Rozdział 2

177 13 2
                                    

Rozdział 2 – LATAJĄCA CZEKOLADA I NIEZRĘCZNY TELEFON


Tego dnia było wyjątkowo ciepło i słonecznie. Postanowiłam więc, że wyjdę na miasto, by jakoś odreagować. Była to najlepszą decyzją jaką podjęłam od rana. Wyruszyłam na przechadzkę, bez jakiegoś większego celu. Weszłam do jakiejś kawiarenki i usiadłam przy stoliku. Podszedł do mnie kelner. Miał może z 18 lat. Widać, że po prostu dorabia sobie na wakacjach. Był delikatnie opalony. Miał brązowe włosy ustawione na żel do góry i piękny uśmiech. Na biodrach zawieszony miał czerwony fartuch z logo kawiarni.


Zamówiłam gorącą czekoladę na wynos i pogrążyłam się w zadumie nad tym co poszło nie tak. Nim się spostrzegłam kelner wracał już z moim zamówieniem. Nic dziwnego, pewnie pomyślisz jak ja w tamtej chwili, gdyby nie to, że jak ten chłopak wracał, to potknął się o dywanik prowadzący do kuchni i wylądował na ziemi. W pierwszej chwili pomyślałam: „och nie, moja czekolada pewnie wyląduje na nim i będę musiała czekać na kolejną. Fajnie by było, gdyby nagle zatrzymała się w powietrzu i nie uroniła ani kropli pysznego napoju". Delikatnie popatrzyłam na lecącego fajtłapę. Wyobraźcie sobie moje zdumienie, gdy moje myśli przemieniły się w prawdę. Plastikowy kubek jakby zawisnął w powietrzu. Na pierwszy rzut oka nie dowierzałam. Jednak po chwili kubek spadł jak gdyby nigdy nic i uformował na kremowym dywaniku wielką brązową plamę w kształcie pandy. Tak, pandy!


Sama nie dowierzałam w to co się stało, a co dopiero ten biedny kelner. Miał minę, jakby właśnie patrzył, jak ktoś rozwiązuje trudne działanie z matematyki, co najmniej na poziomie profesora Oxfordu. Z resztą moja twarz wyglądała podobnie. Chłopak przeprosił mnie za zaistniałą sytuację i z wielkimi oczami wrócił do kuchni po kolejny kubek gorącej czekolady. Przynosząc po raz drugi moje zamówienie dokładnie patrzył pod nogi i szedł z ostrożnością sapera amatora rozbrajającego bombę wielkości dorodnego arbuza. Z podobną precyzją przyjęłam od niego napój, dalej nie dowierzając w zaistniałą sytuację. Zapłaciłam i wyszłam z kawiarni czym prędzej.


Miałeś kiedyś tak, że idąc gdzieś nagle spostrzegłeś, że nie wziąłeś ze sobą telefonu? Och, z pewnością. Ja sama miałam tak wiele razy. Podobnie było i teraz. Ale nie miałam ochoty wracać po niego do domu, więc jakoś musiałam bez niego przeżyć. Dla pewności sprawdziłam jeszcze kieszenie w jeansach i czarną skórzaną torebkę na ramieniu w jego poszukiwaniu. Byłam pewna, że go tam nie było, bo wszystkie kieszenie przeszukałam 3 razy. Nawet te w płaszczu. Pomyślałam jedynie, co będzie, jak ktoś będzie się chciał do mnie dodzwonić.


Moja siostra Thalia nie ruszała się bez swojej komórki z domu. Czasem miałam wrażenie, że jest z nim złączona jakimś sznurkiem, czy coś. W dodatku ona po prostu zawsze dzwoni w nieodpowiednim momencie. Stałam przed przejściem dla pieszych i czekałam na zielone światło. Sama nie wiem jak to możliwe, ale dokładnie widziałam, że około pół minuty temu zmieniło się na czerwone. Jednak, gdy podeszłam do przejścia ono nienaturalnie szybko zmieniło się na zielone. Pomyślałam, że to pewnie jakiś błąd w systemie, czy coś.


Właśnie przechodziłam przez pasy, gdy poczułam w sobie, w środku takie dziwne uczucie. Miałam wrażenie, że mój telefon dzwoni. Słyszałam jego dzwonek. Rozpoznałabym go nawet z końca ulicy. Była nim moja ulubiona piosenka „Smell Like Teen Spirit" Nirvany. Jeszcze bardziej zaszokował mnie fakt, że czułam wibracje. Nie mogły dochodzić one jednak od telefonu, bo go zapomniałam. Więc skąd? Stałam w osłupieniu na środku przejścia. Jeszcze bardziej zdziwiła mnie obecność mojego telefonu w kieszeni spodni, gdzie odruchowo sprawdziłam, gdy usłyszałam dzwonek.

Sytuacja może nie była taka nadzwyczajna - na pewno ciągle tam był – powiecie. Ale ja go na pewno nie wzięłam z domu. Jestem tego całkowicie pewna. Nagle usłyszałam za mną krzyk: „Uważaj!!!".

Inna niż wszyscy...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz