Rozdział 21 - URODZINY
W sklepie okazało się, że Raven zarzuciła Brianowi, że na zakręcie specjalnie wjechał wózkiem w stoisko z ciasteczkami. Ten jednak upierał się, że to nie prawda. Na znak oburzenia Raven rzuciła w Briana jajkiem, a on nie pozostał jej dłużny. Na swoje i moje nieszczęście mieli w rękach całą wytłoczkę... I tym sposobem te dwie mokre kury musiały czekać na mnie przed marketem, ociekając jajkami, a ja musiałam sama szukać wszystkich produktów i pchać przy tym ogromny wózek... Jedynym plusem było to, że kolega Briana podwiózł nas do domów, nie pytając o nic, tylko próbując powstrzymać śmiech, co nie zawsze mu wychodziło...
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Dziś na 12 umówieni są wszyscy goście z mojej rodziny. Jak zwykle będzie gadanie o tym, jak to ja wyrosłam, czy mam już chłopaka, że pięknie wyglądam, że trochę za krótka sukienka, że za wysokie buty... Prawda jest taka, że zmieniłam się w ciągu ostatniego roku. Zaczynając od włosów, które zapuściłam, idąc przez ubrania chłopczycy, które zastąpiłam bardziej kobiecymi, makijaż, którego niegdyś się wystrzegałam. Moja moc, o której wiem tylko ja, Brian i Raven. A także Chris, z którym łączy mnie coś więcej niż przyjaźń.
Wstałam o 8 i od razu pobiegłam na dół pomóc mamie, która już pewnie od rana gotuje, piecze i sprząta. Kocham ją za to, jak jest oddana tym wszystkim czynnościom, by wszystko poszło jak najlepiej. W mojej rodzinie krąży jakieś fatum związane z moimi urodzinami. Bo jak nie ktoś zepsuje kran i cała łazienka i korytarz zostanie zalana, to ktoś ma stłuczkę samochodową, to znowu ktoś u nas zatrzaśnie się na balkonie i nikt tego nie zauważy, albo ktoś potknie się na schodach i złamie nogę i palec... Mimo to co roku moi rodzice twierdzą, że już nic nowego nie może się stać... Niestety zawsze coś jednak zaskoczy. Nikt jeszcze nie spodziewa się co to może być, więc pozostawało jedynie czekać...
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Nastała godzina rozpoczęcia moich męczarni, zwana godziną rozpoczęcia moich urodzin. Rodzinka zaczęła się zjeżdżać. Przyjechały dwie siostry mojej mamy. Starsza z mężem i dwójką dzieci, a młodsza z mężem i trójką. Mój tata również nie należał do jedynaków. Trzech braci i siostra w sumie mają dziewięcioro dzieci. Babcia z dziadkiem ze strony taty i Babcia ze strony mamy. Ludzi w domu było więcej niż ktokolwiek potrafiłby zliczyć. Jedni jedli, drudzy gadali. Dzieci w różnym wieku biegały dookoła. Był ogromny harmider. Jednak taka rodzinna atmosfera była nie do zastąpienia. Wszystkich tutaj bardzo kochałam i darzyłam ogromną sympatią. Wszystkich, włącznie z siedzącymi moimi małymi kuzynami. Wszyscy się wszystkim przyglądali i uśmiechali, mówiąc coś pod nosem.
Część jadła przy stole. Mężczyźni pogrążyli się w rozmowach na temat aut i jakiś innych sprzętów. Kobiety, w tym moja rodzicielka, wymieniały się spostrzeżeniami na temat ubrań, jedzenia, kosmetyków, włosów. Generalnie takie pogaduchy. Dzieci biegały, krzyczały i skakały po wszystkim co możliwe. Ja z kolei siedziałam wśród wszystkich tych źródłach dźwięku.
Odbyło się kluczowe odpakowywanie prezentów. Dostawa nowych ubrań, biżuterii i zastrzyk gotówki. Tak je podsumuję. Jednak wszystkim byłam za nie bardzo wdzięczna. Wiem, że każde z nich chciało, by ich prezent był trafiony w moje gusta.
W końcu nadeszła pora na tort! Tradycją w rodzinie jest, że to solenizant, jeśli pozwala na to jego wiek i siła - sam przynosi swój tort. A więc ruszyłam z uśmiechem do kuchni i sięgnęłam po rączkę lodówki. Otworzyłam ją i wyjęłam ostrożnie tort z najwyższej półki. Położyłam na blacie i zamknęłam lodówkę. Z szafki wyjęłam świeczki w kształcie jedynki i siódemki. Włożyłam je w tort i zapaliłam zapałkami. Upewniwszy się, że mam pustą drogę, wzięłam tort w ręce i powoli kroczyłam do salonu pełnego gości. Stwierdziłam, że od ostatnich urodzin, to rok był całkiem udany. Zyskałam moc, poznałam Briana, wzmocniłam więzi z Raven i chyba w końcu znalazłam prawdziwą miłość. Uśmiech mimowolnie pojawił się na mojej twarzy. Widziałam już wnętrze pokoju z gośćmi. Wszystkie oczy były zwrócone na mnie. Kroczyłam więc dumnie w ich stronę. Nie przewidziałam natomiast jednego.
CZYTASZ
Inna niż wszyscy...
Science FictionKażdy z nas ma swoje myśli... Każdy z nas ma swoje zdanie... Każdy z nas boi się reakcji otoczenia na nas samych... Jedni bardziej, drudzy mniej... W życiu każdego przychodzi taki czas, że zastanawiamy się nad sensem życia. Kim jesteśmy? Dokąd zmier...