Rozdział 5 - SZPITAL
Poczułam mocną woń jakichś leków i oddychających wokół mnie ludzi. Usłyszałam tylko:
-Faight?! Słyszysz mnie? Halo?
Zaczęły mi się ukazywać prześwity, ale przez promienie światła nadal byłam bardzo skołowana i nie wiele kojarząca. Były to chyba postury jakichś ludzi, ale nic bardziej konkretnego.
-Dajmy jej odpocząć. I tak zregenerowała się wyjątkowo szybko. - usłyszałam głos jakiegoś mężczyzny. Ale nie byłam w stanie dokładnie go zmierzyć wzrokiem. Mój obraz wciąż był lekko zamazany i zaburzony.
Zasnęłam ponownie. Rzadko kiedy śnię, a jeśli już, to to wciąż ten sam sen o tym jak pływam w jeziorze i nagle coś zaczyna mnie spowalniać. Choć próbuję dopłynąć do brzegu nie jestem w stanie. Moje ciało odmawia mi posłuszeństwa. I bezsilna powoli monotonnie opadam na dno patrząc jedynie na lśniące lustro wody. Tym razem jednak mój sen był wspomnieniem tego jak pół roku temu zaczęła się moja dziwna przygoda z Księżycem. Przypomniały mi się te wszystkie pełnie, w których nie mogłam odciągnąć wzroku od niego. A na końcu pojawił się Brian i jego nieziemskie oczęta.
Obudziłam się, obraz był już o wiele wyraźniejszy, niż wcześniej. Starałam się przekalkulować co i gdzie się dzieje. Co się mi stało, że jestem w takim stanie, ale nie mogłam sobie przypomnieć niczego po telefonie Theai. Zauważyłam, że przy moim łóżku siedzą oparci o siebie moja mama w niebieskiej sukience, mój tata ubrany na zielono i na kolanach, oraz moja siostra, w jak zwykle różowej bluzie. Spróbowałam się podnieść z pozycji pół-leżącej, ale ogromny ból głowy mi na to nie pozwolił, więc wróciłam do poprzedniej pozycji.
Nagle usłyszałam głos Theai:
-Obudziła się! Mamo! Tato! Faight się obudziła! - jej głos był wyjątkowo nieznośny zważywszy na ból głowy. Jednak cieszyłam się, że go usłyszałam.
-Skarbie! Wszystko w porządku? - zapytała z największą troską, jaką kiedykolwiek w jej głosie słyszałam.
-Tak, boli mnie głowa. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. - Co się stało? Gdzie ja jestem? - Te dwa pytania zakrzątały moją głowę i nie dawały mi spokoju.
-Posłuchaj, miałaś wypadek i jesteś w szpitalu. - mówił tata, delikatnie przy tym gładząc moje czoło. Moja siostra wybiegła już w tym czasie i nagle wprowadziła do sali jaką osobę mówiąc przy tym:
-Czaił się przy drzwiach, mówi, że chciałby z tobą porozmawiać! - i wprowadziła Briana ciągnąc go za rękę. O boże! Brian! Jak ja wyglądam? Pewnie jestem cała poobijana i posiniaczona, co dopiero mówiąc o moich piżamach, w które byłam przebrana. Mama oczywiście wybrała te różowe, a jakby tego było mało to były w małpki. Poczułam, że się zarumieniłam.
-Ach tak, to jest... - zaczęła mama.
-Brian. – wtrąciłam, zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć.
-Znacie się? - Skierowała pytanie w moją stronę mrugając przy tym okiem i wyrażając swoją aprobatę co do chłopaka. Co z pewnością widział, znając dyskrecję mojej matki.
-Powiedzmy... - Ja i Brian odparliśmy w tym samym czasie. I przy okazji spojrzeliśmy na siebie z bananami na twarzy. A ja oczywiście jak zawsze w krępujących sytuacjach – zarumieniłam się.
Wręczył mi mały bukiecik kolorowych kwiatów, który przyniósł ze sobą. Ja poprosiłam moją szaloną rodzinkę, by zostawiła mnie z nim samą. Wzrok mojej siostry dawał mi jasno do zrozumienia, że sądzi, że zaraz się będziemy całować, czy coś w tym rodzaju.
Brian usiadł na metalowym taborecie obok mnie i opowiedział, że mało co nie zderzyłam się czołowo z nadjeżdżającym autem, a on zachował się jak każdy powinien i szybko odepchną mnie na bok, przez co uderzyłam się w głowę. Potem pomógł mi zejść z ulicy i że w podzięce za (zacytował): „uratowanie mi życia" zaprosiłam go na kawę, ale nie ustaliliśmy szczegółów, gdyż opadłam na niego bezwładnie. Tak. Mniej więcej tak brzmiała jego wersja, ale czułam, że to nie było wszystko, czułam, że on też coś do mnie poczuł. Opowiedział też, że potem wezwał karetkę i przyjechał tu ze mną. W torebce znaleźli jakieś moje dokumenty i zadzwonili do moich rodziców.
Słyszałam co do mnie mówił i w ogóle, ale jakoś nie mogłam się na tym skupić. Miał na sobie czarną obciskającą jego idealnie wyrzeźbione mięśnie, czarne jeansy idealnie układające się na jego nogach i czarną skórzaną kurtkę przewieszoną przez ramię. Znów się zarumieniłam, gdy zauważył, że się mu przyglądam z zachwytem.
Hej wszystkim czytającym! :)
Jestem w szoku, że już mam już tyle wyświetleń. Podbudowujecie mnie na duchu, jak mało kto! :D
Rozdział dodaję dopiero teraz, bo przez ostatnie 4 dni nie było mnie w domu i nie miałam dostępu do tekstu na komputerze. Dodaję tak jak obiecywałam. Rozdział jest nieznacznie dłuższy. Mam nadzieję, że się wam spodoba. Jak macie jakieś pomysły co do książki, bohaterów itd. piszcie w komentarzach, a na pewno wezmę je pod uwagę.
Na koniec pozdrawiam was jeszcze raz i ściskam mocno! /AnGie
CZYTASZ
Inna niż wszyscy...
Science FictionKażdy z nas ma swoje myśli... Każdy z nas ma swoje zdanie... Każdy z nas boi się reakcji otoczenia na nas samych... Jedni bardziej, drudzy mniej... W życiu każdego przychodzi taki czas, że zastanawiamy się nad sensem życia. Kim jesteśmy? Dokąd zmier...