~ Draco ~

124 4 0
                                    

Nie mógł spać w nocy. Wcale. Każde, nawet ciche skrzypnięcie sprężyn łóżka go otrzeźwiało, gdy był już blisko spoczynku. Słyszał oddech Blaisa obok, mamrotanie Goyla i wiatr, przez który niemal drżały szyby.

Poza tym, jego głowa, zatoki... bolały tak bardzo, że blondyn miał błędne przekonanie o jakimś krwotoku wewnętrznym. Na pewno zmarzł, może przemókł od wcześniejszego deszczu. Szczerze mówiąc, nie pamiętał.

I choć na pozór można by stwierdzić, że to sytuacja z Harrym wprawiła go w taki stan napięcia, co innego wywoływało to nieprzyjemne uczucie.
Jego ciało było nieruchome, miał dziwny posmak w ustach. Serce biło szybciej niż powinno, mimo, iż chłopak leżał już od dwóch godzin w łóżku i nie było nic co mogło taki stan rzeczy spowodować. Draco nie pamiętał kiedy ostatnim razem było mu tak nieprzyjemnie. Próbował ignorować to uczucie poddenerwowania, udając, że wcale go nie ma. Myślał o jakiś bzdurach, o tym, co będzie jutro robił, jakie będzie miał zajęcia, na co będzie musiał się uczyć. Ale to w żaden sposób nie pomagało w tym dziwnym stanie w klatce piersiowej, ani w szybkim oddechu.

Z tyłu głowy wiedział, że to poczucie winy. Wyobrażał sobie jak zielona iskra z jego różdżki uderza ciało Harrego i odrzuca je do tyłu, jakby to już miało miejsce, jakby tego dokonał. Widział puste oczy chłopaka, a następnie całej masy ludzi, którzy mieli dla niego większe znaczenie. Byli mu bliżsi. Widział Pansy, Blaisa, matkę, czy nawet te ładną ślizgonkę Astorie, która trafiona morderczym płomieniem pada bez życia na ziemię, lub jej ciało rozsypuje się w powietrzu. Właściwie, Dracon nie wiedział jak wygląda śmierć od zaklęcia niewybaczalnego. Nigdy nie był świadkiem naoczym takiego morderstwa, więc nie wiedział, czy osoba taka upada i umiera powoli jak od wbicia w brzuch noża, czy przemienia się w pył niczym płonący feniks. Straszne wyobrażenia spotęgowały się od myśli, iż żadna osoba trafiona promieniem śmierci nie odrodzi się jak feniks. Po prostu jej nie ma.
Nie wiedział czemu rozważania o morderstwie Pottera przetaczały również niewyraźne obrazy śmierci innych osób. Może jego umysł chciał go tylko mocniej przerazić... wizja zniknięcia przyjaciół wprawiała go o zawrót głowy i wtedy właśnie pomyślał także, co będą czuć Ron i Hermiona kiedy dowiedzą się, że życie bruneta tak szybko się skończyło...

Przeszła go gęsia skórka, a potem poczuł jakby miał się rozpłakać. Może gdyby tylko widział Harrego mniej jak człowieka a bardziej jak cel...Ale jak mógłby to zrobić? Jak mógłby zaprzestać zdrowego, ludzkiego myślenia?

Nastolatek skulił się pod kołdrę. Jak nigdy chciał by ktoś przy nim teraz był. Ale potem stwierdził, że to samolubne. To on miał zrobić Harremu krzywdę i jeszcze teraz oczekuje pocieszenia..?

Gdy myśli stały się wykańczające, zdał sobie sprawę jak późno się zrobiło. Powieki stały się cięższe... wszystko się nagle rozpłynęło. A gdy obudził sie na drugi dzień było lepiej. Przynajmniej do czasu...

***********************************

Lekcje wydawały się minąć zaskakująco szybko. Szybciej, niż zwykle... Draco dalej był spięty. Dobrze pamiętał co obiecał gryfonowi i to sprawiło, że jego ciało nieruchomiało nagle i mocno, w losowych momentach dnia. Ręce mu się pociły gdy podążał przepełnionymi korytarzami Hogwartu, jego buty obijały się rytmicznie o ziemię a w głowie miał pustkę i mętlik. Nie wiedział czy stresował się tak spotkaniem z Potterem przez wspólny język który wczoraj odnaleźli, ciągłe wątpliwości z tyłu głowy czy to co miał niedługo zrobić...

Mimo to, była w tym jakaś nadzieja. Wczoraj było miło...prawda?

Blondyn stanął przed skrzydłem szpitalnym i wziął głęboki oddech. Przez moment się jeszcze wahał... ale wiedział, że to nie ma sensu. Obiecał i jeśli teraz nie przyjdzie do gryfona, z jakiegoś powodu wiedział, że będzie się czuł ze sobą jeszcze gorzej...

W końcu jego kroki rozeszły się echem po prawie pustej sali. Był to czas obiadowy, więc obecnie brunet nie miał żadnych gości... siedział samotnie, na końcu sali, patrząc jak osobne krople deszczu obijały się o szyby.

Gryfon siedział na łóżku, jego zielone oczy były wyraźnie zmęczone i znudzone. Nie zauważył blondyna na początku. Wydawał się jakby nieobecny, podróżował gdzieś myślami... Draco poczuł przez moment dziwną chęć wycofania się.

- Huh? - Chłopak nagle odwrócił się, a widząc kto do niego zawitał, przywołał swoją typową niezręczność na twarzy. - Draco...

- Hej, Potter. - Mruknął ślizgon.

Jego lodowaty wzrok od razu powędrował gdzieś indziej, skrzyżował ręce. Czuł, że oczy wybrańca go świdrują...

- Zapomniałem, że przyjdziesz. - Uśmiechnął się słabo. - usiądziesz?

Malfoy łypnął na niego i nagle poczuł się jak idiota. Świetnie, czyli tylko on o tym pamiętał a teraz zrobił z siebie debila! Już miał warknąć coś pod nosem, ale zamiast tego przysiadł obok chłopaka i wziął głęboki oddech. Ostatnio miał wrażenie, że wszystko idzie jakoś na przekór jego planów.

Milczał chwile, nie wiedząc co powiedzieć. Nagle jakoś się wstydził...

- A ty jak się czujesz? - Mruknął Harry, który w przeciwieństwie do niego cały czas świdrował go swoimi oczami.

Ten jego delikatny, a jednak nieco męski głos, połączony z typową niezręcznością którą przy nim teraz pokazywał jakoś irytował Dracona. Ale lepsza niezręczność niż złość...

- A jak mam się czuć? - Burknął trochę za mocno.

- No...nie wiem, dlatego się pytam.

Blondyn westchnął. Jeśli chciał doprowadzić jego...zadanie do końca, musiał być miły. Zbliżyć się do Harrego. Ale po wczoraj to jakieś...bardziej trudne. Myśl o tym co miał zrobić...stop.

- Czuje się dobrze. - Odparł nagle spokojniej. - A ty?

Harry zmarszczył brwi ale nie skomentował. Zamiast tego chrząknął.

- Lepiej. Chociaż dalej bolą mnie żebra...Pani Pomfrey powiedziała, że  "nieźle łupnąłem" cokolwiek to znaczy...

Głos nastolatka był teraz ostrożny, jakby chciał wyczuć swojego rozmówcę. W tym samym czasie, starał się mówić dużo, jakby bał się niezręcznej ciszy.

- Nie dziwie się, że boli, spadłeś z miotły. - Mruknął blondyn. - Dobrze, że to tylko żebra. Co oni w sumie robią żeby je wyleczyć?

- Dają mi jakieś dziwne olejki i mikstury do picia. Są...obrzydliwe.

- W takim razie rudzielec ma szczęście, że to on nie spadł bo jego język toleruje tylko tony kurczaka i litry soku z dyni...

Miało to wybrzmieć bardziej wrednie niż żartobliwie, ale przez przypadek tak nie wyszło, a Draco usłyszał ciche parsknięcie.

Podniósł szybko wzrok na ciemnowłosego i zadarł brew. Choć jego twarz dalej była zmęczona, teraz kąciki ust lekko unosiły się ku górze i był to pierwszy raz, kiedy gryfon zrobił przy nim taką minę. Nagle poczuł się... miło.

- Tak, zresztą Ron nie znosi dobrze bólu. - Odparł Potter, gdy ich oczy się spotkały.

- Nie? Ma piątkę starszych braci, powinien nauczyć się co to ból żyjąc z nimi przez szesnaście lat. - Draco sam się uśmiechnął.

On...uśmiecha się...Do Pottera... co za szaleństwo. Szybko zatarł te myśl, bo Harry zrobił to samo... I gdyby były to inne okoliczności i inna osoba, ślizgon przyznałby, że zdecydowanie jest to ładny wyraz twarzy...

- Draco?

- No?

- Zostaniesz trochę dłużej?




Jednodniowe opóźnienie rozdziału tłumaczę tym, że wywaliło mi prąd w domu 🥲

Killing task  - DRARRY 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz