Rozdział 8

93 7 0
                                    

Witam serdecznie wszystkich czytających. Postanowiłam rzadziej dodawać rozdziały, ale za to o wiele dłuższe. Na początek powiem tylko, że na razie Brian pójdzie w zapomnienie, ale to nie było jego ostatnie słowo. Jeszcze nie raz zaskoczy. Za to pojawi się ktoś inny...

Zapraszam do czytania:





Rozdział 8 - NIE MOŻLIWE...

Wyszłam ze szpitala i z rodziną pojechałam do domu. Nic nie mówiąc poszłam do mojego pokoju, wzięłam głęboki oddech i położyłam się na łóżku. Zaczęłam myśleć nad tym co się stało, nad Brianem, nad dziwnymi rzeczami, które ostatnio dzieją się wokół mnie. Wzięłam kartkę i długopis. Pierwszą z brzegu szafki nocnej książkę z twardą okładką i zaczęłam pisać co dziwnego ostatnio wydarzyło się w moim życiu. Zaczęłam od początku, od nocy, w której księżyc nie wywoływał już u mnie tych dziwnych transów. Było to raptem kilka dni temu, a ja już tylu dziwnych rzecz doświadczyłam, że sama już nie wiedziałam co o tym sądzić.

Zapisałam na kartce:
Lewitująca czekolada w kształcie pandy."

Myślałam, co jeszcze dziwnego stało się w tamtym dniu. Doszłam do wniosku, że te światła nie były dość naturalne i one też powinny znaleźć się na liście.
Szybko zmieniające się światła na ulicy."

No i nie da się zapomnieć tego czarnego auta, które nade mną latało i zrobiło salto. Szybko wpisałam je na listę.
Latający, robiący salta w powietrzu samochód.

Potem była tylko ciemność w mojej pamięci, związana z pobytem w szpitalu i spaniem przez dwa dni. I następnym dziwnym wspomnieniem jest łazienka. Nie wiadomo skąd pojawiający się zapach kwiatów i mascara, która sama do mnie wróciła spod szafki i to w dodatku cała.
Kwiatowy zapach w łazience i magicznie naprawiony tusz do rzęs."

Chwila... Czy ja użyłam słowa... „Magicznie"?

Nie, to nie możliwe...
Przecież magia nie istnieje...
Przecież ja jestem zwykłym człowiekiem... Ja... Ja... Ja już sama nie wiem. Ale fakty mówią same za siebie. Jedno dziwne zdarzenie to szczęście, dwa to przypadek, ale trzy... Trzy to już za wiele. A co, jeśli to prawda? Co jeśli mam moc, o której nawet nie wiedziałam? Ale musiałam się upewnić. Wstałam z łóżka i przyniosłam z domu kilka kolorowych świeczek, każda inna, ale lepsze takie, niż żadne. Ułożyłam je w okrąg, a sama usiadłam w jego środku. Zamknęłam oczy i powiedziałam sama do siebie:

-Jeśli mam jakieś magiczne moce, to proszę, ukażcie mi się. - wyciągnęłam rękę w kierunku jednej ze świeczek, wciąż mając zamknięte oczy. Po czym cicho dodałam: - Światło... - Trwałam chwilę w bezruchu, a następnie wzięłam głęboki oddech i otworzyłam oczy.

Owszem, ukazało mi się światło, ale nie z jednej świeczki, a z całego okręgu. Płomienie były nienaturalnie wysokie, sięgały moich łokci, miały może po 20-30 cm. Wstałam szybko z miejsca, a płomienie razem ze mną podniosły się. Sięgały do moich ramion. Byłam przerażona, przecież to nie było możliwe, przecież nie ma czegoś takiego, jak super moce. A jeśli już, to dlaczego ja je dostałam? W tym właśnie momencie ogarnął mnie spokój, przestałam się martwić tym, że na środku mojego pokoju płonie ognisko, że jestem sama w domu i jakby wybuchł pożar, to nikt by mnie nie uratował, ja po prostu wiedziałam, ja czułam, że ten płomień jest częścią mnie.

Usłyszałam nagle dźwięk auta moich rodziców, wjeżdżającego na podjazd przed domem. Pewnie wrócili z zakupów. W jednej chwili zdałam sobie sprawę, że muszę jak na razie ukrywać moją moc. Powiedziałam po cichu – Wystarczy... - I nagle wszystkie płomienie zgasły. Byłam w kompletnym szoku. Wiedziałam niby, że to moja moc, ale że muszę nauczyć się ją kontrolować. Słysząc, że moi rodzice weszli już do domu, szybko schowałam wszystkie świeczki i położyłam się na łóżku. Wzięłam pierwszą lepszą książkę i udawałam, że czytam. Nagle do pokoju weszła moja mama, pytając, czy mam coś do prania i narzekając na panujący bałagan.

Wychodząc dała mi do myślenia. Faktycznie, na łóżku i fotelu walały się sterty ubrań, na podłodze parę par szpilek i klapki. Biurko zawalone książkami, a ja w samym środku tego bajzlu. Wstałam więc i miałam już zacząć sprzątać. - A może by tak... - spróbować użyć do tego magii. Dodałam w myślach. Co prawda, bałam się jej używać, gdyż kompletnie nie wiedziałam jak to robić i jak ją kontrolować. Wiedziałam, że muszę nauczyć się jej używać, a będę to robić poza domem.

Podeszłam do okna i zobaczyłam, że do domu obok nas ktoś się wprowadza. Widziałam dwójkę dorosłych ludzi, pewnie małżeństwo. A za nimi, z zaparkowanego na podjeździe auta wysiadał jakiś chłopak, pewnie ich syn. Był jednak odwrócony tyłem, więc nie wiedziałam, czy był chociaż przystojny. Zauważyłam, że miał pięknie przystrzyżone włosy, krótkie po bokach, a dłuższe na szczycie głowy, tak jak mi się podoba. Były w jasnobrązowym kolorze.

Odwrócił się, wyciągając z auta jakieś pudło. Wyglądał na porządnego, jeśli mogę to tak ująć. Ubrany był w biały podkoszulek uwydatniający jego idealnie wyrzeźbione mięśnie i szare krótkie spodenki. Wyglądał nieziemsko. 

Dopiero po chwili otrząsnęłam się z jego uroku. Stwierdziłam – No, przynajmniej przystojny... - i nagle usłyszałam odpowiedź mojej ukochanej i wrednej młodszej siostry.
- Jest mój! Już go zaklepałam! - krzyknęła i popatrzyła się na mnie oskarżycielsko. Ja odpowiedziałam jej podobnym zachowaniem. Nagle do pokoju weszła mama z kupką moich ubrań.
- Co to za kłótnie? Kto i kogo zaklepał? - zaczęła pytać, wkładając jednocześnie moją bieliznę do białej komody przy drzwiach.

- Faight spodobał się nasz nowy sąsiad! - zaczęła śpiewać. - Faight spodobał się nasz nowy sąsiad! - kontynuowała.
-Co!? Nie prawda! - Thalia doprowadzała mnie do szału, mówiąc te brednie. Zaczęłam więc wymownie wymachiwać rękami i mówiąc do mamy: - Mamo, powiedz jej coś! Czy ona zawsze musi się mieszać w moje życie? Aaaahh... - usiadłam na łóżku i wpatrywałam się zabójczym wzrokiem w siostrę. - Dajcie mi już spokój! Już, obie wynocha mi z mojego pokoju. - zaczęłam je grzecznie wypychać z mojego królestwa.

- No dobrze, choć Thalio, nie będziemy już przeszkadzać naszej nastolatce. - wyraźnie podkreśliła ostatnie słowo. Wzięła Thalię za rękę i wyciągnęła wręcz z mojego pokoju.

Wreszcie miałam chwilę dla siebie. Naszła mnie ochota na zrobienie czegoś twórczego. Otworzyłam szeroko okno, odsłaniając delikatne białe firanki i szare zasłony. Ubrałam stary fartuszek, by nie poplamić miętowej sukienki i związałam włosy w luźnego koka. Ustawiłam sztalugę przy oknie, wycisnęłam kilka kolorów akryli na paletę i zaczęłam malować. Nic konkretnego, jakieś wzorki i mazgaje. Odprężało mnie to. Nagle usłyszałam dochodzące z zewnątrz, przez otwarte okno zdanie:
- Widzę, że mam sąsiadkę – malarkę!





Mam nadzieję, że rozdział się spodoba. Bardzo proszę o gwiazdki i komentarze, jeśli to dla Was nie problem. :D

Rozdział poprawiłam właśnie pod względem graficznym. Dziwne, bo czasem tekst sam z siebie przeskakuje na drugą linijkę.

Inna niż wszyscy...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz