Rozdział 10

66 9 0
                                    

Rozdział dodaję tak szybko, gdyż niezwykle niecierpliwa Zuza zaczyna mi grozić. Jej więc dedykuję ten rozdział. 

Dziękuję serdecznie za te wszystkie wyświetlenia. Jesteście kochani. 230 na chwilę obecną. Szok, szok i jeszcze raz szok. *o*


Rozdział 10 - JA PANIĄ PRZEWODNIK





Zaczęłam rozmyślać nad tym, co mi przerwano, mianowicie czary. A co, jeśli to tylko chwilowe? Może potrzebuję jakiejś księgi, czy coś. A zaklęcia? Jak będę wiedziała jak to działa? Pomyślałam nad tym jeszcze chwilę. Wzięłam na kolana laptopa. I zaczęłam szperać w internecie. Magia? Czary? Moce? Czym ja byłam? Wróżką? Czarodziejką? Magiem? A może to wszystko mi się przywidziało? Może to tylko jakieś efekty uboczne tych leków ze szpitala? Sama już nie wiem.

Zeszłam z okna i podeszłam do dużego lustra. Przeleciałam wzrokiem całą moją osobę. Nie wyróżniałam się niczym spośród tłumu. A może po prostu tego nie zauważyłam? Gdy miałam już zasłonić okno usłyszałam ciepły głos Chrisa:
- Idziesz już spać?
- Tak, wiele dzisiaj przeszłam. Poza tym już prawie trzecia nad ranem.
- No, w sumie masz rację. Trzeba się wyspać, jak nie chce się mieć następnego dnia podkrążonych oczu. - Zaśmialiśmy się, ale ja tylko lekko.

- Jestem wyczerpana. To co? Jutro o 13?
- Będę, na pewno. Dobranoc! - Powiedział z troską w głosie.
- Dobranoc! - Pomachałam mu tylko na pożegnanie, zasłoniłam zasłonkę położyłam się spać.

Wstałam jak zwykle w wakacje o godz 9. Poszłam do mojej łazienki. Wzięłam prysznic. Umyłam zęby i zeszłam na dół w ręczniku na głowie. Powitał mnie radosny głos mojej mamy: - Zaprosiłam dziś na kolację państwa Bransonów.
- Kogo? - zapytałam. W okolicy znałam raczej wszystkich, ale o owych Bransonach nie słyszałam nigdy. Może to jacyś znajomi z jej pracy, pomyślałam.
- Naszych nowych sąsiadów. Mają podobno dzieci w waszym wieku. - uśmiechnęła się i puściła mi „oczko". No nie wierzę. Moja mama ewidentnie coś knuje...

- Aha, wczoraj poznałam ich syna. Bardzo miły człowiek. - chciałam zmniejszyć zainteresowanie mojej matki, ale stało się wręcz przeciwnie. Zaczęła o niego wypytywać i wypytywać. Nie miałam ochoty na tego typu rozmowy, więc ją zmyłam. - Wiesz, jak przyjdą na kolację, to sama się go zapytasz. Ja rozmawiałam z nim tylko przez chwilę. - Czym prędzej wyszłam z salonu w kierunku kuchni. - Jestem głodna. Idę zjeść śniadanie.

- Jadę na zakupy. Zaopiekujesz się siostrą. Wrócę około 15. Kupić ci coś? - chciała mnie szybko przekupić, lecz ja się nie dałam.

- Co? Nie! Znowu? Dzisiaj nie mogę, bo później wychodzę. - Och nie, zła wymówka. Teraz będę się musiała tłumaczyć: z kim? Kiedy? Po co? Dlaczego? Czy to randka? Czy wiem ile procent dziewczyn zachodzi w ciążę przez przypadek? I tak dalej.

Nagle do pokoju wpada Thalia:
- Co? Ja nie chcę z nią zostawać! Nie obraź się Faight - zwróciła się do mnie - Ona jest strasznie nudna! - zwróciła się ponownie do mamy. - Mogę zostać sama! Nie urządzę przecież imprezy, jak kiedyś Faight... - szybko zasłoniłam jej usta i zaczęłam szczerzyć się do mamy. Ona jednak tylko spojrzała się to na mnie, to na siostrę i dalej była zajęta pomalowaniem swoich rzęs przed lustrem. - Ał, co ty robisz?! - krzyknęła Thalia.
- Cicho, albo będziemy na siebie skazane do końca dnia. - Cicho jej odpowiedziałam, tak żeby mama nie słyszała. - Mamooo? Sama widzisz, że żadnej z nas ten układ nie pasuje. - odparłam udając elokwentną i poukładaną osobę, jaką zdecydowanie nie byłam. -Nie może z wami jechać? - Zrobiłam maślane oczy i minkę ukochanej córeczki mamusi.
- Co? Nie! Ja nie chcę z wami jechać na zakupy. Zawsze jest tak nudno. Ty pół godziny wybierasz skarpetki dla taty, a wyciągnięcie taty, z działu dla majsterkowiczów to istna tortura. Ja chcę zostać sama w domu! - Szturchnęłam siostrę w ramię i zasłoniłam ją moim ciałem, tak, że nie miała siły przebicia.
- Nie masz wyjścia, mnie nie będzie.
- A dokąd to się wybierasz, co? - o nie, zaczęło się...
- Po prostu wychodzę. Mam już prawie 17 lat. Chyba mogę gdzieś wyjść bez zdawania relacji: z kim, po co, dlaczego? - oburzyłam się i założyłam na siebie ręce pod biustem.

- Kochanie, przecież wiesz, że ci ufamy, ale po prostu się o ciebie martwimy. - uśmiechnęła się do mnie promiennie, wiedziałam, że wygra tę dyskusję, ale chociaż stwarzałam pozory.
- Aaaach, czy ty zawsze musisz mieć rację?
- Pogadamy, jak będz... - nie dałyśmy jej dokończyć.

-Będziecie w moim wieku i będziecie miały dzieci. - w tym samym czasie niezamierzenie powiedziałyśmy z Thalią. - Zawsze tak mówisz. Idę oprowadzić Chrisa po okolicy. Tyle powinnaś wiedzieć. Tymczasem ja idę w końcu zjeść śniadanie. - powiedziałam i wyszłam z pomieszczenia.

Byłam strasznie głodna. Zrobiłam sobie jajecznicę i poszłam na górę ubrać się w normalne ubrania i wysuszyć włosy. Postanowiłam je dzisiaj delikatnie podpiąć na górze, a po bokach zostawić rozpuszczone. Pomalowałam się delikatnie i gdy byłam gotowa, zdałam sobie sprawę, że mój pokój wyglądał jak jedno wielkie pobojowisko.

- A może by tak... - użyć odrobiny mocy i pomóc sobie? Na pierwszy plan rzucało się niepościelone łóżko. Wyciągnęłam więc rękę w jego kierunku i czułam, jak przesuwam kołdrę i układam estetycznie poduszki, jednym delikatnym skinieniem palca. - Super, nie muszę nawet nic mówić. - i popatrzyłam na wewnętrzną stronę mojej dłoni. Wokół niej unosiły się delikatne fioletowo-liliowe smugi, niczym z bajki, które po chwili znikały. - Ekstra! - powiedziałam do siebie po cichu. Postanowiłam dalej używać mocy. Odłożyłam na półki wszystkie książki. Przenoszenie wszystkich rzeczy sprawiało, że czułam radość. Nie zastanawiając się długo poukładałam kosmetyki na biurku.

Z transu sprzątania obudził mnie dzwonek do drzwi. Zerknęłam szybko na zegar. Była już 12:55. O rany, ależ on jest punktualny. Imponuje mi to, ponieważ i ja staram się taka być. Szybko zbiegłam na dół. A przy okazji spoglądnęłam w lustro przebiegając przez korytarz. Och nie, zapomniałam się przebrać w coś ładniejszego!

- O, ty musisz być Christopher? Proszę wejdź. - moja mam wpuściła go do salonu. Ok, trochę poczeka, nic mu nie będzie. - Napijesz się czegoś? Soku? - Mama umiała się zająć moim gościem, a ja nie, no super. - Faight, ktoś do ciebie! - krzyknęła z kuchni i zanudzała Chrisa pytaniami.

Wróciłam przed lustro i jednym pstryknięciem palcami zamieniłam stare szorty i ulubioną koszulkę w delikatną, kremową sukienkę. Na nogach pojawiły się pasujące sandałki na platformach i nie wiedzieć skąd bransoletka na nadgarstku. Miała już kilka zawieszek, lecz nie miałam czasu się im przyglądać. - Coraz bardziej mi się to podoba. - powiedziałam do siebie zadowolona. Schodząc na dół po krętych schodach o mało się nie potknęłam, ale w ostatniej chwili złapałam równowagę.


- Hej, gotowy? - zapytałam, gdy widziałam już prośbę w jego oczach o uwolnienie go od mojej mamy.

- Jasne, idziemy? - odparł, ale nie patrzył mi w oczy, lecz mierzył mnie wzrokiem. Nim zdążył coś dodać wyszliśmy z domu, idąc ścieżką do centrum miasta. Choć było niedaleko mieliśmy sporo czasu do przegadania. Szliśmy spokojnie i powoli. - Ładnie wyglądasz. - powiedział, trochę jakby nieśmiało. Ale to niemożliwe, po wczorajszej rozmowie wcale nie odniosłam wrażenia, jakby się czegokolwiek wstydził. Podziękowałam mu zarumieniona, a on odparł: - Co prawda ja bym cię wolał bez tej sukienki - walnęłam go delikatnie torebką i zaśmialiśmy się - ale nie będę wybrzydzać. Pasują ci pastelowe kolory. Mówię to ja - wskazał na siebie dłonią - znawca wszystkiego. - Znów zaczęliśmy się śmiać.

Szliśmy starówką miasta, a wokół rozciągały się liczne kramy z pamiątkami i stoiska z ciastkami. Co rusz kupowaliśmy coś do jedzenia lub zatrzymywaliśmy, by poprzeglądać pamiątki. Chris kupił mi zawieszkę do bransoletki z małym kwiatuszkiem. Przypiął ją i szliśmy dalej. Usiedliśmy na ławce koło fontanny w cieniu, gdyż niemiłosiernie grzało. Oboje mieliśmy wielką ochotę dowiedzieć się o sobie jak najwięcej.

Inna niż wszyscy...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz