Rozdział 3 – CZARNE AUTO I PIERWSZE SPOJRZENIE
Odwróciłam się czym prędzej w stronę jezdni. W stronę, z której jechał rozpędzony czarny samochód z przyciemnianymi szybami z tyłu. Był jakieś 2 metry ode mnie. A przy jego naprawdę dużej prędkości, ze mnie powinna pozostać wielka plama krwi na drodze. Wiedziałam, że nie mam szansy ucieczki. Ale w tym momencie zdałam sobie sprawę, że wszystko jakby się zatrzymało.
Kobieta obok mnie, która opadała na jezdnię, zatrzymała się w powietrzu, jakby lewitowała. Dwójka małych dzieci stojących obok jadła lody. Jednemu z nich spływała spora kropla roztopionego przysmaku. Wyglądała tak, jakby za chwilę miała opaść, rozbryzgując się na białej koszuli chłopca. Ale to dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę, to nie świat się zatrzymał ale to ja potrafiłam to tak szybko przyswoić.
Pomyślałam więc, że gdyby auto się uniosło, to z pewnością przeżyłabym ja i wszyscy na drodze. Jak pomyślałam, tak się stało. Nagle czas zaczął jakby płynąć w normalnym tempie. Auto, które miało we mnie uderzyć uniosło się jakby za dotykiem magicznej różdżki. Wyglądało to mniej więcej tak, jakby z delikatnością i gracją tancerki baletowej zrobiło salto nade mną i innymi zebranymi, a następnie wylądowało po drugiej stronie tabunu ludzi, w swojej poprzedniej pozycji. Oczywiście, gdy tylko jego koła dotknęły asfaltu po najbliższej okolicy rozniósł się głośny dźwięk ostrego hamowania.
Wszyscy spacerowicze byli skuleni, lub leżeli na pasach. Ja natomiast dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że leżę na jezdni, a ktoś na mnie. Byłam wpatrzona w jego oczy. Jego oczy... One... One... Miały taki sam kolor, jak mój... Chłopak patrząc równie wnikliwie w moje oczy zapytał pięknym, niemal anielskim głosem:
-Wszystko w porządku? - siedziałam, nie mogąc nic powiedzieć.
-Tttak... - wydukałam z niedowierzaniem. - Dziękuję, za... - chwilę musiałam się zastanowić - uratowanie mi życia.
Otrząsnęłam się z piachu, który osadził się na moich spodniach i ujrzałam postać mojego „wybawcy". Okazał się nim przystojny, wysoki brunet, którego włosy były bardziej przystrzyżone na bokach, a na czubku głowy pozostała idealnie pasująca do kształtu jego twarzy czupryna. Ubrany był w niebieską koszulkę, której kolor nie miał szans w starciu z barwą jego oczu. Czarne jeansy, skórzaną kurtkę i w niewiarygodną boskość, której się nie da opisać.
Uśmiechnął się do mnie promiennie, ukazując najczystszą biel zębów, jaką kiedykolwiek widziałam. Pomógł mi wstać. Jego silna dłoń chwyciła moją – delikatną. Na całym ciele poczułam ciarki. Ale nie było to zwykłe uczucie, jak w przypadku nagłego kontaktu z zimnym powietrzem, ale takie, które przeszły całe moje ciało. Zaczęły się w miejscu jego dotyku, w chwili jego zetknięcia ze mną. Co dziwniejsze skończyły się w sercu.
Dopiero po chwili oboje niechętnie spuszczając z siebie wzrok spostrzegliśmy, że wszyscy rozglądają się po sobie, szukając odpowiedzialnego za cudowne uratowanie niewinnych przed katastrofą. Kierowca, który omal nie spowodował fatalnego w skutkach wypadku wyszedł z auta całkowicie zmieszany. Sam nie wiedział co ma robić. Rozglądał się po ludziach, a oni przyglądali się jemu z jednoczesnym niedowierzaniem i agresją w jego kierunku. W tym momencie chciałam zobaczyć jeszcze raz twarz mojego bohatera. On jednak na pomysł z obserwacją wpadł pierwszy.
Gdy się do niego odwróciłam, on patrzył na mnie tym swoim uwodzicielskim, choć całkiem niewinnym wzrokiem. Gdy nasze spojrzenia się spotkały poczułam w środku jakieś ciepło, jakbym właśnie się dowiedziała, że dostałam się do wymarzonej szkoły, jakbym wygrała milion na loterii. Dopiero po kilku sekundach intensywnego tonięcia w swoich oczach otrząsnęliśmy się z tego stanu.
-Może zejdziemy z ulicy, by nie narażać się na kolejne niebezpieczeństwa? - zaproponował, a ja właśnie zdałam sobie sprawę, że to jego głos krzyczał „Uważaj!!!". Przytaknęłam jedynie, nie mogąc wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Zeszliśmy z przejścia. W głowie ciągle miałam jego posturę. Nagle usłyszałam dwa magiczne słowa dochodzące z jego ponętnych, delikatnie różowych ust:
-Jestem Brian. - po tym zdaniu cały mój umysł przepełnił się jego imieniem. Myślałam tylko Brian... Brian... Brian...
Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że nic nie robię, tylko wpatruję się namiętnie w jego oczy. Mogłabym to robić godzinami, dniami, miesiącami...
-Wiesz, w takiej chwili ludzie zazwyczaj odpowiadają: Cześć, jestem... I tu podają swoje imię. - zażartował, z niezwykle pięknym uśmiechem na twarzy. Ten obłędny wyraz twarzy utrzymywał się ciągle ja jego obliczu.
Hej, mam nadzieję, że podobają się wam moje bazgroły :)
Jeśli tak, to proszę o gwiazdki, ale i komentarzami nie pogardzę. Zmotywuje mnie to do pisania kolejnych części. Myślę, że będę je dodawała co 2-3 dni, w zależności od czasu. Od razu uprzedzam, że jutro (w środę) dodam kolejny rozdział, ale następny prawdopodobnie dopiero w poniedziałek. :D
Pozdrawiam serdecznie wszystkich czytających :)
CZYTASZ
Inna niż wszyscy...
Ficção CientíficaKażdy z nas ma swoje myśli... Każdy z nas ma swoje zdanie... Każdy z nas boi się reakcji otoczenia na nas samych... Jedni bardziej, drudzy mniej... W życiu każdego przychodzi taki czas, że zastanawiamy się nad sensem życia. Kim jesteśmy? Dokąd zmier...