Nienawidził szkoły. Z całego serca, a nawet każdego, najmniejszego zakamarku swojego umysłu, nienawidził tego miejsca i wszystkich ludzi z którymi musiał się użerać. Nienawidził idiotów, codziennego bratania się z nimi, braku kompetencji nauczycieli a przede wszystkim tego jednego, konkretnego człowieka który uprzykrzał mu dzień samą swoją obecnością. Człowieka, który był sławny za coś, co nawet nie było od niego zależne. Człowieka do którego wyciągnął rękę a on odrzucił ją dla jakiegoś biednego, rudego, nic nie znaczącego kretyna, który sposobem myślenia nie zmienił się od pierwszej klasy. Jakie to było drażniące...
Czasem sam nie wiedział, czy nienawidził Pottera, czy tego, że wybrał przyjaźń z kimś innym. W sumie, to miał wrażenie, że nienawidził po prostu wszystkiego co było związane z Hogwartem.Ale to też nie tak, że lubił być w domu. Było to miejsce bogate, lecz zimne, pozbawione ciepła. Choć sam nie był pewien czy je w sobie posiadał, tam czuł się przytłoczony.
Gdy zaczynał się rok szkolny, był zły. Jednak kiedy się kończył, często chciało mu się płakać. Nie umiał zrozumieć, ani uspokoić swoich emocji, poczuć się bezpiecznie, bo tak naprawdę nie miał domu i do tego wiedział, że nikt go nie rozumie.
Zazdrościł swoim przyjaciołom, że oni tak nie mieli. Czuł, że był w tym samotny. Denerwował się nawet kiedy Pansy wspominała cokolwiek o rodzicach.
To było samolubne myślenie, ale co go to obchodzi? Po co ma myśleć inaczej.W tym roku było jeszcze gorzej. Miał zostać w Malfoy Manor, z rodzicami i chodzić na spotkania. Nudne, długie i dziwne spotkania. Spotkania z ludźmi którymi gardził prawie tak samo jak tymi ze szkoły. Tyle, że oni byli dorośli. Dorośli i bezwzględni, pozbawieni skrupułów, zdolni do czegokolwiek w imię jednego człowieka którego Draco nigdy nie miał okazji zobaczyć. Wiedział tylko jaki mają cel i w co wierzą i szczerze mówiąc, chciało mu się wymiotować. Nienawidził siedzieć z nimi przy jednym stole i chyba to była ta cecha, która odróżniała go od ojca. Nie był posłusznym pionkiem który dąży na ślepo za jedną, głupią ideą. Spotkania miały trwać następny tydzień, potem miał wrócić do Hogwartu. Chyba, że ( cytując Lucjusza ) wydarzy się coś, przez co chłopak będzie mógł zawitać w murach szkoły szybciej. Blondyn nie wiedział co takiego miał na myśli jego tata i nie chciał pytać.
Pansy i Blaise pewnie się martwili. W końcu byli dla Draco takim kultem uwielbienia, jak ci wszyscy ludzie dla Sami-wiecie-kogo. Czasem myślał, czy mógłby być jak on. Ale potem przypominał sobie, że nie jest aż tak chory.
Obecnie te rozważania nie miały właściwie znaczenia. Siedział w ogromnej, ciemnej sali, przy ogromnym drewnianym stole, z ogromnym, przysłoniętym czarną zasłoną oknem na przeciwko i ogromnie sie nudził. Znał wielu ludzi którzy tam byli. To dwie osoby z ministerstwa, kilkoro rodziców ludzi z jego rocznika, ojciec, ciotka...
Jak widać jedna idea może pochłonąć całkiem dużo osób. Draco miał na końcu języka "sekta", ale dusił to słowo w sobie. Te konkretne spotkanie nie było pierwsze. Znał dokładnie jego przebieg, przynajmniej tak mu się wydawało. Czarny garnitur opinał jego ciało, paznokcie odbijały rytmicznie o wcześniej wspomniany stół, a niemal srebrne oczy podążały znudzone po sali. Ilustrowały każdego z dokładnością i osądem godnym sędziego na rozprawie. W pewnym momencie zaczął myśleć nawet, że to nie do końca zdrowe. Czuł wyższość nawet w towarzystwie dorosłych, niebezpiecznych morderców. Czy to normalne..?Dziś siedzieli w ciszy. Blondyn nie wiedział właściwie na co czekali, ale nie obchodziło go to zbyt mocno. Było dziwnie, inaczej. Wszyscy uczestnicy wydarzenia wydawali się spięci. Stukanie paznokci Draco przerwało odsunięcie krzeseł. Ich mosiężne nogi otarły mocno o podłogę, wydając przeprzyjemny dźwięk. Wszyscy wstali, poważni, zestresowani. Jedynie przez dzikie oczy jego ciotki przeszedł blask podniecania, jakby wyczekiwała tego momentu długo. Zakłopotało go to. Poczuł lodowatą dłoń Lucjusza na swoim nadgarstku.
- Wstań, Draco. - Wysyczał cicho, karcąco.
Wyrwany ze swojego zamyślenia chłopak podniósł się natychmiast, nie wiedząc do końca po co miał to robić. Czy to na to czekali od półgodziny?
Potężne drzwi uchyliły się powoli. Ich skrzyp rozniósł się po całym pomieszczeniu, żyrandol nad ich głowami nieco zadrżał...
A potem go zobaczył. Bladego jak śmierć, w czarnej szacie, z wzrokiem węża... nie wzbudzał respektu, tylko strach. Gdyby Draco miał przeżyć pocałunek dementora, byłoby to z pewnością przyjemniejsze uczucie niż widzenie prawdziwego czarnego Pana, tak blisko siebie.Spiął się, ręce zacisnął. Przez moment nie wierzył, że to na prawdę on. Nagle stał się jakiś zagubiony...
Voldemort zbliżył się do stołu. Jego długie, smukłe, blade palce przejechały po ramieniu Bellatrix. Dlaczego była taka szczęśliwa..?
Usiadł. Wszyscy pozostali także. Jedynie Draco nie potrafił ugiąć pod sobą kolan, czuł jak coś dziwnego staje mu w gardle i nie może tego z siebie wyrzucić. On był straszny, okropny... obrzydliwy. Jedynie pociągnięcie Lucjusza sprawiło, że chłopak był w stanie usadowić się z powrotem na swoim miejscu.- Dobrze was wszystkich widzieć... Doceniam waszą wierność... - Wychrypiał przez cienkie, spierzchnięte usta.
Słysząc jego głos Malfoy prawie zakrztusił się powietrzem. Co to ma być, do cholery..? Ku jego zdziwieniu nikt nie powitał go w tak samym szoku, w jakim był teraz on.
Byli szczęśliwi. Pomieszczenie wypełnił lekki gwar a on nie rozumiał...- Już, wystarczy. - Przerwał im Czarny Pan. - Są tu obecne same znajome twarze... widzę tylko jedną nową osobę przy tym stole...Draco?
Przeszły go ciarki. Miał się odezwać? To działo się tak szybko, Boże, nawet nie wiedział jak ma zareagować... był przerażony, obrzydzony..? Milczał, wpatrując się w niego jakby patrzył na istną śmierć, zaciskał pięści pod stołem, oddychał jakoś ciężej... dlaczego nie pomyślał, że ten dzień nadejdzie?
- Draco, podejdź do mnie...
Nie wstał. Nie mógł się ruszyć. Jeśli pójdzie, przewróci się, uderzy głową w posadzkę i nie będzie w stanie się podnieść...
- Dracon. - Warknął jego ojciec.
To było jak kubeł zimnej wody. Poderwał się z krzesła, chwiejnie, jakby miał stracić przytomność.
Jego wolne kroki odbijały się echem po sali. Dotarł do niego, ale stanął dalej. Nie mógł podejść bliżej niż na dwa metry, czuł jakby między nimi była jakaś magiczna bariera której nie potrafił złamać. To aż zabawne, jak jego podejście zmieniło się tak nagle, gdy tylko go zobaczył...- Oh Draco... tak się cieszę, że z nami dziś tu jesteś... czekaliśmy na ciebie... - Dłoń Voldemorta wylądowała na jego ramieniu. - Jesteś już na tyle dorosły, by dołączyć do nas przy tym stole... twoi rodzice są tacy dumni...
Przeszły go ciarki. Jego wzrok natychmiast spoczął na mężczyźnie o długich, jasnych włosach i jego żonie. Patrzyli na nich, lecz sam nie był w stanie powiedzieć czy rzeczywiście była to duma, czy lęk, jak w jego przypadku.
Nie odzywał się, nie wiedział nawet co miałby powiedzieć. Napięcie rozniosło się po jego ciele.- Dzisiaj staniesz się jednym z nas... Ale najpierw, powinieneś wiedzieć co się z tym wiąże. Mam dla ciebie... pewne zadanie.
Zadanie..? Jakie zadanie? Czego ta straszna postać od niego chce? Czy powinien przygotować się na ból?
- Jak wszyscy wiecie, wiele lat temu zostałem... unieszkodliwiony, na jakiś czas - Syknął. Nie przeszło mu przez gardło słowo "pokonany". - Ale teraz, odrodziłem się na nowo, by znów pokazać wszystkim niedowiarką i szlamą, kto jest najpotężniejszym czarodziejem w tym świecie...
Zaczęli wiwatować. Boże, jacy oni wszyscy są chorzy...
- Potrzebuje do tego tylko jednej, małej rzeczy... pomożesz mi, prawda,
Draco..?Jego lodowaty oddech otoczył ucho Malfoya. Był teraz strasznie blisko...
- Tak. - Odparł cicho chłopak.
Wyrwało mu się to samo, sam nie wiedział nawet jak ani kiedy, ale bardzo szybko zaczął żałować. Spojrzenie jego rodziców prędko zamieniło się w pełne dumy, a towarzystwo nagle było zachwycone. Nawet on się uśmiechnął, choć był to straszny i nieprzyjemny uśmiech.
- Wspaniale... - Wyszeptał. - A więc zabijesz go dla mnie. Zabijesz Pottera...
CZYTASZ
Killing task - DRARRY 18+
FanfictionZabicie twojego największego wroga nie wydaje się problemem. Oczywiście, jeśli nie jesteś w nim zabójczo zakochany. JEST TO FANFICION, ŻADNE POSTACIE NIE NALEŻĄ DO MNIE, OKŁADA TEŻ, DUŻO GEJOZY, BAW SIE DOBRZE I NIE PSUJ ZABAWY INNYM, DZIĘKI, DOWIDZ...