I.VI

254 24 27
                                    

Pomimo tego, że George jeszcze nigdy nie siedział na koniu, uważał, że jest to bardzo relaksująca rzeczy. Nawet, jeśli przejażdżka rozpoczęła się dość ciężkimi tematami, po jakimś czasie panowała na prawdę spokojna atmosfera, a na jego ustach widniał uśmiech. Clay pomógł mu odpocząć od drażniących go tematów.

— Ten dzień był strasznie pracowity... — wzdycha i przymyka swoje oczy, zaraz to opierając się o tors młodszego. Piegus uśmiecha się na ten czyn pod nosem, kątem oka, przyglądając się brunetowi. Wyglądał tak czarująco.

— Mhmm. — odmruknął skupiony już na drodze do stajni, nie wiedząc jak inaczej mógłby odpowiedzieć. Tym czasem opierający się o niego mężczyzna mógł tylko wsłuchiwać się w grające świerszcze w trawie. Robiło się powoli ciemno, z czym szło ochłodzenie się temperatury. George nie lubił jesiennych, czy zimowych wieczorów. Zwłaszcza, że mieszka w mieście, gdzie może być po minus piętnaście stopni. Korzystał z chwili i ciepła, które biło od chłopaka.

— Jak możesz nie czuć zmęczenia? — mamrocze zdezorientowany, ziewając od razu po swojej wypowiedzi. Czuł się, jakby mógł zasnąć w takiej pozycji w jakiej się teraz znajdował.

— Kwestia przyzwyczajenia. To już wpadło w moją rutynę. — odpowiada ze spokojem w głosie.

— Zaraz na tobie zasnę, jesteś taki ciepły... — przyznaje z wkraczającym uśmieszkiem na usta, kiedy lekko się poprawiał. Drugi za to poczuł rumieniec na jego polikach, lecz jak szybko się pojawił, tak piegus go zignorował.

— Czym jesteś?

— Przyjechałem autobusem. — odparł, coraz bardziej odpływając na barku wyższego. To mogłoby być jego nowym łóżkiem

— Zaraz będziemy w stajni. Zaniosę tylko Montane na pole, nasypie im kolacje i zawiozę cię do domu. Chyba, że poczekasz na mnie w samochodzie. — zaproponował. Nie czułby się dobrze z tym, gdyby George miał sam iść do domu, kiedy po drodze mogłoby mu się coś stać. To w końcu kawał drogi, w mieszkaniu byłby po jakichś dwóch godzinach.

— Nie, może się na coś przydam. — zaśmiał się cicho pod nosem, co również uczynił blondyn.

— Dzisiaj już wystarczająco dużo mi pomogłeś Georgie. — odpowiada, przenosząc swoją jedną dłoń na talię mężczyzny oraz całuje go w czoło. Na odpowiedź drugi był w stanie tylko odmruknąć ze słyszalną nutką przyjemności.

- Proszę, nie ściągaj już nigdy swoich dłoni z mojego ciała~

***

Tak, jak zaplanował wcześniej blondyn, odprowadził swojego konia na pastwisko i w dość szybkim czasie do każdego żłobu nasypał paszy. Za ten czas brunet, który swoją drogą wyglądał jak żywe zwłoki, stał pod jedną ze ścianek, czekając aż Clay będzie gotowy, aby iść w stronę jego samochodu. Nagle czuje, jak jego powieki robią się strasznie ciężkie i nie mogąc już tego powstrzymać, zamyka oczy i czuje jak leci na jeden z boków.

— Matko, George. — wymamrotał, szybko reagując i w odpowiednim momencie złapał bruneta w swoje ramiona. Zmartwiony spogląda na jego mimikę, lecz kiedy zauważa, że ten najzwyczajniej zasnął, uśmiechnął się z troską.

- Wygląda tak uroczo kiedy śpi...

Z rozmarzonym wzrokiem, wpatruje się jeszcze przez chwile w jego twarz. Momentalnie, dotarło do niego to, o czym sobie pomyślał i wrócił do rzeczywistości. Nie ważne co by się działo, George jest jego nauczycielem i będzie do końca tego roku szkolnego. Nie mógł sobie wyobrazić, jaką kare mógłby dostać za romans z nauczycielem. Nie pomijając również jego mamy, która z pewnością dałaby mu szlaban na wszystkie rzeczy, które przyjdą jej na myśl. Wymazując sobie wizerunek jego i Pana Davidson'a w związku, potrząsa lekko głową, aby wrócić do zdrowych myśli.

The Only One Who Understood Me  | Dnf |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz