Nikt go nie ostrzegł, że udawanie chociaż minimum tolerancji w stosunku do kogoś kim gardzi się aż do tego stopnia, to takie trudne zadanie. Denerwowało go wszystko, od niezręcznych słów Pottera, do jego szorstkiej skóry dłoni aż po zielone, duże oczy... ( przynajmniej tak sobie mówił ). Nie rozumiał czym tak fascynowali się inni, a raczej nie chciał dopuścić faktu, iż on też to widzi.
Mimo całej niechęci, poczucia niesprawiedliwości, nerwów i absolutnej furii w jego wnętrzu, wiedział, że nie ma wyjścia. Musiał przekonać do siebie gryfona, żeby zdobyć jego zaufanie. Musiał go zabić, żeby sam mógł przeżyć ( choć dalej nie zdawał sobie sprawy z tego ciężaru tak do końca ). Dlatego teraz, czując się jak kompletny idiota, wołał go, by nie wychodził. Boże, jak żałośnie...
- Czego ty jeszcze chcesz, Malfoy?
Odwrócił się z powrotem. Głos miał zmęczony, brwi zadarte, jakby nie wierzył że da się być tak bezczelnym i jeszcze próbować. Szczerze, Draco też nie wierzył. Że może być taką ofierą losu. Gdy blondyn ujrzał ten wyraz twarzy, zacisnął pięści.
- Naprawdę chce podziękować. Wiem, że pewnie masz-
- Nie chce żebyś mi dziękował. Po prostu pójdę już i ustalmy że jest okej. - Przerwał mu bliznowaty, z nieodpartą chęcią ucieczki.
- Nie. Czy... jest coś co mogę dla ciebie zrobić? W zamian? - Słowa ledwo przeszły mu przez usta.
Proponowanie tego trafiało w jego dumę, umysł, a nawet usta Draco, wywołując nieprzyjemne uczucie. Nigdy nie sądził, że przełamywanie niechęci jest tak trudne i męczące, nawet jeśli tylko udawał...
Szczerze mówiąc, nawet nie miał pomysłu jak ma przekonać Pottera do siebie. Miał jedynie nadzieję, że ludzie nie pomyślą o nim niebawem jak o piesku tego pieprzonego gryfona, który za nim lata, bo jeszcze niedawno śmiał się z swojego własnego kulciku uwielbienia. Nie miał zamiaru być traktowany jako ktoś kto liże dupe wielkiemu Harremu Potterowi. Doprowadziłoby go to do szału... a jednak, w pewnym sensie nie miał wyjścia. Mógł zbliżyć się do niego tylko poprzez przebywanie z nim.Brunet wyraźnie myślał dłuższą chwilę. Skupienie na moment rozwiało jego brak zainteresowania i wyraźną chęć ucieczki ze skrzydła szpitalnego. Mimo to, głośne westchnięcie prędko przywróciło wcześniejszy stan.
- Jeśli nie pamiętasz jak się tu znalazłeś i co się stało, to nie ma nic co mógłbyś dla mnie zrobić. - Odparł krótko.
Na tym etapie ślizgon był bliski wybuchu. A co go to do cholery obchodzi? To nie jego sprawa, nic go to nie powinno interesować. Zresztą, nawet nie może mu tego powiedzieć, czego się spodziewa.
- Jeśli sobie coś przypomnę, powiem ci, dobra? - Wymamrotał na ostatkach cierpliwości.
Złapał jeszcze krótki kontakt wzrokowy z chłopakiem i poczuł dziwnie ściśnięcie w środku. Nie umiał go umiejscowić ani wyjaśnić. Patrząc jak gryfon wychodzi z sali, zdał sobie sprawę, iż pierwszy raz rozmawiał z nim tak długo.
°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°
Minęły z trzy dni. Hermiona i Ron nie przeoczyliy powrotu Dracona, jak i nieco spiętego zachowania Harrego. Próbowali pytać, ale nie wyszło z tego nic więcej oprócz suchych, nieco mijających się z prawdą odpowiedzi, więc w końcu odpuścili ( na razie ). Blondyn za to myślał, i to dość sporo, o planie działania i tym jak ma przestać odczuwać tak ogromną złość za każdym razem gdy przebywa blisko swojego dotychczasowego wroga. Nie był dobrym aktorem, więc chociaż połowiczne uspokojenie emocji było tutaj wymagane...
Wyszedł ze skrzydła jakiś dzień temu i teraz czekał pod salą od eliksirów, czekając na przyjście profesora Snape'a z pozostałymi uczniami. Był ponury, niechętnie nastawiony i wiedział, naprawdę wiedział, że dziś jest dzień wykonania jego ruchu. Zauważył rude, a zaraz potem czarne kosmyki włosów zza rogu. Jak zwykle spóźnieni, tym razem z odrobiną szczęścia Ron i jego "ukochany" wybraniec dobiegli do jeszcze zamkniętej klasy.
- Myślałem, że nie zdążymy, stary...-Wysapał Weasley.
Draco zadarł brew. No tak, cholera, przecież dziś mieli z gryfonami... czując szanse na wprowadzenie swojego planu w życie obserwował rozmowę dwóch przyjaciół.
- Mówiłem Ci, żebyśmy wyszli szybciej...
- To nie moja wina! Hermiona nas zagadała, zrzucaj na nią!
Kawałek zwiniętego pergaminu zdzielił szybko chłopaka przez głowę, a Draco uśmiechnął się z nieukrywaną satysfakcją. Kretyni...
Ron wzdrygnął się, a czarnowłosy nauczyciel otworzył sale bez słowa i wkroczył do środka, wpuszczając swoich uczniów. Harry parsknął cicho, pociągając za sobą Rona.
- Jak widać nawet komentarz nie był potrzebny...
- Dostałem za samo istnienie, mówię ci, ten stary zrzęda nie lubi mnie bardziej niż ciebie... - Wysyczał jeszcze Ron.
Draco umknął fakt, że lekki śmiech Harrego nie rozdrażnił jego uszu aż tak jak zwykle i wszedl ostatni, zamykając za sobą drzwi.
No dobra, chyba czas zrobić z siebie idiote...
Rozejrzał się po klasie. Naprawdę dziwił się sam sobie, iż tak łatwo przychodzi mu na te chwile znoszenie tego wszystkiego... ( mimo, iż w sumie nic jeszcze nie zrobił...).
Potter zajął miejsce gdzieś z tyłu. Rozłożył książki, zeszyt i usiadł, nie przywiązując najmniejszej uwagi do Malfoya.
Draco prychnął i szybkim krokiem zbliżył się do jego ławki. Rzucił na nią książkę, odsunął z głośnym szurnięciem krzesło, a wzrok Pottera wylądował na nim natychmiastowo. Zdziwienie szybko zastąpiło zmieszanie.
- Co ty robisz..? - Wymamrotał, zadzierając brew.
Draco nie zauważył na jego twarzy żadnego obrzydzenia którego się spodziewał, ku jego zdziwinieniu. Czasem zapominał, że gryfon nie był aż tak zepsuty jak on i fakt ten sprawiał, iż robiło mu się jakoś gorzej.
- Nic. Siadam. - Wzruszył ramionami.
Na końcu języka miał "Potter", jednak się powstrzymał. Harry zmarszczył brwi wyraźnie niezadowolony. Rudzielec cofnął się, pewien, iż to on zajmie miejsce teraz ślizgona, jednak kiedy go zobaczył cofnął się z powrotem i parsknął, jakby wyśmiewał los ciemnowłosego.
- Dzięki, stary... - Wysyczał do niego markotno.
Właściwie, cała sala na nich patrzyła. Raczej nikt się nie spodziewał zobaczyć ich razem. Blondynowi to w sumie nie przeszkadzało, lubił uwagę. Może tylko niezadowolenie wybrańca które teraz dostrzegał nieco zepsuło mu humor...
W każdym razie, lekcja się zaczęła.
CZYTASZ
Killing task - DRARRY 18+
FanfictionZabicie twojego największego wroga nie wydaje się problemem. Oczywiście, jeśli nie jesteś w nim zabójczo zakochany. JEST TO FANFICION, ŻADNE POSTACIE NIE NALEŻĄ DO MNIE, OKŁADA TEŻ, DUŻO GEJOZY, BAW SIE DOBRZE I NIE PSUJ ZABAWY INNYM, DZIĘKI, DOWIDZ...