Plaża była opustoszała. Skryta za skalistym klifem i ciągnącą się w dół stromą serpentyną drogi, nie stanowiła idealnego miejsca na niedzielny spacer dla większości ludzi, więc rzadko kto tu bywał.
Pas drobnego żwiru ciągnął się aż po horyzont, wciąż i wciąż podmywany kolejnymi falami. Na swój sposób było to odprężające, więc Severus siedział na kocu swobodnie opierając się o spory kamień za jego plecami. Porywane wiatrem ziarna piasku uderzały o jego płaszcz, lecz on nawet tego nie zauważał. Patrzył, jak Harry niepewnie oddala się w stronę wody, co chwilę spoglądając przez ramię by upewnić się, że oni nadal tam są. Sam początkowo biegł posłusznie obok chłopca, lecz po chwili zauważył powoli sunącego między kamieniami kraba i rzucił się w jego stronę.--
Mały ryb nie do jedzenia. Mały ryb boli.
Sam spoglądał wrogo na kraba, dokładnie wylizując obolały nos.
Mały ryb gryzie!
Sam zaczaił się, po czym zaczął skakać wokół kraba niezbyt wiedząc, co zrobić z kimś, kto kąsa przy jakiejkolwiek próbie zbliżenia. Początkowy pisk szybko przerodził się w warczenie i ostatecznie we wściekłe ujadanie. Skorupiak obracał się wokół własnej osi i młócił powietrze szczypcami. Walka była dość wyrównana, lecz zakończyła się niespodziewanie jednostronnym opuszczeniem ringu, gdy krab nagle wycofał się z powrotem między kamienie. Zdziwiony pies obwąchiwał je przez chwilę, po czym zrezygnowany powlókł się w stronę wody, gdzie Harry z podwiniętymi nogawkami i bosymi stopami ścigał się z wiatrem.
W tamtej chwili Severus miał wrażenie, że wreszcie jest dokładnie tak, jak powinno i że będzie tak już zawsze.--
Severusa opuściły już buzujące w nim pokłady furii. Minęła nawet wściekła chęć zabicia Dumbledore’a, a pozostała jedynie złość. Złość na samego siebie i własną bezsilność. Bo właśnie tak się czuł – bezsilny, zrezygnowany, wypruty z jakiejkolwiek możliwości działania. Zupełnie, jakby jego duszę pochłaniał właśnie dementor.
Podłoga pod jego plecami była zimna, a pokój z każdą godziną coraz ciemniejszy i ciemniejszy. Co jakiś czas jego ciałem wstrząsał dreszcz, lecz on zdawał się nawet tego nie zauważać. Spoglądał w stronę okna, lecz niczego nie widział. Gdzieś jakoby w oddali jego umysł tępo rejestrował dźwięk deszczu uderzającego w szybę.
Rozlane wino leniwie kapało z komody i powoli wsiąkało w szczeliny między drewnianymi panelami. Czerwone i już częściowo zaschnięte zacieki kontrastowały z bielą ściany. Odłamki szkła rozsiane po całym pokoju połyskiwały w świetle księżyca. Parę z nich utkwiło w pościeli. Kilka w czarnym płaszczu Severusa.--
W wieku sześciu lat spadł z drzewa. Pamiętał to bardzo wyraźnie, wspinał się coraz wyżej i wyżej. Już prawie sięgał najwyższych jabłek, gdy to usłyszał. Mimo hałasu maszyn rolniczych i krzyków jego przyjaciół gdzieś tam w dole, usłyszał niezwykle wyraźnie. Gałąź pod nim pękała. I nagle wszystko wokół niego umilkło. Czując, że traci grunt pod stopami, panicznie rozejrzał się wokół i spróbował uchwycić się konaru tuż nad jego głową. Siła grawitacji była jednak nieubłagana i po niespełna sekundzie poczuł, że spada. Spada z ponad pięciu metrów.
Mówi się, że w chwili śmierci człowiek widzi przed oczami całe życie. Jak długie jest życie sześcioletniego dziecka? Spadanie z pięciu metrów jest jednak krótsze od wspomnień niespełna siedmiolatka. To tylko sekunda, może nawet niecała i nagle czujesz tępy ból w plecach, gdy uderzasz nimi w twardą glebę. Powietrze zostaje brutalnie wyciśnięte z płuc i najpierw ogrania cię panika, bo nie potrafisz ponownie go zaczerpnąć. Pompa nie chce się unieść, tłok uległ uszkodzeniu na skutek mechanicznej awarii. Gwarancja nie może zostać uwzględniona.
Później dociera do ciebie ostry, promieniujący ból gdzieś z okolic krzyża i przypominasz sobie reklamy, w których pokazywano skutki skoków na główkę do zbyt płytkiej wody. „Boże, połamałem sobie kręgosłup!” Paniczna myśl sprawia, że mimo palącego bólu płuc i chyba wszystkich żeber zaczynasz cicho jęczeć i próbujesz się podnieść. Świat wokół wiruje, a ty czujesz, jak po policzkach spływa ci coś gorącego i nie masz pewności, czy to tylko łzy, czy też krew. Jesteś sam. Jesteś przerażony. Jesteś przekonany, że umierasz.
Gdy nie udaje ci się chociażby unieść głowy, zaczynasz wołać o pomoc. I mimo, że twój głos jest z każdą chwilą coraz silniejszy, a krzyk powoli staje się histeryczny, nikt nie przychodzi. Nikt cię nie słyszy.
Gdy wrócił do domu, ojciec szczęśliwie odsypiał właśnie spotkanie z przyjaciółmi w barze. Cicho przemknął obok niego i powłócząc nogami, skierował się w stronę kuchni. Resztki dziecięcego instynktu pociągnęły go ku matce. Mama zrozumie. Opatrzy jego rany i powie, że wszystko już jest dobrze. Że cieszy się, ze nic mu nie jest.
Nie zrobiła tego. Była chora i potłuczona. Zmęczona. Chyba pierwszy raz w życiu pijana. Opuchnięte oko niezgrabnie próbowała ukryć za poniszczonymi włosami. A Severus znów sprawił jej zawód. Zniszczył ubranie. Gdy sąsiedzi zobaczą siną, poranioną twarz jej dziecka, jego przygarbioną sylwetkę, znów zaczną wytykać jej męża palcami. Mówić mu, że powinien łagodniej obchodzić się ze swoim synem. Że to nie wypada.
Była na niego zła. Wściekła. Szeptała, by nie obudzić Tobiasza, lecz nie był to przyjemny szept. I właśnie wtedy pierwszy raz go uderzyła. Twarz piekła jeszcze długo po tym. Bolała bardziej, niż razy jego ojca. Bardziej nawet, niż dwa złamane żebra, które zrastały się jeszcze długo po tym.
Później był bliski śmierci jeszcze wiele razy. Zawsze jednak towarzyszyło mu przy tym uczucie nagłego, niekontrolowanego spadania, którego doświadczył w wieku sześciu lat. Nigdy jednak nie wróciło do niego z taką siłą, jak właśnie teraz.
CZYTASZ
Bezdomni - severitus
FanfictionLily umiera, a jakaś część Severusa umiera wraz z nią. Harry trafia pod opiekę Dursley'ów. Dwa światy się łamią, a dom pozostaje tylko pustym pojęciem. Książka, którą być może kiedyś dokończę. Fabuła jest, tylko czasu i chęci brak.