Rozdział 20

43 4 0
                                    

Rozdział 20 - BLOND WIEDŹMA...

- Mogę cię pocałować? - usłyszałam z jego strony.
Jednak nie czekał długo na odpowiedź, gdyż powoli przybliżył swoją twarz do mojej i zbliżył swoje usta do moich. Delikatnie musnął moje wargi. Spoglądnął na moje oczy. Wiem, że uzyskał w nich zgodę i zachętę do kontynuowania. A ja poczułam to dziwne uczucie...

Znałam to uczucie... W każdym razie, wiedziałam co oznacza. Poczułam, że w moim ciele coś się dzieje. Wiedziałam już, że momentalnie zrobią się one czarne. Nie chciałam tego tak bardzo! Nie w takiej chwili, kiedy ważna dla mnie osoba przeżywa ze mną coś równie ważnego! Nie wiedząc jak wybrnąć z sytuacji po prostu przytuliłam się do Chrisa. Poczułam od niego niesamowite ciepło i ogromną energię. Wiedziałam, że w istocie znaczy dla mnie bardzo wiele...

- Faight? - zapytał cicho po chwili. - Wszystko w porządku?
Poczułam jak moje oczy powracają do swojego poprzedniego stanu, a ciało znów ogarnął spokój. Odsunęłam się od niego i odpowiedziałam patrząc w jego piękne oczy.
- W jak najlepszym... - po czym przytuliłam go jeszcze mocniej.


 - - - - - - - - - - - - - - - - -


- Dobra, co już mamy? - zapytała siedząca przy łóżku Raven. Ja leżałam na łóżku z zamkniętymi oczyma i zastanawiałam się nad ostatnimi wydarzeniami, więc jej pomoc w przygotowaniu urodzin była nieunikniona.
- Zamówiłam już tort, powinien być do odebrania jutro rano. Obiad gotuje mama. Tata załatwia muzykę... Już się tego boję... Thalia ma nakryć do stołu i przygotować zastawę. - Zaczęłam wyliczać.
- A twoją fuchą jak zawsze są zakupy? - zapytała z irytacją w głosie. To była prawda. Nawet na własne urodziny musiałam zrobić zakupy. Co prawda, nie było to dla mnie jakąś wielką udręką, ale nagrodą też nie koniecznie.
- Jak zwykle...
- Nie irytuje cię to, że nawet na własne urodziny musisz robić zakupy? - zapytała zaciekawiona. - Ja bym się na to nigdy nie zgodziła. - pokręciła głową, zakładając ręce na tors.
- Nie przesadzaj. To tylko parę rzeczy. Tata obiecał, że nas podwiezie gdzie będzie trzeba i wysadzi, bo ma do pracy na 12. A więc zbieraj cztery litery i wyruszamy na zakupy! - rzuciłam jej torebkę na biurko i wstałam z łóżka.

- A wiesz już w co się ubierzesz na spotkanie z rodzinką? No bo chyba nie w tę czarną sukienkę?
- Zastanawiałam się nad białą bluzką i czarną spódnicą... Nie za oficjalnie?
- No chyba żartujesz, że pozwolę ci się w to ubrać! - Wstała z fotela przy biurku i wyruszyła w stronę mojej szafy.


Przetrząsnęła chyba całą, aż w końcu znalazła jedwabną bluzkę w kolorowe kwiaty i białe krótkie spodenki. Popatrzyła w moją stronę i odwróciła się znów w stronę szafy. Znalazła chyba jakieś drugie dno, bo nie było tam miejsca na tyle ubrań, ile zdążyła wyrzucić na środek mojego pokoju. Aż nagle zatrzymała się w bezruchu i powoli odwróciła, trzymając zwiewną sukienkę w kwiaty. Z delikatnym wcięciem w talii i na cienkich ramiączkach. Była idealna na tę okazję. Na jej twarzy zawitał podstępny uśmiech, a wzrok przeszedł na mnie.

- Ubierzesz tą sukienkę! - Zgodziła się z moimi myślami.


- Faight! - krzyknęła z kuchni mama. - Chodźcie już, bo twój ojciec się spóźni do pracy!
- Idziemy! - odkrzyknęłam mamie i ruszyłam w stronę Raven. Wzięłam od niej sukienkę i położyłam na komodzie. Dziewczynę złapałam za nadgarstek i pociągnęłam w stronę drzwi mówiąc: - Chodź, później zaczniemy dobierać ubrania.
- Ale potem pójdziemy na kawę! - Zażądała.

- Popieram!


- - - - - - - - - - - - - - 


Tata wysadził nas przed galerią handlową z listą zakupów i pieniędzmi. Najpierw usiadłyśmy na pobliskiej ławeczce i wyciągnęłam z torebki kolorowe zakreślacze. To dziwne, ale zawsze w torebce miałam rzeczy, które na pierwszy rzut oka nie przydałyby się nikomu, a jednak... Różowym zaznaczyłam rzeczy spożywcze, niebieskim inne z supermarketu, zielonym natomiast pozostałe rzeczy do kupienia.

- Najpierw jedzenie. - Powiedziałam w stronę siedzącej obok przyjaciółki. Wstałyśmy obie i ruszyłyśmy w stronę supermarketu

Wzięłam duży wózek, do którego jak zwykle Raven wsiadła i musiałam ją pchać. Wjechałyśmy wejściem, omijając nieugięty wzrok ochroniarzy, którzy znali już dwie częste bywalczynie, jakimi byłyśmy. Wjechałyśmy w regał z konserwami i innymi zapuszkowanymi rzeczami. Zgarnęłyśmy co trzeba i pojechałyśmy w stronę warzyw. Zaczęłam pakować marchewki, gdy nagle Raven szturchnęła mnie lekko w ramię i powiedziała cicho:
- Ej, to przypadkiem nie ten twój Brian? - skinęła głową w kierunku owoców.
Dyskretnie odwróciłam się w jego stronę. Faktycznie to był on. Wybierał banany. Śmiesznie wyglądał, nie powiem.
- Może się przywitasz ze swoim amantem? - zażartowała Raven, nie zdając sobie sprawy z tego co właśnie się działo. Podeszła do niego jakaś niska blondynka na różowych szpilkach i zaczęła wywijać rękoma na wszystkie strony i coś na niego krzyczeć. Nie wiem jak, ale wyczułam w niej coś dziwnego...


Brian odłożył banany na stoisko i coś do niej powiedział. Ta zamilkła na chwilę, by uderzyć swoim piskliwym głosem ze zdwojoną siłą. Zaczęła krzyczeć na cały sklep:
- Ty ze mną zrywasz?! Ze mną się nie zrywa! To ja zrywam z facetami! Zrywam z tobą! - odwróciła się na szpilce i tylko zarzuciła swoimi długimi blond włosami. Poszła w kierunku działu ze słodyczami... 


Gdy skończył się ten cały cyrk z tą dziunią powoli podjechałyśmy do Briana, który nawet nie ruszył się z miejsca, tylko wpatrywał się w wielki kosz z misiami stojący nieopodal. Ja jak zwykle pchałam, a Raven siedziała po turecku w wózku między kukurydzą, pomidorami i innym jedzeniem.
- Hej! - Zaczęłam nieśmiało mówić do chłopaka. - Wszystko w porządku?
Przestraszony odwrócił się w moją stronę, nie spodziewając się mnie.
- Faight?! O, hej! Co ty tu robisz? - zapytał lekko speszony.
- Pełnię moją powinność, jaką są zakupy. - uśmiechnęłam się w jego kierunku. - I robię to razem z moim pomocnikiem. - wskazałam na Raven w wózku sklepowym. - Ty za to widzę masz ciekawsze zajęcia. 
- A tak, właśnie zerwałem z dziewczyną... Była za bardzo zapatrzona w siebie. Chyba nie była mi pisana.
- Nie przejmuj się. Zawsze będzie kolejna!
- No cóż, jej się nie przydam w zakupach, to może chociaż wam?
- Kusząca propozycja... - odparła nagle Raven, która dziwnie do tej pory się nie odzywała.
- Dobra, to ja idę po ser żółty, a wy jedźcie w kierunku jajek. Zaraz do was dołączę! - rzuciłam na odchodne i pozostawiłam ich w swoim towarzystwie.

Skręciłam szybko w kierunku lodówek i wzięłam ser w plasterkach. Po drodze wzięłam jeszcze mleko i jogurt dla siebie. Zatrzymałam się jeszcze przez chwilę przy kwiatach na rogu. Moją kontemplację nad ich barwami i zapachem przerwał komunikat: "Serwis sprzątający proszony do działu z jajkami. Serwis sprzątający proszony do działu z jajkami." Miałam złe przeczucia... Ruszyłam w tamtym kierunku. To co zobaczyłam przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Dookoła na szklanych drzwiczkach lodówek spływały jajka. Podobnie na Raven i Brianie.

- Co tu się stało?! - krzyknęłam w ich kierunku.





Witam serdecznie wszystkich! Rozdział dodany, choć nie ma w nim tego, co chciałam, by w nim było. :D
Następny będzie miał więcej związanego z mocą Faight i Briana. Dodatkowo mogę zaspoilerować, że Faight będzie miała potem niezłą robotę... Ale o tym to nie powinniście na razie nic wiedzieć... :D

Dziękuję za oceny i zachęty do pisania w komentarzach :D
Pozdrawiam Wszystkich czytających! :*
- AnGie

Inna niż wszyscy...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz