~ Harry ~

116 4 0
                                    

Coraz bardziej przyzwyczajał się do towarzystwa Dracona. Nie chodziło o to, że nagle magicznie go polubił... po prostu jego wizyty dawały mu jakiś... rodzaj rutyny. A rozmowy z nim wcale nie były takie złe, jak się mógł spodziewać.
Właściwie, wychodził ze skrzydła szpitalnego w przeciągu kilka następnych dni i miał cichą nadzieję, że ich pogawędki się przez to nie skończą.

Wszystko układało się w miarę dobrze, podejrzenia co do blondyna zaczęły nieco zanikać, a przynajmniej rozmywać się w falach innych myśli, które nawiedzały jego głowę gdy przesiadywał sam w dużej sali. Ciężej było w nocy.
Zdarzało się, że spał dobrze, bez budzenia się, koszmarów. Jednak czasem, jego sny dręczyły go mocniej niż świat rzeczywisty. Nie to, żeby tak nie było przez ostatnie kilka lat - jednak kiedy jesteś sam w tak dużym "pokoju" z przewlekłym bólem ręki ma to inny wydźwięk.

Ślizgon wyszedł jakiś czas temu, na zewnątrz zrobiło się ciemno, a duży pokój oświetlało lekko żółtawe światło. Było to wystarczająco by Harry poczuł nagłe, mocne zmęczenie. Zwykle wystarczyła odpowiednia atmosfera i chłopak odpływał. Był jedną z tych osób, które nie potrzebowały wiele aby zapaść w sen, paradoksalnie do tego jak oj zwykle przebiegał.

Przez ostatnią noc jednak nie było tragicznie, więc chłopak wyszedł z założenia, że tej także uda mu się spokojnie zażyć nieco odpoczynku...

Ułożył głowę na lekko zapadającej się pod nim poduszkę, kołdra grzała jego powracające do zdrowia ciało. było przyjemnie i powieki prędko zrobiły się ociężałe. Choć zwykle nastolatek przed snem o niczym nie myślał, tym razem jego świadomość podróżowała gdzieś między komnatami ogromnego pałacu, jego ciemnymi, spowitymi mrokiem korytarzami i dormitoriami uczniów, wśród których śpi teraz gdzieś pewien blondyn...

***********************************

Po dłuższym czasie coś przerwało pierwszą fazę snu nastolatka. Najpierw zmarszczył brwi, czując ze coś jest nie tak, dopiero po chwili usiadł, masując się po skroniach. Nie wiedział przez moment ci się dzieje, ale paraliżujący ból w jeszcze nieokreślonej części ciała prędko przejął kontrolę nad wszystkim innym.

Dopiero po kilku sekundach głośno syknął, dotykając blizny która paliła jak diabli. Więc to stąd to odrętwienie i ból. Czuł, jakby jego skóra pękała, lub rozdzierała się na dwie części. Był prawie pewien, że zaraz poczuje krew spływającą po jego zmarszczonym, zalanym potem czole, jednak nic takiego nie nastąpiło. Chłopak wziął głęboki oddech. Ciepłe, oschłe powietrze wpłynęło do jego płuc. Harry nienawidził teraz duchoty pomieszczenia prawie tak samo mocno jak przeszywającego palenia. Mimo wewnętrznego cierpinia, stanął na nogi i drżącymi dłońmi uchylił okno. Zimna bryza uderzyła jego spocone ciało i zmieszała się z gorącem, co przyprawiło go o dreszcze. Wiedział, że się przeziębi jeśli będzie stał tam moment dłużej ale nie obchodziło go to. Lodowaty wiatr sprawiał, że pieczenie wydawało się łagodniejsze. Jego wzrok utkwił w niebie. Co wywołało tak mocny ból..? Zaczął się martwić. Jakiś dziwny stres go dopadł, jakby jego ciało nauczyło się reagować w ten sposób ilekroć jakaś mała rzecz wywoływała jego podejrzenia. Wtedy, patrząc na czarne jak smoła niebo, coś zobaczył. Mały punkt, jasny niemal jak gwiazda zmieniał się w osobę na miotle gdy tylko wytężało się mocniej oczy... ktoś patrzył na jego z góry, biały jak ściana, mokry od deszczu, zbyt daleko by rozpoznać kim był i zbyt blisko by nie wprawić Harrego w stan przedzawałowy. Przez całą sale rozległ się głośny trzask zamkniętego okna, a chłopak opadł na podłogę, oddychając głęboko. To było prawdziwym, złym snem...

***********************************

To nie tak, że mieli kiedykolwiek zamiar odsuwać Rona. Kochali go mocno, choć Harry czasem miał wrażenie, że Hermiona jeszcze mocniej. Jednak to nie zmieniało faktu, że w takich sprawach nie był dobry. Dlatego teraz to dziewczyna chodziła niespokojnie przed jego łóżkiem, jej włosy zakrywały delikatną twarz, a z ust wydobywały się ciche szepty, podobne do tych, które czasem słyszał w swoich snach.

- Ból musiał się skądś wziąć. - Zaczęła. - Ale... może coś Ci się przywidziało? Może nic nie widziałeś? Niemożliwe, że to był...sam wiesz kto...

Jej głos był teraz jeszcze mniej słyszalny niż moment temu..bardzo starała się być subtelna i delikatna, jednak wybraniec rozumiał, że to nie zawsze było możliwe. Wziął głęboki oddech i zagryzł wargę.

- Nie wiem, Hermiona. Ale nie możemy tego tak zostawić.

- Jasne, że nie możemy! - Podnosiła głos mocno i szybko jak wystrzał z rakiety. - Po prostu... musimy poprosić kogoś o pomoc...

Dziewczyna usiadła na łóżku, które lekko zaskrzypiało. Harry wiedział, że to prawda, ale tak naprawdę nie było dookoła nikogo kto mógłby wyciągnąć do nich dłoń w jakiejkolwiek kwestii... Zacisnął mocno wargi, a potem do niego doszło. Przerwał długą chwilę ciszy.

- A może...Snape? - Zapytał ciszej, lustrując wzrokiem swoją przyjaciółkę. - On mógłby dać nam jakieś...informacje o czarnej magii, albo chociaż w małym stopniu skąd może brać się ten ból...

Jej zmartwiona twarz szybko zmieniła się w obrzydzoną i zmarszczyła swój zadarty nosek. Potter mógł się tego spodziewać. Sam nigdy nie pomyślałby o takim szaleństwie... Ale profesor jako jedyny miał bardziej...ciemną widzę. Jakąś mroczną... To wydawało się mieć jakieś powiązane z bólem i postacią na niebie, chociaż sam chłopiec który przeżył nie wiedział jeszcze jakie. Brunet spojrzał na nią ostrożnie. Ona też wiedziała, że to dobry pomysł, ale nie chciała nawiązywać kontaktu z nauczycielem. Zresztą, kto by chciał..?

- Nie rozumiem. - Powiedziała w końcu poirytowana. - To nie ma sensu Harry... kompletnie nie ma sensu!

Gryfon westchnął ciężko.

- Hermiona...

- Nie przerywaj mi teraz! - Dawno nie słyszał jej głosu tak zirytowanego jak wtedy.

Dziewczyna nie lubiła wynosić tak ważnych spraw spoza ich grona, więc teraz, gdy było to konieczne, mocno zahaczało to o jej delikatną strefę komfortu. Tym bardziej, gdy tą osobą na być sam Severus Snape.

- Wiem, że go nie lubisz...Ale może warto spróbować..? - Harry starał się brzmieć pocieszająco, jakby problem dotyczył bardziej jej, niż jego.

- Ty też go nie lubisz. - Syknęła cicho.

- Tak, masz racje... - Westchnął ponownie chłopak. - Ale potrzebuje tych informacji. Może to zły pomysł, tylko, że ja nie mam innego...

Dziewczyna milczała znów przez moment.

- On jest obrzydliwym, wrednym, brzydkim koszmarem który męczy wszystkich uczniów w szkole samym swoim towarzystwem. - Wycedziła przez zęby.

To wydawało mu się tak zabawne, że aż parsknął. Ron i Hermiona przejęli od siebie niektóre zachowania i było to śmieszniejsze niż się mogło wydawać. Brunet kiwnął głową, rozumiejąco.

- Ta, wiem. Czasem nie mogę na niego patrzeć. - Przyznał dobrowolnie.

Dopiero wtedy ponura mina nastolatki zeszła i oboje zaśmiali się, pieczętując tym jakby cichą zgodę między nimi. Wszystko było dobrze dopóki nie usłyszeli kroków, a następnie szybkiego biegu wzdłuż korytarza, zanim brunetka wynurzyła się zza drzwi. No...pięknie.

Killing task  - DRARRY 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz