Rozdział 12

75 7 0
                                    

Witajcie! Mam nadzieję, że podoba się Wam moje opowiadanie. Ostatnio tak wiele się działo. Zakończył się między innymi rok szkolny. Zaczęły się również wakacje. Dla mnie wiązało się to z rozstaniem z moją ukochaną klasą. No ale cóż.
Rozdział napisany już dawno. Następny będzie dłuższy! :D
Pozdrawiam :*




Rozdział 12 – DESZCZOWA POGODA


Zbiegliśmy na dół i usiedliśmy tuż przy lustrze błękitnej i czystej wody. Wpatrywaliśmy się w siebie i w krajobraz na zmianę. Było mi naprawdę dobrze. Uwielbiałam tu przychodzić i po prostu myśleć nad tym co miało miejsce, nad przyszłością i nad światem. Poczułam się tak bezpiecznie, że położyłam głowę na kolanach Chrisa. Wpatrywałam się w jego twarz od dołu. Miał pięknie zarysowane rysy twarzy. I wtedy dostrzegłam, że jego włosy były tak naprawdę w kolorze blond. Pewnie to zależne od światła. Zamknęłam oczy. On wtedy zaczął delikatnie gładzić moją głowę dłonią. Czułam się fantastycznie. Nawet nie spostrzegłam, kiedy zasnęłam.


Po chwili obudziła mnie kropla, która spadła na mój nos. Jedna, potem druga na policzku i trzecia na czole. Otworzyłam oczy. Było już dość późno, a my nadal leżeliśmy w zatoczce. O rany! Mieliśmy przecież wrócić na kolację!
- Chris! Wstawaj! Zasnęliśmy! Chris! - zaczęłam trząść jego pięknie wyrzeźbionym ciałem. - Słyszysz?! Wstawaj!
- C-co? Co się stało? - otworzył oczy. - Jak to zasnęliśmy, przecież dopiero co zamknąłem oczy! O rany! - popatrzył na mnie i na swój telefon. - Co?! Już po 6?! Daleko stąd jest do naszych domów? - skierował pytanie w moją stronę.
- Co najmniej godzina drogi piechotą. Och nie, mój telefon się rozładował. - popatrzyłam na ekran komórki. - A w dodatku zaczyna padać.


Christopher wstał i podał mi rękę, pomagając przybrać tę samą pozycję. Zaczynało padać coraz intensywniej. Zdjął swoją bluzę i podał mi ją, każąc ją włożyć.

- Dzięki, nie będzie ci zimno iść w samej koszulce? - pokręcił przecząco głową. - Musimy wyjść stąd, póki skały są jeszcze w miarę suche. Na mokrych nie damy rady wyjść. Szybko pobiegliśmy w stronę wejścia. Zaczęliśmy się wdrapywać po głazach, co było wręcz niemożliwe, zważywszy na padający deszcz. W pewnym momencie poślizgnęłam się i straciłam równowagę. Blondyn, widząc to, złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Nasze twarze dzieliły tylko centymetry. Wydukałam tylko słowo: - Dziękuję. - I uśmiechnęłam się delikatnie. Dalej wdrapywałam się już ostrożniej i z wiedzą, że mam kogoś, komu mogę zaufać i mnie złapie, w razie kolejnej gleby.


Zaczęliśmy biec leśną, powrotną drogą. Było to dość trudne, zważywszy na moje platformy. Udało nam się jednak doczołgać do jezdni. Stamtąd droga była już prosta, ale długa. Pozostało nam jeszcze jakieś 40 minut szybkiego marszu, podczas ogromnej ulewy. Mimo to czułam się wspaniale. Ta niepozorna ulewa nie wiedząc kiedy, przerodziła się w ogromną nawałnicę. Wiatr szalał, deszcz lał i zaczęły walić pioruny. Wszędzie zrobiło się ciemno i strasznie. Wychodziliśmy powoli z lasu, więc drzew było już coraz mniej. Co w burzy z pewnością jest plusem. Czułam, że wypełnia mnie energia. Moje ciało zaczęło czuć delikatne mrowienie, którego do tej pory nie doświadczyłam.


- Wszystko w porządku? - zapytał chłopak. - Wyglądasz jakoś nieswojo.
- Tak, wszystko ok. - odparłam. Uśmiechnęłam się delikatnie. Po mojej twarzy spływały strugi deszczu, a delikatna sukienka przylegała do mojego mokrego ciała.
- Muszę ci powiedzieć, że wyglądasz niesamowicie seksownie. - dodał zachęcając do rozmowy.
- No tak, masz rację. Mokra sukienka, męska bluza, mokre włosy i rozmazany makijaż. To wręcz kipi seksapilem! - Zaśmiałam się, a on od razu to odwzajemnił. Ręką odgarną niezdarnie wiszący na środku mojej twarzy kosmyk włosów i założył go za ucho. Odpowiedział mi tak:
- Jak dla mnie, to mogłabyś być nawet w worku. - Śmialiśmy się jeszcze głośniej.


- - - -


Dotarliśmy w końcu do domów. Byliśmy przemoczeni do suchej nitki, ale szczęśliwi, że ten czas spędziliśmy w swoim towarzystwie. Była już 7, więc w sam raz na kolację. Stwierdziliśmy, że jego rodzice pewnie już u mnie są, ale Christopher misi się przebrać. Wpadliśmy więc szybko do niego do domu.
- Biegnij się przebrać, a ja poczekam w tutaj. - I dałam sygnał głową, żeby poszedł.
- Dobrze, zaraz wracam. Daj mi 5 minut. - uśmiechnęłam się przyjaźnie i pobiegł po schodach na górę, pozostawiając za sobą mokre ślady na drewnianej podłodze.


Wnętrze było urządzone w brązowo – kremowo – niebieskim stylu. Wszędzie walały się jeszcze pudła z nieporozkładanymi rzeczami. Zauważyłam ramkę ze zdjęciem, stała na komodzie przy lustrze. Na fotografii widniał mały chłopiec w samych spodenkach, z miską truskawek pod ręką i buzią ubrudzoną tymi owocami. To pewnie Christopher. Miał wtedy może pięć, lub sześć lat. Uwagę zwróciły jego błękitne, jak teraz oczy. Usłyszałam, że już wraca, więc odstawiłam szybko ramkę na miejsce i uśmiechnęłam się do chłopaka. Ubrał koszulę w niebieską kratkę z krótkim rękawem i czarne jeansy. Wysuszył włosy i postawił je do poprzedniej pozycji.
- Gotowy? - zapytałam. Przytakną potwierdzająco głową.


Udaliśmy się do mnie do domu, a już w progu przywitała mnie mama:
- Dziecko, jak ty wyglądasz! Już, na górę i idź się przebrać! - wskazała w tamtym kierunku ręką. Szybko pobiegłam przez salon, witając się jednocześnie przelotem z gośćmi. Wpadłam do łazienki na górze i popatrzyłam w lustro. Fatalnie, to zbyt delikatne słowo, którym można określić mój wygląd. Moje włosy wyglądały, jak makaron, makijaż zamienił się w coś przypominającego pandę, a ze mnie spływały krople wody.


Stwierdziłam, że znów użyję magi, bo w normalnym tempie, to doprowadziłabym się do normalnego stanu dopiero w godzinę. Na dole słyszałam, jak moi rodzice ciągle opowiadają o mnie. Jaka to ja nie byłam, czego nie powiedziałam. Mało brakuje, a pokażą moje zdjęcia z dzieciństwa. Pstryknęłam palcami, myśląc o tym, by moje włosy były suche. Stały się takie w jednej chwili. W dodatku pięknie lśniły. Jednak dla niepoznaki związałam je w luźnego warkocza na bok. Dalej były ubrania i makijaż. Tym razem tylko pomyślałam, a moje ciało w mig było suche i czyste. Szybko przebrałam się w wygodne jasne jeansy i koronkową błękitną bluzeczkę na ramiączkach. Na stopy założyłam czyste białe skarpetki. Moja twarz stała się nagle promienna. Delikatnie podmalowałam oczy mascarą, a na usta nałożyłam błyszczyk. Wyglądałam nawet spoko. Zbiegłam na dół.


- A to jest właśnie Faightlin, nasza starsza córka. - powiedziała mama wychodząc z kuchni z miską sałatki grackiej w ręku.
- Po prostu Faight. - uśmiechnęłam się do zebranych gości siedzących przy stole. - Pomogę ci w kuchni. - zaproponowałam, lecz mama pokręciła głową.
- Zostań z gośćmi, już prawie skończyłam. - uśmiechnęła się do mnie. Podeszłam więc do stołu i usiadłam na wolnym miejscu, naprzeciwko Christophera.
- Poznaliście się już z naszym sąsiadem Christopherem? - tata wskazał na chłopaka i skierował pytanie jakby do nas obojga.
- Tak. Można by powiedzieć, że zaczęliśmy od podstaw. - chłopak złapał się za kark, delikatnie go pocierając i kierując wzrok w moją stronę. Zaczęliśmy się śmiać, a nasze rodziny miały tylko pytający wyraz twarzy. Dobrze wiedzieliśmy, że chodziło o tą scenę z bielizną. Na szczęście tylko my.

Inna niż wszyscy...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz