5. Pokaż mi swój spokój

338 14 0
                                    

Nora

Pierwszy oddech świeżym powietrzem okazał się dla mnie wybawieniem. Zaczęłam zastanawiać się jakim cudem nie udusiłam się przebywając w środku. Chłodny wiatr owiał moją twarz. Dziękowałam sobie za ubranie bluzy, bo temperatura z całą pewnością o tej porze nie byłaby odpowiednia na top, który chciała mi wcisnąć Pel.

Zwolniłam trochę pozwalając, aby to chłopak szedł przodem. Nie miałam pojęcia, który samochód należy do niego, dlatego to jemu zostawiłam prowadzenie. Szliśmy w ciszy, a wzrok chłopaka zamiast na drodze utkwiony był w telefonie. Jeszcze chwila a zaczęłabym posądzać go o uzależnienie.

- Musiałeś zaparkować tak daleko? - odezwałam się, gdy zdążyliśmy oprócz parkingu minąć kilka uliczek, i gdy wszystkie samochody zniknęły mi z oczu.

- Przyszedłem pieszo - powiedział.

Był zupełnie poważny. Zatrzymałam się i wpatrywałam w jego plecy, gdy ten szedł dalej. Wreszcie, zapewne nie słysząc moich kroków, obrócił się w moja stronę.

- Przyszedłeś pieszo? I nie raczyłeś mi o tym powiedzieć, kiedy proponowałeś mi  p o d w ó z k ę?! - Nie wiedziałam, czy bliżej było mi do płaczu, czy raczej wybuchnięcia śmiechem, bo cała ta sytuacja wydała mi się komiczna.

- A zgodziłabyś się?

- Nie!? - odparłam kpiąco. - Jasne, że nie!

Chłopak uśmiechnął się. Wśród ciszy, wokół, której się znajdowaliśmy jego głos wydawał się taki donośny i głęboki. I musiałam przyznać, że tego głosu mogłabym słuchać częściej.

- Więc widzisz. - Wzruszył ramionami.

- Powinnam się bać? - zapytałam. - Wpadasz na mnie już trzeci raz, a teraz dodatkowo wyprowadzasz mnie z dala od ludzi.

- Za pierwszym razem to ty na mnie wpadłaś - przypomniał. - Poza tym, czułabyś się pewniej gdybym  w y w o z i ł cię z dala od ludzi?

Spojrzał na mnie i zwolnił, aby zrównać ze mną krok. Wywróciłam oczami na jego komentarz, jego drugą część postanowiłam zostawić bez odpowiedzi.

- Nie wpadłabym na ciebie, gdybym wiedziała, że nagle będziemy robić to częściej.

Było to dalekie od prawdy, ale nie mogłam przecież powiedzieć, że w zasadzie od kilku dni myślałam tylko o naszym spotkaniu w szpitalu. Podświadomie cieszyłam się z tego, że znowu się widzimy.

Chłopak pokręcił głową.

- Dawaj, jesteśmy już blisko.

Cieszyłam się, że Aslan szedł nie patrząc na mnie, bo wyraz w jakim wykrzywiła się moja twarz musiał być komiczny. Byłam zdziwiona, tak po prostu. Nie wiedziałam, dokąd mnie prowadził.

- Czy ty jesteś poważny? Zmęczyłam się - narzekałam, a chłopak zaczął się ze mnie śmiać.

Rozglądając się po okolicy nie widziałam nic konkretnego. Ot kilka domów szeregowych i wolno zasadzonych drzewek. Nie poznawałam tej okolicy i absolutnie nie miałam pojęcia, gdzie się znajdujemy. Musiałam polegać wyłącznie na nim.

- Popracuj nad kondycją. Dawaj, już blisko.

- Możesz mnie nieść, skoro jak widać ty ze swoją kondycją nie masz żadnego problemu - rzuciłam sarkastycznie.

Aslan najwyraźniej wziął moje słowa do serca, bo po chwili podszedł do mnie i nachylił się łapiąc mnie pod kolanami.

- Żartowałam! - krzyknęłam.

No more hopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz