Prolog

867 27 3
                                    

- Za najlepsze wakacje w życiu!

Jeszcze zanim gorzki smak alkoholu spłynął po moim gardle, do nosa dotarł jego odór. Twarz wykrzywiła mi się w grymasie obrzydzenia, a w oczach pojawiły się łzy, gdy zaraz po jego przełknięciu wgryzłam się w kawałek cytryny. 

Przez kuchnię stale przechodziły osoby, które z jednej części domu starały się dostać do drugiej, tworząc przy tym sztuczny tłum. Tylko kilka z nich – ci najwytrwalsi – zatrzymywali się przy blacie, który tej nocy stanowił coś w rodzaju barku. 

Dwudziesty czerwca był dniem, który każdy uczeń New Jersey High School celebrował jako ostatni dzień szkoły. Mało kto decydował się na pojawienie się w placówce szkolnej po weekendzie tylko po to, aby przesiedzieć w ławce i rozwiązywać ostatnie zadania lub słuchać formułek o bezpiecznym spędzeniu wakacji. Zupełnie jakby dyrektor nie mógł zaplanować zakończenie roku właśnie te kilka dni wcześniej.

- Chyba nigdy nie przywyknę do smaku tequili - odezwała się stojąca koło mnie przyjaciółka.

Jej drobna dłoń zaciskała się na moim ramieniu, a w jej oczach, tak samo jak w moich, pojawiły się pierwsze zalążki łez. 

Spojrzałyśmy na siebie i obie wybuchłyśmy śmiechem.

- Pel nie przesadzaaaj! - Pijacki bełkot Ashtona rozbrzmiał zaraz po tym, jak obie odłożyłyśmy kieliszki. - Bierz przykład z Nory.

- Jak to było? Ucz się od mistrza? - zapytałam.

Otarłam usta i obróciłam się, żeby wskoczyć na blat zaraz obok porozstawianych napojów. Pelagia przysunęła się do mnie i oparła łokciami o moje kolana. 

Było jak zwykle. Bez przerwy byłyśmy blisko. Byłyśmy nierozłączne i rzadko kiedy można było spotkać nas osobno. 

- Drodzy państwo! Zapraszamy na degustację! - krzyknął ponownie chłopak.

Ashton za cel honoru wziął sobie przetestowanie wszystkich rodzajów drinków, jakie znalazł na popularnych internetowych stronach. Na jego nieszczęście większość wyszła tak mocna, że połowa gości odpadła z imprezy zaledwie dwie godziny po jej rozpoczęciu.

Obracał w dłoniach kolorowe butelki z trunkami, które kolejno rozlewał do kieliszków i szklanek tworząc przy tym pięknie wyglądające napoje. 

- Zaklepuje zielony - odezwała się Lizzy.

Poznałam ją niedawno, z resztą jak większość osób przewijających się w domu. Choć impreza skierowana była typowo do uczniów naszej szkoły Garret Landford, czyli właściciel domu i gospodarz całej imprezy, słynął z zasady głoszącej, że oprócz alkoholu mile widziane będzie przyprowadzenie chociaż jednej osoby towarzyszącej.

Lizzy, ta urocza rudowłosa dziewczyna, okazała się wyjątkowo otwartą osobą, z którą po zaledwie kilkudziesięciu minutach rozmowy obgadałam każdy możliwy temat.

Kolejne osoby pojawiające się wśród nas kolejno składały swoje zamówienia i przechylały kieliszki wlewając w siebie kolejne mililitry alkoholu. Głośna muzyka w towarzystwie śmiechów i głośnych rozmów tworzyła idealny klimat rozpoczęcia wakacji. 

- No cześć dziewczyny. Tak się spodziewałem, że to tutaj was znajdę. - Nathaniel zupełnie znikąd pojawił się koło nas i objął Pelagie w pasie lekko odciągając ją ode mnie.

Nigdy nie lubiłam chłopaków przyjaciółki, bo miała najprawdopodobniej najgorszy gust w całych Stanach. Większości z nich nie nazwałabym nawet jej prawowitymi chłopakami, bo spotykali się z nią najdłużej miesiąc, ale Pel bardzo szybko wpadała w tak zwane sidła miłości. 

No more hopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz