23. Znajdę kwiaty w deszczu.

274 9 1
                                    

Nora

- Dlaczego musi być tak cholernie lodowato?

Czułam, jak cała drżę z zimna nawet mając na sobie bluzę Aslana. Opatuliłam się nią mocno, ale nadal odnosiłam wrażenie, jakby wystarczyła mi jedynie chwila do całkowitego zamarznięcia.

Wyjście z gorących term prosto na chłód wieczora było najgorszym pomysłem na jaki można było wpaść.

- Następnym razem nie wyjdziesz z domu bez czapki i rękawiczek.

- Bardzo śmieszne. - Przewróciłam oczami, na co chłopak parsknął śmiechem.

Jednocześnie zbliżył się do mnie i ramieniem przysunął do siebie.

- Możesz mi powiedzieć - mówiłam powoli, stale się trzęsąc - gdzie tak właściwie idziemy? Czy to nie ja miałam robić niespodziankę tobie?

- Chcę się odwdzięczyć.

Nie zdążyłam mu odpowiedzieć, bo ten nagle nas zatrzymał. Zamarłam widząc baner miejsca, pod którym staliśmy. Chłopak także patrzył w to samo miejsce, tylko że w przeciwieństwie do mnie, uśmiechał się dumnie. Dokładnie tak, jakby pomysł, na który wpadł był prawdziwym olśnieniem.

- Moja niespodzianka była lepsza. Wracamy - powiedziałam i byłam gotowa się odwrócić, ale Aslan mocno przyciągnął mnie do swojego boku.

- Nie ma opcji. Wchodzimy. Nie pozwolę na to, żebyś zamarzła na darmo.

Jęknęłam przeciągle.

- Studio tatuażu, Aslan? Poważnie?

Starałam się patrzeć na niego z powagą, ale w duchu wiedziałam, że musze wyglądać komicznie stojąc koło niego. Czułam się jak krasnal, gdy ten górował nade mną. W dodatku byłam opatulona w kilka warstw. To wszystko w połączeniu z moją naburmuszoną miną musiało wyglądać po prostu śmiesznie.

- Właśnie tak - odparł.

- Nie sądzisz, że to trochę głupie? I banalne?

- Banalne może być kupienie magnesu. Nie powiesz mi, że choć raz w życiu nie chciałaś zrobić sobie tatuażu.

- Może i bym chciała, gdybym tylko nie bała się igieł.

Spojrzał na mnie z kpiną w oczach wiedząc, że przez co najmniej rok mój kontakt z igłami był mi bliższy niż z ojcem przez wszystkie lata dzieciństwa.

Domyślił się, że sama zorientowałam się o głupocie swojej wymówki.

A mój koniec nastąpił w momencie, gdy jego wzrok przesunął się od mojego prawego do lewego ucha. Doskonale wiedziałam, że zdobiło je łącznie pięć srebrnych błyskotek.

- Może jeszcze mi powiesz, że kolczyki to co innego?

- Wygrałeś - sarknęłam nie mając do dodania nic więcej.

- Nie było innej opcji.

Uśmiechnął się zadziornie i trzymając mnie przy sobie wszedł do pomieszczenia. Od razu zalała mnie fala ciepła, za którą była tak bardzo wdzięczna. 

Wnętrze było bardzo klimatyczne. Na czarnych ścianach wisiało mnóstwo obrazków z motywami księżyca i zwierząt. Wokół było naprawdę dużo zieleni. Znajdowaliśmy się przy czymś, co musiało stanowić recepcję. Na dużej ladzie leżały ulotki i jeden otwarty zeszyt ze szkicami. Swoją drogą naprawdę ładnymi. Niedaleko nas stał sporych rozmiarów parawan, który zapewne oddzielał nas od strefy z leżanką.

- Cześć! Świetnie, że już jesteście. - Kolejna, bardzo miła tego dnia pani podeszła do nas od razu, gdy przekroczyliśmy próg. - Andrew zaraz kończy, więc musicie dać nam jeszcze sekundkę.

No more hopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz