~ Draco ~

110 4 0
                                    

Właściwie, był dziś nie do życia. Pomijając fakt, że zupełnie zapomniał o tym durnym meczu, czuł się jak śmieć. Był zmęczony, chciało mu się wymiotować z nieznanego powodu i nie widział Pottera. Znaczy... nie chodzi o to, że to miało jakiś diametralny wpływ na jego samopoczucie, po prostu... lepiej jak był w pobliżu.

Teraz Malfoy unosił się na boisku, wśród innych graczy qudditcha, ledwo przypomny, czując jak jego ciało jest ciągnięte samoistnie ku ziemi. To będzie ciężki mecz...

Wszyscy dookoła wiwatowali, krzyczeli, choć nawet nie zaczęli grać. Dla Malfoya już było za głośno.

Podniósł wzrok i zobaczył jego. Zielone oczy, nieobceny wzrok. Ciemne włosy opadające na czoło.
Potter. Zupełnie zapomniał, że grał dziś z Potterem. Na widok niepewnego, dziwnie wycofanego gryfona coś w niego trafiło. Natychmiastowo ruszył, zdeterminowany. To nie tak, że chciał wygrać, po prostu musiał odpędzić myśli od tego dziwnego stanu osłupienia.

Nie leciał zbyt długo. Jego pęd wśród chumur przerwał okropny ból w nadgarstku. Syknął z zaskoczenia i spojrzał na niebo, które nagle podświetliło się jednym, ogromnym przerażającym znakiem.

Nie... nie! Czemu, dlaczego teraz?! O co chodzi, przecież on tego nie zrobił, kto tu jest?!

Panika była do przewidzenia. Szczerze mówiąc, on sam poczuł jak robi mu się słabo. Nagły paraliż ogarnął jego ciało, nie był w stanie nawet zejść z miotły. Natychmiast zaczął szukać w tej panice Harrego, pewien, że zdążył już zejść na ziemię. Ale on wisiał dalej w powietrzu, ledwo utrzymując się na miotle i wyglądając jakby miał zaraz się z niej przewrócić. I Draco nie musiał czekać długo, bo zaraz potem chłopak przechylili się niekontrolowanie ku ziemi. Malfoy poczuł jakiś nagły impuls i jego strach się pogłębił. Odruchowo popędził w te stronę gryfona i złapał go w pasie, oddychając ciężko. Wciągnął go na swoją miotłę z jakąś desperacją, a potem przycisnął do siebie. Boże, jak się przez moment przestraszył...

Nie myślał o tym długo. Ani o strachu ani o panice z którą przyciskał jego nieprzytomne ciało do siebie.

○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○○

- Powinieneś uważać, Potter. Całkowicie cie odcięło. - Kontynuował bezemocjonalnie Draco.

Ciężko było utrzymać jednak pokerową twarz, po tym, jak stał pod skrzydłem szpitalnym dwie godziny, czekając aż Pani Pomfrey go zawoła. Naprawdę wolał tego nie kalkulować. Harry patrzył na niego chwile, jakby pół przytomnie. Przetarł zielone, duże oczy i ziewnął, jakby wybudził się z długiej, dobrej drzemki.

- To ty mnie złapałeś..? - Zapytał ciszej.

Jego głos wydawał się tak spokojny, a ton tak słodki, że serce Dracona nieco stopiło się gdy tylko go usłyszał. Poczuł jakieś ciepło, a wraz z nim ponowne zmartwienie. W tej chwili nie był już w stanie stać dalej na nogach. Zbliżył się do łóżka Harrego i powoli, ostrożnie na nie usiadł.

- Tak, to ja. Prawie spadłeś z miotły. Co ci się stało, Potter..?

Oczy gryfona jeszcze błądziły niepewnie pomiędzy salą a sylwetką blondyna.

- Widziałeś znak...

- Widziałem. Ale nikt od niego nie mdleje. Więc co się stało?

Ślizgon próbował jakoś uspokoić buchający w nim stres. Czuł jakąś absurdalną paranoje, że ktoś pomyśli, iż to on przywołał ten znak. Już w głowie miał widok Azkabanu i jego zimnych, pustych ścian. Przełknął odruchowo ślinę.

- Blizna. Znowu bolała. - Wytłumaczył powoli gryfon, przyglądając mu się jakoś bardziej niż zwykle. - Coś nie tak?

Draco na niego zerknął. Jakim cudem on zauważył?

- To nie twój problem, Potter. Inni powinni się teraz martwić o ciebie, a nie ty o nich. - Odparł, spuszczając wzrok.

Prawda jest taka, że to wszystko go przerastało. Wizja zabicia kogolwiek wciąż wydawała się odległa i straszna, te wszystkie znaki, presja, lęk przed własną śmiercią, więzieniem, fakt, że niekontrolowanie zaczął martwić się o gryfona... To było dużo. Za dużo. Poza tym dom... dom, którego nie miał. Nie czuł się chciany w Hogwarcie, a u siebie to już w ogóle. Nie miał swojego miejsca. Te wszystkie myśli sprawiły, że poczuł gule w gardle, a zaraz potem jego obraz zaczął się zamazywać. Czy on zacznie płakać..? Cholera, jaki idiota, nie może, nie tutaj, nie przy Harrym. Czemu w ogóle nagle mu się na to zebrało..?

- Draco... - Usłyszał znowu jego głos.

Był jakiś... delikatniejszy..?

- Nie, nie, nic. - Syknął ślizgon, przecierając oczy. - To serio nie twoja sprawa. Po prostu siedź tu i postaraj się już nie spadać z miotły, Potter.

Blondyn wstał szybko, a jego duma zaczęła szeptać w głowie słowa takie jak frajer i ciota. Zrobiło mu się jeszcze gorzej...

- Nie. Usiądź tu, możemy... pogadać.

- Pogadać? Niby o czym? Nie potrzebuje żeby ktoś mnie klepał po pleckach, nie jestem jakimś przegrywem!

- Nikt nie powiedział, że jesteś...

Wzrok obu chłopaków się nie spotkał. Ślizgon stał tyłem do gryfona i zaciskał mocno ręce, gry ten lustrował go swoimi zielonymi oczami. Draco nie był w stanie powiedzieć jakie spojrzenie miał teraz Harry. Był zirytowany? Myślał, że Malfoy robi jakąś scene? A może w ogóle chciał, żeby już wyszedł? Blondyn miał wszystkie możliwe scenariusze w głowie. Jednak wtedy Harry, kładąc powoli rękę na jego spięte ramię, zbliżył się mocno i docisnął delikatnie do pleców Dracona. Ten od razu cały zesztywniał.

- Co ty robisz..?

Killing task  - DRARRY 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz