II.XIX

259 17 18
                                    

— Georgie, no proszę. — powiedział błagalnym głosem. Już od jakiegoś czasu przekonuje bruneta, aby zjawił się jutro na dzień dziękczynienia. Ten jednak się upierał, że będzie przeszkadzał i jego rodzina na pewno nie będzie chciała jego towarzystwa.

— Clay, co jak ktoś nie będzie mnie tam chciał? Nie chcę się wpraszać. To święto spędza się z rodziną i bliskimi. — odpowiedział, udając się dalej w stronę parkingu, gdzie pozostawił swoje auto.

— Dla mnie, jesteś częścią naszej rodziny, a tym bardziej bliską mi osobą. Moja mama na pewno nie będzie miała nic przeciwko. — wytłumaczył, zatrzymując na chwilę mężczyznę, aby ten spojrzał w jego oczy. Musiał przyznać, że słowa młodszego były bardzo miłe, ale dalej nie uważał, że był to dobry pomysł — Mamo! — usłyszał, jak woła swoją rodzicielkę, momentalnie spalił buraka.

— Witaj George. — przywitała się, co ten również uczynił.

— Czy to prawda, że nie będziemy mieli nic przeciwko, jeśli George zjawi się jutro na obiedzie? — zapytał jej, na co od razu rozpromieniała.

— Na prawdę jutro przyjdziesz?! — zapytała zaskoczona. Brunetowi nie pozostało nic innego niż tylko pokiwać głową — Cudownie, cieszę się. — odpowiedziała i przytuliła go, co odwzajemnił i gdy ta odeszła, pożegnał się z nią.

— Musiałeś? Było mi tak wstyd. — skarcił młodszego, na co ten tylko zachichotał. Niższy rozgląda się, czy są razem i momentalnie przyciągając go za koszulę, całuje jego soczyste usta. Odkleja się od niego z uśmiechem na ustach — Widzimy się jutro. — powiedział w formie pożegnania i zostawiając oszołomionego blondyna, odchodzi do swojego samochodu.

***

George leżąc nad ranem w łóżku, patrzył się w sufit i nie mógł oswoić się ze wspomnieniami z wczorajszego pocałunku. To, jaką czuł delikatność w ustach blondyna, coś przez co nie chciał kończyć pieszczoty. Nie mógł uwierzyć, że to stało się dokładnie wczoraj. Na prawdę nie liczył na związek z Clay'em, sam nawet nie wiedział co nim wczoraj kierowało, że go pocałował. Jednak najbardziej zaskakującą rzeczą chyba było to, jak chłopak bez zastanowienia zaczął odwzajemniać czyn.

Przez jego głowę przeszedł huragan myśli. Ze swojej sypialni wyszedł dopiero po jedenastej i zszedł od razu na dół, aby zrobić sobie kawę oraz coś do jedzenia. Kiedy siedział już na kanapie w salonie i kończył swoje śniadanie, zadzwonił do niego telefon. Była to Rose, która była wtajemniczona w całą tą imprezę w stajni. Brunet odbiera połączenie i przykłada urządzenie do ucha.

— George. Ja naprawdę rozumiem, że dzisiaj jest święto, ale wiem również, że musiało się coś odjebać. Więc, jeśli nie otworzysz mi zaraz drzwi, wjadę i ci do domu samochodem. — powiedziała prawie na jednym wdechu, z czego brunet zrozumiał tylko, że musi iść otworzyć drzwi.

— Następnym razem nie zapomnij o oddychaniu. — skomentował tylko, wstając z mebla. W słuchawce panowała cisza, mężczyzna nie wiedział czego ma się po niej spodziewać. Otwiera drzwi, a sekundę po tym do domu prawie wpada Rose. Nauczyciel odskoczył momentalnie, wpatrując się w nią z rozszerzonymi oczami w zaskoczeniu. Zauważa, jak ta poprawia swój ubiór oraz swoją fryzurę i jakby nigdy nic, zamknęła za sobą drzwi.

— Słuchaj, mam lody, jakby coś się odpierdoliło. Twoją ulubioną czekoladę, oreo i kupionego starbucksa w szklanych butelkach, bo nie wiem co lubisz. — powiedziała na powitaniu, wyciągając z torby dwie nieduże, szklane butelki ze wspomnianą kawą.

— Wow, aż nie wiem co powiedzieć.

— Nie musisz, po prostu chodźmy do salonu i zacznij opowiadać. — odpowiedziała, na co ten uśmiechnął się i skierował się w stronę salonu, gdzie na telewizorze był włączony animowany film spiderman'a. Kobieta spojrzała przymrużonymi oczami na urządzenie.

The Only One Who Understood Me  | Dnf |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz