Rozdział 6. Mały chłopiec w szafie. Część II

367 38 5
                                    

Harry zamrugał, zupełnie zapomniawszy o strachu. Przymrużywszy oczy, przyglądał się uważnie obcemu i szacował, czy od tego nowego niebezpieczeństwa ma prawo uciec, czy też powinien posłusznie tkwić w miejscu i wysłuchiwać tych wszystkich słów padających pod jego adresem. Może zaś należało je zignorować, jak wszystko inne, co jest nienormalne?
Wokół Harry’ego zawsze działo się wiele dziwnych, nienormalnych rzeczy i przez całe swoje krótkie życie nauczył się, że najlepszym rozwiązaniem jest je ignorować i mieć gorącą nadzieję, że żadnej z nich nie zauważą Dursley’owie.
Co prawda, czasami takie ignorowanie było niemożliwe, ponieważ pewnych sytuacji zwyczajnie nie dało się nie zauważyć. Na przykład takich jak wtedy, gdy Dudley zatrzasnął go w toalecie i wystraszony Harry niechcący wysadził drzwi. Naprawdę nie wiedział, jak to zrobił, lecz wujostwo nie słuchało jego wyjaśnień. Wtedy dobry miesiąc przesiedział w komórce pod schodami. Zadrżał na samą myśl o tym.
Spojrzał z ukosa na klęczącego przed nim mężczyznę. Może jest on jednym z „jego dziwactw”, jak to nazywała ciotka Petunia i lepiej byłoby, gdyby odwrócił się do ściany i spróbował zasnąć. Po chwili zastanowienia wykalkulował jednak, że z czystej uprzejmości należy odpowiedzieć i poprosić obcego, by sobie poszedł. Jeśli to nie zadziała, dopiero wtedy wcielić w życie swój plan ignorowania rzeczy nienormalnych. Westchnął cicho, odpędzając od siebie strach i przeszukując głowę w poszukiwaniu ocalałych pokładów odwagi by wyrecytować formułę, której kiedyś kazał nauczyć mu się na pamięć wuj Vernon.
– Moje wujostwo przygarnęło mnie z dobroci własnych serc – zaczął drżącym głosem. – Karmią mnie i zapewniają mi dach nad głową i jestem im za to bardzo wdzięczny, bo gdyby nie ich wspaniałomyślność, wychowywałbym się w sierocińcu i z pewnością wyrósłbym na tak samo bezużytecznego człowieka, jak moi ro… – urwał, nie tylko nie chcąc wypowiadać tak strasznych słów, lecz również krzywiąc się pod zbyt silnym uściskiem dłoni na swoim ramieniu, który niespodziewanie wzmógł obcy.
Harry spojrzał w oczy nieznajomego i zdołał ujrzeć w nich wściekłość, nim ten zacisnął powieki, jednocześnie gwałtownie zabierając dłoń z jego ramienia. Mimo to, wystraszony chłopiec kurczowo przylgnął do ściany za swoimi plecami, starając się znaleźć się jak najdalej od mężczyzny. Przyciśnięta do klatki piersiowej ręka zapulsowała nagle niezdrowym bólem.
– Kto ci to powiedział?! – ciszę przecięło ostrze pytanie wysyczane przez obcego głosem zupełnie innym niż ten łagodny, którym posługiwał się prędzej.
Harry nie odważył się odpowiedzieć. Drżał wystraszony, bezskutecznie próbując powstrzymać nieproszone łzy spływające mu po policzkach. Bał się tego obcego. Bał się jego samego i bał się tego, że zaraz usłyszą go Dursley’owie i zabiją Harry’ego za to, że w ich normalnym, pospolitym domu jest ktoś równie nienormalny i niepospolity, jak sam Harry. Nie będą słuchać wyjaśnień, nie przyjmą do wiadomości tego, że chłopiec nie wie, skąd On się tu wziął.
Nie zorientował się, gdy zacisnął oczy, lecz otwarł je dopiero po długich minutach, gdy dłoń obcego delikatnie dotknęła jego piersi. Zauważył, że ze spojrzenia nieznajomego zniknęła już wściekłość i na powrót stało się ono puste i bezbarwne. Zadrżał mimo woli. Żaden normalny człowiek nie jest aż tak wypruty z emocji. Gdyby nie głębokie rysy nadające twarzy mężczyzny przeraźliwie smutnego wyrazu, chłopiec przysiągłby, że klęcząca przed nim osoba jest jedynie sklepowym manekinem.
Nieznajomy westchnął głęboko, jakby chciał wyrzucić z siebie coś niezdrowego i niebezpiecznego, po czym nachylił się nad nim.
– Wybacz, że cię wystraszyłem – głos mężczyzny na powrót stał się głęboki. – Nazywam się Snape. Severus Snape. Po prostu profesor Snape. Harry, znałem twoją matkę. Nie chciałaby, byś kiedykolwiek mieszkał z twoją ciotką. Mogę cię zabrać do naszego świata, jeśli tylko się zgodzisz.
Harry’emu zakręciło się w głowie. Poczuł w sobie stopniowo rosnące gorąco i nie wiedział już, czy to tylko gorączka, czy też miliony pytań eksplodujących w jego wnętrzu. Niepomny strachu ani wcześniejszej niepewności, wpatrywał się w obcego szeroko otwartymi oczyma nie mogąc uwierzyć w to, że ten człowiek wie cokolwiek o jego mamie. Wie prawdopodobnie więcej, niż sam Harry i może gdyby Harry poprosił, może gdyby ładnie ubrał to wszystko w słowa…
Musiał wiedzieć. Musiał.
– Jaka ona była?

Bezdomni - severitusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz