Rozdział 16 - MÓJ BIEDNY SALON
- No dobra, raz kozi śmierć... - odparłam po chwili namysłu. - Poznałam kogoś! - Raven mało nie wypluła zawartości swojej buzi na mnie i pewnie wszystko dookoła.
- Ty!? No nie wierzę! Kim on jest? Znam go? Przystojny? - i zaczęło się...
- Tak, ja Faightlin Queen poznałam kogoś! Nie znasz go, ale poznasz, obiecuję. A co do wyglądu... - przeciągnęłam ostatnią literę i zatrzymałam się na chwilę, rozmyślając. - Jest okay. - dodałam po chwili, starając się ukryć moje podekscytowanie.
- Okay? O rany. W twoich ustach to brzmi niebezpiecznie.
- Jesteśmy tylko przyjaciółmi, jeśli chodzi o takie "niebezpieczeństwo". - zaznaczyłam ostatnie słowo i upiłam kolejny łyk kawy.
- Jak się poznaliście? - zadała pytanie, oczekując wyczerpującej odpowiedzi.
- Jest moim nowym sąsiadem. Mam okno na przeciwko jego pokoju.
- Chyba dzisiaj cię odwiedzę! - zaproponowała z bananem na ustach.
- Serdecznie zapraszam! Przy okazji... - ciągnęłam, bo nie byłam pewna, czy mogę jej powiedzieć o dręczącym mnie temacie.
- No wysłów się w końcu. Widzę, że coś cię dręczy. - odparła, widząc moją niepewność.
- Spotkajmy się wieczorem u mnie, to wszystko ci opowiem. Okay? To nie jest coś, co można powiedzieć od tak.
Widząc moją prośbę w oczach zgodziła się przytakując głową.
Rozmawiałyśmy jeszcze ponad godzinę. W końcu obie musiałyśmy się zbierać.
- Będę już lecieć. Muszę ogarnąć pokój, bo po przyjeździe wszystko wywaliłam z walizek i tak sobie nadal leży na środku. Mama wciąż mi o tym przypomina, a ma ją dziś odwiedzić koleżanka. - powiedziała Raven. Wydać było, że równie niechętnie, jak ja, nie chce wracać do domu.
- Ja też będę się zbierać. Mam jeszcze zakupy spożywcze zrobić. Spotykamy się wieczorem u mnie?
- Jasne. O 20? - zapytała.
- Mi pasuje. Do zobaczenia! - zamknęłyśmy się w szczelnym uścisku i ruszyłyśmy w przeciwne strony.
Niosąc torby z zakupami czytałam listę zakupów od mamy. Zastanawiałam się jak ja to wszystko uniosę. Z zamyśleń wyrwał mnie ból w głowie, spowodowany zderzeniem z czymś, co okazało się być głową. Potknęłam się i upadłam. Próbując szybko wstać, walnęłam głową jeszcze raz osobę, przez którą doszło do poprzedniego zderzenia. Wstałam i szybko otrząsnęłam się z szoku. Spoglądnęłam w kierunku człowieka, z którym zderzyłam się dwa razy.
- Chris? - zapytałam z niedowierzaniem, masując bolące miejsce na czole.
- Faight? - był zaskoczony. Było to widać, gdyż od razu schował za sobą jakąś reklamówkę z pudełkiem w środku.- Hej, też robisz zakupy? - zapytałam, jakbym nie wiedziała co ludzie robią w centrum handlowym. Genialne posunięcie. Po prostu genialne.
- Taa. Idę właśnie do spożywczego, a ty? - zapytał, jakby z nutką nadziei w głosie. Dziwne.
- Je też. - pokazałam mu karteczkę w dłoni. - Mama jak zwykle mnie wykorzystuje. - zaśmialiśmy się oboje. Może wspólne zakupy będą mniejszą udręką w szukaniu odpowiedniego mleka?
- Dobry pomysł.
Wspólnie ruszyliśmy w stronę marketu. Zostawiliśmy zakupy w szafkach przy wejściu. Wzięliśmy wspólny, duży wózek sklepowy i ruszyliśmy na podbój stoisk z jedzeniem.
- Dobra. Mleko, ser biały, szynka, banany, mleko w proszku, chleb, bułki... - zaczęłam wyliczać. - Jezu, ta lista się nie kończy! - powiedziałam z udawanym przerażeniem, na co zaczął się śmiać.
- Bierzmy się do dzieła, jeśli nie chcemy tu spędzić nocy. - ruszyliśmy.
Obeszliśmy cały sklep chyba pięć razy. Oczywiście humor dopisywał zarówno mi, jak i jemu. Po wielu problemach w szukaniu produktów w końcu dotarliśmy do kasy. Najpierw poszły moje zakupy, a potem jego. Wzięliśmy również rzeczy ze schowków i poszliśmy w kierunku przystanku autobusowego. Oczywiście Chris zaproponował, że weźmie część moich zakupów. Co prawda odkąd mam moc, ich niesienie nie było dla mnie problemem, ale nie chciałam się tak afiszować z mocą, więc zgodziłam się.
CZYTASZ
Inna niż wszyscy...
Science FictionKażdy z nas ma swoje myśli... Każdy z nas ma swoje zdanie... Każdy z nas boi się reakcji otoczenia na nas samych... Jedni bardziej, drudzy mniej... W życiu każdego przychodzi taki czas, że zastanawiamy się nad sensem życia. Kim jesteśmy? Dokąd zmier...