Nora
Czas mijał wyjątkowo wolno.
Choć mogłabym pokusić się o stwierdzenie, że sprawiał jedynie takie pozory.
W jednej chwili wpatrywałam się w kalendarz z zaznaczoną czerwonym kółkiem datą, co chwilę zerkając na zegar ścienny. Krótka wskazówka wydawała się stać w miejscu. Tylko irytujący dźwięk, który wydawała z siebie okrągła tarcza sugerował mi, że Ziemia wcale się nie zatrzymała, a minuty dalej upływają.
W drugiej chwili siedziałam na niewygodnym krześle w jasnym korytarzu. Tym samym, w którym zaledwie miesiące temu wpadłam na brązowowłosego chłopaka. Mogłoby wydawać się, że upłynęła cała wieczność.
Jedna z lamp na suficie mrygała, co potęgowało nie tylko mój stres, ale także zirytowanie. Dłonie pociły mi się od stałego pocierania ich. Zdążyłam dwa razy wypstrykać każdą kostkę w palcach, a za każdym kolejnym wyczuwałam upominające spojrzenie mamy. Nie lubiła, gdy to robiłam.
Chciałam do domu.
Drzwi, których widoku unikałam od początku mojego pobytu w tym miejscu otworzyły się. Nie dopuszczałam do siebie dźwięków otoczenia, ale gwałtowne uniesienie kobiety siedzącej obok wystarczyło, abym zorientowała się w sytuacji.
- Evander? - głos lekarza dotarł do mnie z oddali. - Zapraszam panie.
Wzięłam głęboki wdech. Powietrze z płuc wypuściłam dopiero, gdy zajęłam miejsce na kolejnym, tym razem dużo wygodniejszym krześle.
Spotkałam wzrok lekarza. Z jego oczu nie dało się nic wyczytać.
Szelest kartek. Właśnie na tym skupiłam całą uwagę. Zupełnie jakbym straciła umiejętność koncentrowania jej na więcej niż jednej rzeczy.
Doktor skrupulatnie przeglądał każdy zapisek. Wreszcie odchrząknął. Dłoń mamy zacisnęła się na mojej.
- Przejdę do rzeczy.
- Tak. Tak chyba będzie najlepiej - powiedziała kobieta obok mnie.
- Nie mam dobrych informacji.
Nie spuszczałam z niego wzroku.
Nie poczułam nic. W zasadzie byłam gotowa na najgorsze. Mógłby powiedzieć mi od razu, że umieram, a wyraz mojej twarzy tak samo nie uległby zmianie.
- Zauważyliśmy duży przyrost nacieków narządowych. Jest to zły znak, ale od razu pragnę uczulić, że wielokrotnie radziliśmy sobie i z takimi przypadkami.
Żadna z nas nie odważyła się odezwać. Czekałyśmy na dalszą diagnozę.
- Jak wspominałem: nowotworowe choroby hematologiczne charakteryzują się tym, że nie mają fazy ograniczonej. Czyli nie ma tutaj możliwości leczenia chirurgicznego. Nie możemy od tak – lekarz pstryknął palcami - wyciąć guza. O ile na początku zmagaliśmy się z charakterem ogólnym choroby, tak teraz pojawiło się wiele w różnych miejscach, poza naczyniami krwionośnymi.
Krótka przerwa w wypowiedzi uderzała niczym grom.
- W takim razie, co możemy zrobić? - Głos mamy był zduszony.
- Jeśli naciek uciska inne struktury, naszym zadaniem będzie wprowadzenie chemioterapii i radioterapii. Przygotowałem dla Pani rozpiski, które bardziej przystępnie zobrazują całokształt problemu.
Kobieta przyjęła podany jej papier. Zacisnęła na nim palce przez co od razu pojawiły się drobne zagniecenia.
- Wiadomo, wiąże się to z wieloma następstwami, jednak oczywiście zalecam zdecydowanie się właśnie na taką formę.
CZYTASZ
No more hope
RomanceŻycie siedemnastoletniej Nory Evander traci barwy, gdy ta dowiaduje się o swojej chorobie. Na rzecz leczenia musi zrezygnować z dawnego stylu życia, przez co nie może odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Do tego dochodzi utrata przyjaciółki i proble...