W Londynie nie dowiedzieliśmy się niczego. Zrezygnowani i zmęczeni gonieniem za tym skarbem, obraliśmy kurs na Tortugę, aby nie pogłębiać naszej irytacji. Nie, nie poddaliśmy się. Ten skarb będzie nasz, tylko jeszcze nie teraz.
Parę nocy temu, w dzień, gdy opuszczaliśmy angielski port, na statek wróciliśmy bardzo późno. Wraz z Jack'iem byliśmy przekonani, że mój ojciec wpadnie w szał, jednakże zrobił coś zupełnie innego. Zapytał się, czy wszystko z nami w porządku, a następnie powiedział o swoim niepowodzeniu dotyczącym zdobycia informacji na temat pożądanego przez nas złota, był przy tym nad wyraz spokojny. Spojrzałam, wtedy na Esperanzę, lecz ona podniosła jedynie ręce do góry z niedowierzającym wyrazem twarzy. Późną nocą, rozmawiałyśmy o jego dziwnym zachowaniu i obydwie byłyśmy zaskoczone oraz stwierdziłyśmy, iż coś jest nie na miejscu, ale nie wiedziałyśmy co dokładnie.
~☆~
Z oddali można już było ujrzeć emanującą światłem wyspę, jednak zamiast ulgi, z każdym dniem spędzonym ze byt opanowanym Hectorem, czułam się co raz bardziej dziwnie.
Barbossa widząc mnie i Jacka razem nie reagował lub zwyczajnie oraz spokojnie odchodził. Przerywał nam nasz wspólnie spędzany czas jedynie, gdy miał coś do przekazania odnośnie załogi albo chciał powiedzieć coś mi. Za każdym razem wymienialiśmy ze Sparrow'em zdziwione spojrzenia, lecz nikt się nie odzywał. Najbardziej nas zdziwił fakt, iż nie zatrzymał mnie, wymykającej się do kapitańskiej kajuty, a jedynie uśmiechnął się delikatnie.
Te zachowania nie pasowały mi kompletnie do mojego ojczulka, jednakże nic nie mogłam z tym zrobić, gdyż nigdy nie chciał mi odpowiedzieć, kiedy się go pytałam, czy coś się stało.
~☆~
- Jesteś tego pewny ojcze? - zapytałam już po raz trzeci
Od czterech dni byliśmy na Tortudze. Dziś mieliśmy wypływać, lecz mój ojciec oznajmił, iż chce zostać.
- Tak, jestem pewny Bello. Muszę załatwić pare rzeczy, a, gdy tylko skończę, zobaczymy się ponownie. - uśmiechnął się do mnie czule
- Dobrze - przytaknęłam i przytuliłam się do niego ze załzawionymi oczami
Całe swoje życie byłam przyzwyczajona do jego nieobecności, ale odkąd zaciągnęliśmy się u Sparrowa, trudno mi się jest z nim rozstawać na dłużej niż jeden dzień.
- Będę na ciebie czekał, nigdzie nie odpłynę, zresztą wierze, że kapitan zadba o twoje bezpieczeństwo. - spojrzał na chłopaka, kiedy się ode mnie odsunął
- Oczywiście Hectorze. - rzekł pewnie podchodząc bliżej nas - Nawet za cenę własnego statku oraz życia. - dodał, a mnie dopadło dobrze znane uczucie ciepła i róż na policzkach
- Do zobaczenia ojcze. - powiedziałam, po czym udaliśmy się na statek
- Wciągnąć kotwicę! Stawiać żagle! - krzyknął Jack
- Spokojnie Hectorze! - krzyknęła machając czarnowłosa - Wrócimy zanim zdążysz zatęsknić! - parsknęłam śmiechem natomiast mój ojciec przewrócił oczami
- Nie ma tego złego, co na dobre by nie wyszło. Przynajmniej nie będę się czuć dziwnie, gdy nie zobaczę żadnej reakcji z jego strony, kiedy choćby pocałuję Jacka. - stwierdziłam z lekkim uśmiechem
- Dokładnie, najważniejsze, że spędził z tobą twoje urodziny, reszta nie jest na razie tak istotna. - machnęła dłonią
wspomnienie
CZYTASZ
Beyond The Horizon | Captain Jack Sparrow
Fanfiction- Żałuję - zaśmiałam się gorzko na te słowa - Czego żałujesz? - zapytałam - Tego, że mnie zdradziłeś, opuściłeś czy kłamstw, które mi wmawiałeś w żywe oczy? - - Żałuję, że nie dałem rady ich powstrzymać przed opowiedzeniem ci rzeczy, które nigdy nie...