie mnie źle, jednak chciałem dać im czas. Sądziłem, że to przejściowe problemy z adaptacją.
– Po kolejnych dwóch, trzech latach nadal był pan tego zdania? – Głos Lucasa stał się niespodziewanie chłodny.
Dyrektor uśmiechnął się, jednak ten uśmiech nie dosięgnął oczu.
– Miałem nadzieję. Nawet wtedy, kiedy przyprowadziłem do nich Harry’ego po tak długiej nieobecności. Wierzyłem, że strach o dziecko ponownie wzbudzi w nich troskę.
– Teraz nadal w to wierzysz? – zapytał Severus.
Vivienne rzuciła mu zniecierpliwione spojrzenie.
– Nie, nie wierzy. Albusie, czy możemy wreszcie przejść do tych twoich konkretów. Nie chcę spędzić całego dnia w towarzystwie tego dupka.
– Ależ oczywiście, panno Loutre. – Tym razem uśmiech Dumbledore’a był szczery. – Biorąc pod uwagę słowa, które wczoraj padły w tym gabinecie, doszedłem do wniosku, że Harry powinien zostać umieszczony u nowych opiekunów.
Ulga, która spłynęła na Severusa, zmusiła go do zamknięcia oczu. Policzył w myślach do dwudziestu, żeby opanować falę emocji, którą ona za sobą pociągnęła. Aż do tej pory nie miał stuprocentowej pewności, że Harry nie wróci już nigdy więcej pod kuratelę Petuni i jej męża.
– U kogo umieści pan Harry’ego? – zapytał Lucas.
– Długo się nad tym zastanawiałem wraz z panną Loutre – odpowiedział dyrektor. – Severusie, czy nadal twierdzisz, że jesteś w stanie zająć się chłopcem?
Severus odetchnął głęboko, starając się pozbyć drżenia głosu. Na swoim ramieniu poczuł dłoń Lucasa.
– Jestem tego pewien, dyrektorze.
– Zapewnić mu dom? – ciągnął Dumbledore.
– Cholera, tak! Czego ode mnie oczekujesz, kolejnej przysięgi?! Paktu z tobą w roli diabła?!
– Kulturalny jak zawsze – zauważyła z przekąsem Vivienne.
Mężczyzna zmiażdżył ją spojrzeniem.
– Proszę zachować swoje komentarze dla siebie, panno Loutre.
– Teraz jestem panną Loutre? Co się stało z „cholerą”, albo „moją największą porażką pedagogiczną”?
Severus zaczął podnosić się z fotela, jednak powstrzymała go ręka brata, która zacisnęła się na jego ramieniu.
– Harry na ciebie patrzy – zmitygował go Norweg.
Severus zacisnął usta. Ponownie usiadł, gromiąc spojrzeniem bezczelnie wyszczerzoną dziewczyną. Gdyby mógł, już dawno wyrzuciłby ją z gabinetu. Przeszkadzało mu w tym jedynie to, że owy gabinet nie należał do niego.
– Severusie, Vivienne, to nie jest czas na kłótnie – zwrócił na siebie uwagę dyrektor. – Muszę was prosić o zawieszenie broni, przynajmniej na czas tej rozmowy.
Obydwoje niechętnie skinęli głowami na znak zgody. Dumbledore uśmiechnął się jowialnie, po czym spojrzał uważnie na Severusa, przewiercając go swoimi błękitnymi oczami.
– Chłopcze, wiedzę jak ty i Harry się do siebie przywiązaliście. Nie sądzę, by było to najlepsze możliwe wyjście z tej sytuacji, jednak jestem skłonny umieścić dziecko pod twoją opieką.
– Czego oczekujesz w zamian? – zapytał podejrzliwie Severus. – Wieczystej przysięgi? Czy też może Harry ma mieszkać w Hogwarcie, żebyś zawsze miał pod ręką Złote Dziecko, które pokonało Czanrego Pana?
– Oczekuję jedynie, że zapewnisz Harry’emu szczęśliwe dzieciństwo – odparł dyrektor. – Co zaś się tyczy miejsca zamieszkania chłopca… Nie może być nim Hogwart.
Severus spojrzał zdziwiony na Dumbledore’a. Spodziewał się, że jeśli już jakimś cudem będzie mu dane zajmować się Harrym, chłopiec zostanie umieszczony pod wzrokiem dyrektora.
– Pozwolisz mi zabrać go do Norwegii? – zapytał, łudząc się nadzieją.
– Tymczasowo. Na dłuższą metę nie będzie to jednak możliwe, jeżeli chłopiec ma pozostać pod twoją opieką.
Lucas podniósł się z fotela, jego dłonie mimowolnie powędrowały do kieszeni.
– Może pan to wyjaśnić? – Spojrzenie Norwega utkwiło w dyrektorze.
– Harry Potter jest wyjątkowym dzieckiem, traktowanym przez Ministerstwo Magii w sposób szczególny. – Dumbledore mówił powoli, jakby każde słowo dobierał z namysłem. – Cztery lata temu Ministerstwo ubiegało się o prawa do chłopca i gdyby nie to, że pokrewieństwa między nim a Petunią było tak bliskie, dziecko wychowywałoby się w jednym z czysto krwistych, zaangażowanych politycznie rodów. Musiałem osobiście udać się do ministra, aby państwu Dursley zezwolono na opiekę nad chłopcem. Musisz mi uwierzyć, że nie było łatwo przekonać Milicentę Bagnold do zaprzestania walki o sławnego Harry’ego Pottera.
Severus zacisnął dłonie na oparciach fotela. Rozumiał.
Kto o zdrowych zmysłach pozwoliłby zająć się mordercy pięcioletnim dzieckiem?
– Rozumiem, co chcesz mi powiedzieć – warknął, spoglądając na jakiś martwy punkt nad głową dyrektora. – Ministerstwo nie będzie skore do powierzenia opieki nad Harry Potterem byłemu Śmierciożercy, który nie siedzi w Azkabanie tylko przez wstawiennictwo Albusa Dumbledore’a. Muszę więc pogodzić się z tym, że chłopcem zajmie się ktoś inny. Czy coś pominąłem?
Cholera spojrzała na niego z czymś w oczach, czego nie był w stanie zidentyfikować. Nie zamierzała jednak niczego komentować, za co po raz pierwszy w życiu mistrz eliksirów był jej wdzięczny.
Lucas zacisnął usta w wąską kreskę, przez co nagle uwydatniło się jego podobieństwo do Severusa.
– Mój brat nie jest już Śmierciożercą – zwrócił się w stronę dyrektora ze złością wypisaną na twarzy. – To, że kiedyś popełnił błąd, nie znaczy, że jest mordercą pozbawionym uczuć.
– Jestem tego świadom – westchnął ciężko Dumbledore, uśmiechając się do Norwega. – Jestem jednak zmuszony nalegać, by pozwolił mi pan kontynuować. Tak więc, ustaliliśmy już, że w tej sprawie Ministerstwo nie będzie naszym sprzymierzeńcem. Pani minister nie wyrazi zgody na to, aby Harrym Potterem zajęła się osoba posądzana o poplecznictwo z Voldemortem. Co więcej, jeśli urzędnicy dowiedzą się, że u państwa Dursley chłopcu stała się jakakolwiek krzywda, stracą do niego jakiekolwiek prawa, a dziecko zostanie umieszczone w rodzinie, która ma największe wpływy.
– Malfoy… – wyszeptał nagle pobladły Severus.
Iskry w oczach dyrektora przygasły.
– Masz rację, Severusie. Z tego powodu nie możemy dopuścić do tego, by smutna prawda o rodzinie Dursley wypłynęła na wierzch. Z tego również powodu prosiłem pannę Loutre o to, by nie wspominała o Harrym w swoich raportach.
Zastanawiałem się nad tym, jak uniemożliwić Ministerstwu jakąkolwiek ingerencję w tę delikatną sytuację i wydaje mi się, że jedynym wyjściem jest bezpośrednie przekazanie opieki przez Dursley’ów. Panno Loutre, zechce pani wytłumaczyć Severusowi i panu Lucasowi, w jaki sposób będzie przebiegał proces?
Vivienne spojrzała na Severusa niechętnie, jednak posłusznie wyprostowała się w fotelu.
– W przypadku bezpośredniego przekazania opieki, Ministerstwo Magii ma bardzo ograniczony wgląd w cały proces. Nie może podważyć decyzji dotychczasowych rodziców co do wyboru nowego opiekuna dziecka.
– Dlaczego więc Harry nie może zamieszkać ze mną w domu Lucasa? – Severus niechętnie zwrócił się w stronę swojej byłej uczennicy.
– Jeśli się zamkniesz, zaraz do tego dojdę – odgryzła się Vivienne. – Jak już mówiłam, zanim mi przerwano, Ministerstwo nie może podważyć decyzji aktualnych rodziców nieletniego. Obowiązkiem Ministerstwa jest za to skontrolowanie przyszłego opiekuna pod względem warunków, które może zapewnić dziecku. Jednym z tych warunków jest posiadanie nieruchomości, w której dziecko powinno posiadać własny pokój.
– Jakie są inne warunki? – zapytał Lucas.
– Opiekun musi posiadać minimum majątkowe niezbędne do utrzymania dziecka. Wymagane są również dokumenty potwierdzające jego zdrowie fizyczne i psychiczne oraz wypis stanowiący o jego niekaralności.
Severus mimowolnie chwycił się za przedramię. Pod rękawem koszuli tkwił Mroczny Znak, bezsprzeczny dowód jego winy. Zaklął szpetnie i spojrzał na siedzące na sofie dziecko, które z uśmiechem na ustach wodziło placem pod kolejnych stronach grubego woluminu. Poczuł, że zaczyna go boleć głowa.
– Severus nie został skazany – zauważył Lucas.
– I właśnie dlatego Ministerstwo nie będzie mogło podważyć decyzji Dursley’ów – zaśmiała się Vivienne.
– Severusie, twój stan majątkowy… – zaczął Dumbledore.
– Pozwoli mi utrzymać dziecko – uciął mężczyzna.
Mistrz eliksirów doskonale wiedział, że nie posiada dużego majątku. Rodzice zostawili mu jedynie na wpół zrujnowany dom i więcej długów, niż oszczędności. Skończył je spłacać w mugolskim banku dopiero parę lat temu. Pensja nauczyciela nie była imponująca, ale na utrzymanie jego i Harry’ego wystarczy.
Tym, co martwiło Severusa, była konieczność posiadania mieszkania, w którym chłopiec miałby dorastać. Zaniedbana posiadłość leżąca przy Spinner’s End z pewnością nie nadawała się do tego celu. Ze wstydem przyznał sam przed sobą, że nie stać go na zakup innego domu.
– Dom na Spinner’s End… – zamilkł nie wiedząc, co powiedzieć.
– Również o tym myślałem, chłopcze – dyrektor spojrzał na niego z czymś, co Severus zaklasyfikował jako poczucie winy. – Powinieneś o czymś wiedzieć. Jak zapewne wiesz, twoja babka ze strony matki, Astoria Prince, nie żyje od piętnastu lat. Nigdy jej nie poznałeś, jednak mi zdarzyło się z nią kilkakrotnie rozmawiać.
– Co ma do rzeczy moja babka? – zdenerwował się Severus. – Nigdy się mną nie interesowała.
Ostatni ślad poprzedniego uśmiechu zmył się z twarzy Dumbledore’a.
– Nie interesowała się tobą, bo twoja matka się jej wyrzekła. Spotkała jednak twojego ojca i przez całe życie sądziła, że jesteś jego lustrzanym odbiciem. Muszę przyznać, że kiedyś chciała się z tobą skonfrontować, jednak jej to odradziłem. Sądzę, że gdyby cię poznała, zmieniłaby o tobie zdanie.
Coś zabolało Severusa w środku. Babka mogłaby go wyrwać z piekła, którym był jego dom. Nie zrobiła tego, bo nigdy go nie poznała. Nie poznała go, bo Dumbledore ją od tego odwiódł. Mężczyzna poczuł, jak jego mięśnie się napinają. Dobiegło do niego zaskoczone westchnienie Cholery. Dłoń Lucasa wróciła na jego ramię, jednak strząsnął ją zdecydowanym ruchem.
– Majątek Prince’ów przepadł osiemnaście lat temu wraz ze śmiercią twojego dziadka, Stiliusa – kontynuował Dumbledore, jakby nieświadom reakcji, którą wywołały jego wcześniejsze słowa. – Jako, że twój dziadek nie doczekał się męskiego potomka, a twoją matkę wydziedziczył, jego cały majątek, aktywa rodowe i wszystkie posiadłości zostały przejęte przez Ministerstwo. W tej historii istotna jest jednak osoba twojej babki. Choć Stilius Prince był właścicielem wszelkich dóbr, twoja babka posiadała dworek, który w ramach prezentu ślubnego podarował jej mąż.
Gdy Astoria czuła, że zbliża się jej śmierć, postanowiła pozostawić komuś dworek. Twoja matka się jej wyrzekła, a w tobie widziała młodszą kopię swojego zięcia. Jako, że ród Prince’ów już wtedy wygasał, a twoja babka najwidoczniej stwierdziła, że być może z czasem dojrzejesz, zapisała posiadłość twojemu pierwszemu potomkowi. Oznacza to, że jeśli nie będziesz posiadał dziedzica, wraz z twoją śmiercią dworek zostanie przejęty przez Ministerstwo Magii.
Lucas utkwił przenikliwe spojrzenie w dyrektorze.
– Czyli jeśli Severus wyznaczy Harry’ego swoim potomkiem, chłopiec zostanie właścicielem dworku? – zapytał, chcąc się upewnić.
– Dopiero po osiągnięciu pełnoletniości – zaznaczył dyrektor. – Do tego czasu dworek należałby do jego opiekuna, czyli Severusa.
Mistrz eliksirów nie potrafił już dłużej słuchać spokojnego głosu Dumbledore’a. Padło zbyt wiele słów, których nie chciał usłyszeć. Nie spodziewał się, że dyrektor ukrywa przez nim aż tyle tajemnic. Zmęczony tym wszystkim, poderwał się z siedzenia i spojrzał nieprzyjemnie na starszego mężczyznę.
– Zrozumiałem. Czy to już wszystko?
– Tak, tak sądzę – uśmiechnął się dyrektor. – W ciągu najbliższych paru dni powinieneś zgłosić się do państwa Dursley i spróbować namówić ich do przekazania ci prawa do opieki nad Harrym. Arabella już z nimi rozmawiała i wyrazili zgodę na to, byś do tego czasu zajął się Harrym. Gdy już wszystko z nimi ustalisz, zgłoś się do mnie po niezbędne dokumenty, które dostarczy mi panna Loutre. Myślę, że możecie teraz wrócić do domu pana Lucasa i odpocząć.
Severus bez słowa odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę zatopionego w lekturze dziecka. Harry, gdy tylko usłyszał jego kroki, porzucił książkę i przypadł do jego nogawki. Mężczyzna podniósł dziecko i przycisnął do siebie, upajając się jego obecnością. Chłopcu już nic nie groziło.
CZYTASZ
Bezdomni - severitus
FanfictionLily umiera, a jakaś część Severusa umiera wraz z nią. Harry trafia pod opiekę Dursley'ów. Dwa światy się łamią, a dom pozostaje tylko pustym pojęciem. Książka, którą być może kiedyś dokończę. Fabuła jest, tylko czasu i chęci brak.